Luksus własnego zdania Jana Rokity. Prawo do wspólnej modlitwy. Ustawa antymeczetowa we Włoszech

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Prawo do wspólnej modlitwy. Ustawa antymeczetowa we Włoszech

Jan Rokita

We wtorek niższa izba włoskiego parlamentu uchwaliła „ustawę antymeczetową”, jak się ją popularnie nazywa w Italii. Wszystko wskazuje na to, że nowe prawo zostanie wkrótce zatwierdzone również przez włoski senat.

Cała rzecz jest inicjatywą prawicowej premier Giorgii Meloni, która za pomocą ustawy chce zablokować spontaniczny proces rozrastania się liczby meczetów we włoskich miastach. Nowe prawo zabrania przekształcania lokali należących do organizacji społecznych działających „non profit” w domy modlitwy i obiekty kultu religijnego.

Teoretycznie ta reguła dotyczyć ma wszystkich religii, ale to tylko pozór. Z restrykcji zwolnione bowiem zostają te związki religijne, które mają konkordaty bądź inne umowy z włoskim rządem. A to znaczy, że nie tylko katolicy i protestanci, ale także żydzi, hinduiści i buddyści zostają wyłączeni spod restrykcji. I w praktyce zakaz uderzyć ma tylko w muzułmanów.

Ustawa jest reakcją na szybkie tempo rozrostu liczby muzułmańskich domów modlitwy, powstających w budynkach mieszkalnych, garażach, pawilonach i obiektach poprzemysłowych. Muzułmanie korzystają z liberalnego włoskiego prawa, które organizacjom społecznym, niedziałającym dla zysku, dawało dotąd pełną swobodę dysponowania należącymi do nich lokalami. Nowe meczety, często biedne, prymitywne albo i niebezpieczne dla modlących się, mnożą się więc jak grzyby po deszczu. Bo w przeciwieństwie do włoskich katolików, którzy w większości nie mają potrzeby przychodzenia do swoich pięknych kościołów, świecących w Italii pustkami, muzułmanie naprawdę wierzą w Boga i mają silną potrzebę wspólnej modlitwy.

Organizują się zatem gdzie się da i jak się da, aby stworzyć sobie miejsce wspólnej modlitwy. Nie wiem, jak dla Państwa Czytelników, ale dla mnie jest w tej ich religijnej gorliwości coś imponującego i godnego podziwu.

Można jednak zrozumieć polityczne motywy rządzącej we Włoszech prawicy. Niekontrolowany rozrost liczby meczetów, zwłaszcza w miastach Lombardii czy Veneto, sprawia wrażenie postępującej kulturowej islamizacji kraju. Obawy Włochów budzi także to, iż - jak to zwykle bywa z muzułmańskimi obiektami religijnymi - tworzą się często wokół nich ośrodki radykalnego islamizmu, z pogardą traktujące zeświecczonych i zdemoralizowanych ludzi Zachodu. To jasne, że Włosi patrzą na to wszystko z rosnącym przerażeniem. Rzecz jednak w tym, iż powstawanie nowych meczetów nie jest przyczyną, ale skutkiem zmian społecznych, jakie intensywnie zachodzą w niemal całej Zachodniej Europie.

Wpuściliśmy do Europy i wpuszczamy dalej miliony muzułmanów z krajów arabskich, z Azji i z całej Afryki, a skoro zamieszkali oni między nami, to chcą się teraz u nas modlić do Boga. Jeśli więc zostali wpuszczeni, to w żadnym razie nie powinniśmy dyskryminować ich religijnie.

Na kulturową islamizację Europy Zachodniej patrzę z rosnącą obawą, podobnie jak Włosi i ich charyzmatyczna premier Giorgia Meloni. Rozumiem zatem motywy włoskiej „ustawy antymeczetowej”. Ale nie mogę się zgodzić, abyśmy my - Europejczycy przyznawali sobie prawo utrudniania wspólnej modlitwy przybyszom, którzy mocno wierzą w Boga. Być może współczesny przeciętny Europejczyk nie rozumie potrzeby wspólnej modlitwy, jaką mają wierzący ludzie innych kultur. Jednak prawdziwy problem tkwi w tym, że bezwolnie pogodziliśmy się z zalewem Europy przez muzułmańskich imigrantów. A nie w tym, że ci, którzy tu przybyli, chcą się modlić.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.