Alarm w polskiej branży mięsnej. Kolejne kraje zamykają granice przed Niemcami

Eryk Kołodziejek
Tomasz Parzybut, prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP
Tomasz Parzybut, prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy RP
– Sytuacja w branży mięsnej jest bardzo poważna, biorąc pod uwagę temat pryszczycy. Mimo tego rozwijamy się. Mamy ogromne możliwości – mówi Tomasz Parzybut, prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP w rozmowie ze Strefą Biznesu. Rozmawiamy o problemach, z jakimi mierzy się branża mięsna oraz szansach przed nią stojącymi. Tych drugich jest niestety zdecydowanie mniej.

Spis treści

Spadki na rynku cen tucznika i zagrożenie pryszczycą spędzają sen z powiek

Strefa Biznesu: Jak ma się aktualna sytuacja w branży mięsnej?

Tomasz Parzybut: Sytuacja w branży mięsnej jest bardzo poważna, biorąc pod uwagę przede wszystkim temat pryszczycy. W ostatnich dniach do kilkunastu właścicieli zakładów dzwonili dziennikarze, którzy prosili o komentarz, w sprawie domniemanego ogniska pryszczycy w Polsce. Ostrzegliśmy producentów przed dezinformacją oraz plagą fake newsów. Widoczne jest to również w Niemczech, gdzie pojawiła się informacja o drugim ognisku, tym razem w przypadku kóz. Zostało to szybko zdementowane. Każdy zastanawia się w jaki sposób, po około 40. latach, pojawia się kolejny raz pryszczyca.

Aktualnie Główny Inspektorat Weterynaryjny informuje o wzmożonych kontrolach. Jak ocenia pan działania weterynarii? Jak reagują rynki?

Jestem pod pełnym wrażeniem tego, jak GIW podchodzi do problemu. Każdy transport przyjeżdżający do nas zza granicy jest zatrzymywany, sprawdzane są dokumenty, to czy została przeprowadzona dezynfekcja. Działania weterynarii należy ocenić na najwyższym poziomie. Mamy pełen dostęp do monitoringu informacji dotyczącej ilości transportów do Polski.

Na ten moment zdecydowanie nie możemy powiedzieć, że zalewa nas wieprzowina z Niemiec. Transport w Brandenburgii, czyli rejonie wystąpienia pryszczycy, jest praktycznie zatrzymany. Nie ma tam praktycznie jakiegokolwiek przemieszczenia zwierząt. Wszystko jest na bieżąco kontrolowane. Takie kraje jak chociażby Wielka Brytania, do której wysyłamy ogromne ilości, wstrzymała jakiekolwiek transporty z choćby z najmniejszą domieszką mięsa z Niemiec. Anglia aktualnie przyjmuje ogromne ilości mięsa i przetworów z Polski.

Zakazy wprowadzają również kraje azjatyckie – Korea Południowa zamyka się całkowicie na mięso z Niemiec. Patrząc na hierarchię chorób, pryszczyca jest na samym szczycie, jest najbardziej zjadliwą chorobą. W bardzo łatwy i szybki sposób przemieszcza się. Mówimy o bardzo dużym ryzyku, który ma oczywiście wpływ na sytuację gospodarczą kraju. Bardzo obawiamy się tego, żeby pryszczyca nie pojawiła się w Polsce – to nasze zmartwienie nr 1.

Jako branża intensywnie współpracujemy, po informacji o wystąpieniu ogniska, przeprowadziliśmy wieczorne konferencje z pozostałymi organizacjami, podczas których rozmawialiśmy i przekazywaliśmy sobie informacje. Wspólnie dokonujemy bieżącej oceny sytuacji, zareagowaliśmy również szybko na prowadzoną dezinformację. Główny lekarz weterynarii o tym przypadku również został powiadomiony. Nie jest to łatwy początek roku. Wprowadza to sporą niepewność na rynku. Trzeba pamiętać, że jeszcze przed pojawieniem się pryszczycy, ceny wieprzowiny spadły o 10 eurocentów.

Jak ocenia pan spadki cen?

Pytanie jak zareaguje nasz rynek, czy będziemy mieć do czynienia z zalewem mięsa z Niemiec tak, jak reszta państw. Na ten moment nie mamy takiego problemu, widzimy to po transporcie. Z drugiej strony żaden zakład, który chce handlować i jest zakładem eksportowym – mam na myśli zakłady, które wysyłają do Wietnamu, ale też do Anglii nie pozwoli sobie na ściągniecie na zakup choćby kilograma mięsa z Niemiec, mając świadomość tego, że wiąże się to z brakiem możliwości eksportowych.

