Spis treści
Jak przekonuje Jacek Saryusz-Wolski, to co Niemcy wpłacają netto do budżetu UE tj. około 25,1 mld euro (2021 r.) to nic w porównaniu z korzyściami jakie czerpie Berlin.
I rzeczywiście, nawet dane sprzed pandemii, kiedy dysproporcje między europejskimi państwami nie były aż tak wyraźne jak obecnie, potwierdzają, że kraj ten już wtedy był największym beneficjentem: unii celnej, waluty euro, układu z Schengen oraz umów handlowych z państwami trzecimi. W raporcie pt. "UE niesie swym członkom wielki dobrobyt", niemieccy badacze dowodzą, że Unia zapewnia wymierne korzyści wszystkim sygnatariuszom traktatów, pozwalając by PKB całego obszaru wolnego handlu rosło nawet o około 940 mld euro rocznie. Przy czym, analitycy otwarcie przyznają, że choć relatywnie na UE najbardziej korzystają małe kraje to właśnie Niemcy zyskują nominalnie najwięcej, bo 170 mld euro rocznie wzrostu PKB. A co z resztą stawki?
Korzyści pomijane przez analityków
Badacze z Kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej twierdzą, że zyski średnich państw takich jak Polska, wynikające z utrzymywania jednolitego rynku europejskiego odpowiadają mniej więcej za połowę wzrostu zamożności państwa. To dużo, ale w porównaniu z Niemcami, które zawdzięczają mu nawet 80% wzrostu bogactwa to już spora różnica. Co jednak istotne, analitycy, w swych obliczeniach pominęli skutki swobodnego przepływu kapitału i siły roboczej, a przecież z tych udogodnień związanych z jednolitym rynkiem wciąż najbardziej korzystają firmy z państw Europy Środkowej i Wschodniej. Nie zmieniło się to nawet po wejściu w życie w lipcu 2020 r. dyrektywy dotyczącej pracowników delegowanych, zmniejszającej realnie konkurencyjność przedsiębiorstw z Europy Środkowej i Wschodniej, choć jednocześnie poprawiającej sytuację osób zatrudnionych w firmach z tego regionu.
Brytyjczycy zyskiwali najmniej
Przyglądając się nadmiarowym zyskom Niemiec z jednolitego rynku europejskiego nie można pominąć kazusu Wielkiej Brytanii - państwa, którego w UE już nie ma, a które według badaczy z Kilonii czerpało najmniejsze korzyści z tytułu dostępu do tego rynku. Analitycy tłumaczą taki stan rzeczy specyfiką gospodarki brytyjskiej opartej na sektorze usług oraz faktem prowadzenia szerokiej wymiany handlowej z państwami spoza organizacji. Ostatecznie te oraz inne czynniki przyczyniły się do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, a rosnące różnice między państwami w kwestii zysków z jednolitego rynku były jednym z tematów kampanii informacyjnej przed referendum w sprawie wyjścia Zjednoczonego Królestwa z UE. Czy jednak istnieją rzeczywiste podobieństwa między obecną sytuacją Polski a Wielkiej Brytanii z okresu przed brexitem?
Analogie, które powinny niepokoić
Na pierwszy rzut oka nie widać prostych analogii: jak dotychczas Polska, w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii - była beneficjentem akcesji unijnej, otrzymując nieco ponad trzy euro z każdego wpłaconego do unijnej kasy. Polski biznes co prawda starał się realizować wyzwanie z lat 90. by skupić się na sektorze usług, ale robił to często opierając swe przewagi nie na innowacyjności, a na taniej sile roboczej, więc po zmianie dyrektywy dotyczącej pracowników delegowanych ekspansja polskich firm usługowych nie jest już tak oczywista. Na pewno jednak polska gospodarka wciąż nastawiona jest na eksport. Byłaby to dobra wiadomość, gdyby nie rosnące ceny energii i koszty, które państwo polskie będzie musiało ponieść w związku z transformacją energetyczną. Wreszcie zmienia się struktura wymiany handlowej Polski: wojna na Ukrainie przyspieszyła zakupy zbrojeniowe, a te warte dziesiątki miliardów dolarów realizowane są przede wszystkim poza jednolitym rynkiem UE, tj. w USA i w Korei Południowej.