Wobec powyższego ciężko powiedzieć jaka będzie ostateczna reakcja rynku. Osobiście mogę zaapelować do konsumentów o zwracanie uwagi na produkty które odbieramy. Wszystkie produkty zarówno polskie, jak i zagraniczne, są w stu procentach przebadane. Zachęcam również do patriotyzmu konsumenckiego oraz nabywania polskich, rodzimych produktów.

Jeszcze przed ponownym wystąpieniem pryszczycy, producenci zaczęli obawiać się o to, czy dalsza produkcja będzie opłacalna oraz ile produkować. Z drugiej strony, aktualnie choroba ostudziła niemiecki eksport. To bardzo dziwna sytuacja dla rynku.

Tak, nie chciałbym sugerować, że możemy skorzystać na aktualnej sytuacji, to nie na tym polega. Jest to jednak szansa na znaczne zwiększenie eksportu do krajów, które absolutnie nie przyjmą niemieckich wyrobów, a będą jednak tego mięsa potrzebowały. Zakontraktowane są już duże ilości wysyłki z Belgii lub Francji, do Korei. To może być również szansa.

Dalsza część wywiadu pod materiałem polecanym:

Jak o pryszczycy wypowiadają się nasi producenci?

Jest to dla nich wielkie zaskoczenie. Przypominam, że ostatni raz pryszczyca wystąpiła w Polsce w 1971 r. Natomiast w rejonie, w Bułgarii w 2011 r., a w Wielkiej Brytanii dwukrotnie, w 2001 i 2007 r. Za pierwszym razem ubito wówczas 700 tyś. sztuk bydła – to kolosalne ilości. W reakcji producentów panuje ostrożność i obawa dotycząca konsekwencji dla rynku.

Bardzo cieszy nas jak poważnie do sprawy podeszła weterynaria, która przerzuciła większość swoich sił i środków na ochronę granic, czyli sprawdzanie oraz kontrole. Tak naprawdę chwilę po pojawieniu się informacji o pryszczycy, w województwach ościennych – zachodniopomorskim, lubuskim i dolnośląskim – od razu zorganizowano spotkania i alarmowe grupy monitorujące, które informowały o wszelkich działaniach oraz zabezpieczały granicę.

My jako branża jesteśmy zahartowani. Od 2014 r. walczymy z ASF, mamy też do czynienia z „chorobą niebieskiego języka”, co też oczywiście wpływa na ograniczenia eksportowe.

Na początku roku mieliśmy świadomość ryzyka zmian w cenach wieprzowiny, jeszcze przed pryszczycą, zmiana ta miała według prognoz nastąpić w okolicach kwietnia i maja. Nie wiedzieliśmy jednak, że ta cena będzie spadała tak szybko i drastycznie.

Jakie zmiany w branży mięsnej przyniósł rok 2024 i co kryje przed nami 2025?

Jaką strategię przyjmują producenci w stosunku do zmieniających się cen wieprzowiny?

Sytuacja ta otworzyła dyskusję na temat samowystarczalności naszego kraju i sytuacji z pogłowiem. Dzisiaj mówimy o pogłowiu na poziomie 9,2 mln sztuk, a żebyśmy osiągnęli samowystarczalność potrzebowalibyśmy dwukrotność tej sumy. W 2006 r. pogłowie wynosiło 19 mln sztuk. Trzeba powiedzieć, że dalej jesteśmy importerem wieprzowiny. W zeszłym roku zaimportowane zostało z krajów UE około 700 tysięcy ton wieprzowiny, co stanowi dwukrotność tego co wyeksportowaliśmy.

My jako organizacja, wspólnie z całą branżą pracujemy nad strategią odbudowy pogłowia trzody chlewnej. Na pewno naszym celem jest zwiększenie liczby macior, przynajmniej o 200 tyś. sztuk, tak aby osiągnąć 660 tyś., żeby można było faktycznie zwiększyć tę hodowlę.

Jeśli będziemy posiadać ponad 800 tys. sztuk macior, przy pozyskaniu średnio po 24 prosięta rocznie, to wtedy import warchlaków znacząco by spadł. Naszym celem powinno być osiągnięcie stada świń na poziomie 16 mln sztuk. Trzeba pamiętać, że to nie jest zmiana która nastąpi od zaraz, będzie potrzebne kilka lat.