To może mieć konsekwencje. Największe zagrożenie, a zarazem podobieństwo z Wielką Brytanią wiąże się jednak z bilansem płatniczym między budżetem polskim a unijnym.
Polska może wejść na ścieżkę Wielkiej Brytanii
Wielka Brytania będąca państwem zamożnym wpłacała do unijnej kasy znaczne środki, nawet 12,9 mld funtów (ok. 69 mld zł) rocznie. Polsce już teraz grozi wejście na brytyjską ścieżkę małych zysków, wobec relatywnie wysokich kosztów przynależności do Unii. Stanie się tak, jeśli sprawdzą się groźby niektórych lewicowo-liberalnych polityków, dotyczące blokady kolejnych środków unijnych. Wówczas Polska stanie się płatnikiem netto do unijnego budżetu szybciej niż wynikałoby to z naturalnego rozwoju państwa. Czy jednak rzeczywiście to, co miało nastąpić za kilka lat w związku z dynamicznym wzrostem polskiej gospodarki może się zmaterializować znacznie wcześniej, za sprawą unijnych kar i zablokowania funduszy europejskich?
UE wstrzyma kolejne miliardy? Wypłaty są pod znakiem zapytania
Komisja Europejska jak dotychczas uzależniła wypłatę ponad 35 mld euro przeznaczonych na Krajowy Plan Odbudowy od spełnienia tzw. kamieni milowych, w tym wycofania się polskich władz ze zmian w wymiarze sprawiedliwości. W październiku zeszłego roku pojawiły się jednak sugestie, że Polska może mieć trudności z dostępem również do funduszy spójności. A te opiewają na sumę 75 mld euro. Na razie polscy urzędnicy uspokajają, ale sprawa wydaje się otwarta.
Składka Polski rośnie
Utrata funduszy spójności byłaby znacznie poważniejszym ciosem dla polskich finansów publicznych, niż niewypłacenie pieniędzy na KPO. Tym bardziej, że składka Polski do unijnego budżetu rośnie. Według ustawy budżetowej na 2023 r., Polska w tym roku wpłaci na konto Brukseli ponad 33 mld zł, czyli o 8,9 proc. więcej niż rok wcześniej. Tak wysoki przelew jest możliwy między innymi dzięki większym wpływom budżetowym w kraju: rośnie inflacja (14,4% w 2022 r.), więc procentowo rosną też wpływy państwa z podatków. Wzrost składki to także zasługa rozwoju państwa, bo według wstępnych szacunków GUS ze stycznia br. produkt krajowy brutto (PKB) w 2022 r. był realnie wyższy o 4,9% w porównaniu z 2021 r., wobec wzrostu o 6,8% w N2021 r. Ale będzie to marne pocieszenie, jeśli te pieniądze nie wrócą do polskiej gospodarki w postaci unijnych funduszy.
Beneficjent może stać się płatnikiem
Dotychczas Polska była beneficjentem członkostwa w UE. Ten zysk był policzalny. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w latach 2004-2021 zyskała z budżetu UE ponad 210 mld euro, wpłacając "jedynie" około 69 mld euro. Rok 2023 może stać się jednak pod tym względem przełomowym. Warto jednak pamiętać, że nawet po uwzględnieniu zmniejszonych wpływów z unijnego budżetu sam bilans finansowych zysków i strat nigdy nie był i zapewne nie stanie się decydującym wektorem dla opłacalności lub nie członkostwa Polski w UE.
Strefa Biznesu: W Polsce drastycznie wzrosną podatki? Winna demografia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?