Co do cen, w przypadku ostatnich lat, te koszty produkcji przede wszystkim rosły. Zarówno przy hodowli, jak i w zakładach. W przypadku hodowli tuczników – ceny paszy, transportu, energii, to wszystko wpływa na finalny koszt. Pamiętajmy również, że przed przetwórcami stały wyzwania związane ze zmianami w przepisach, co doprowadziło do wzrostu kosztów.

Raportowanie ESG, za kilka lat, będzie tak naprawdę dotyczyło wszystkich podmiotów. W najbliższym czasie odbędzie się dyskusja w temacie transportu zwierząt na terenie UE. Mówimy również o rozszerzonej odpowiedzialności producenta, czyli odpowiedzialności za wytwarzane opakowania. Jest przed nami bardzo dużo wyzwań, wymaga się jednak od nas zrównoważonej, zintegrowanej produkcji.

Unia proponuje umowę z Mercosur, która jest do cna niebezpieczna dla nas. Zwraca nam się uwagę, żebyśmy produkowali ekologiczne, z drugiej, podpisując umowę z Mercosur, przyczyniamy się do wycinki lasów w Amazonii. Jest to absolutna abstrakcja. Konflikt na Ukrainie również wpływa na sytuację gospodarczą, jak zresztą każdy konflikt. Począwszy od Ukrainy i choćby drobiu, a poprzestając na Zatoce Perskiej oraz ewentualnej blokadzie transportu. To wszystko wpływa na finalny koszt.

Gdyby miałby pan dokonać oceny sumarycznej, to czy mimo tych wszystkich zmian, rzeźnicy i producenci pozytywnie oceniają rok 2024?

Tak, pozytywnie.Rok 2024 przyniósł stabilizację, w porównaniu do poprzednich lat,gdzie mieliśmy do czynienia z inflacją, konsekwencjami po COVID-19, zubożeniem społeczeństwa i gigantycznym wzrostem cen prądu. Możemy mówić o 2024 roku jako relatywnie stabilnym, oczywiście mówiąc o obciążeniach należy wspomnieć o minimalnej stawce krajowej płac, która mocno uderzyła w kieszenie przedsiębiorców. Nie mowa tutaj o zwiększeniu uposażenia dla tych najmniej zarabiających, pozostała grupa osób pracujących przychodziła prosząc o wzrost procentowy swoich stawek.

My jako organizacja musimy przede wszystkim przedstawiać kierunek naszym zakładom, ukazywać zmiany które zachodzą w branży. Bez wątpienia ogromnym wyzwaniem jest brak rąk do pracy, coraz częściej korzystamy ze sztucznej inteligencji, musimy jako branża skupiać dużą uwagę na optymalizacji i automatyzacji procesów produkcyjnych. Na zmniejszanie udziałów człowieka przy pracy w przetwórstwie. To się dzieje na naszych oczach. Szybkość reagowania na wahania cenowe, jest bardzo blisko powiązana z tym, jak szybko przejdzie automatyzacja i optymalizacja pracy. Będziemy mogli mieć większy wpływ na sytuację w naszych zakładach. To są podstawowe wyzwania na które zwracamy uwagę.

Dziś patrząc na zakłady w Stanach Zjednoczonych widzimy, że potrafią prowadzić rozbiór mięsa, zeskanować ćwierćtuszę lub półtuszę i na podstawie tego skanera, perfekcyjnie wyciąć elementy mięsne. To są newralgiczne, bardzo trudne zawody. Nasza branża ma od dawna braki kadrowe, jest to więc ważny kierunek rozwoju. Mówiąc o sztucznej inteligencji nie chodzi wyłącznie o maszyny, które będą cięły mięso, ale również o marketing, czy księgowość.

Na pewno jesteśmy świadkami wielkiej ewolucji, między innymi w branży mięsnej. Z drugiej strony cały czas walczymy z fake newsami i negatywnym przedstawianiem branży mięsnej.

To ogromny problem, ponieważ walczymy z potężnymi przeciwnikami, którzy negatywnie przedstawiają mięso.

Wszystko w nadmiarze może zostać uznane za szkodliwe. Jak można mówić o mięsie, które ma tyle wartości odżywczych, że jest niezdrowe. Można je przygotować w zły sposób, wówczas mówi się o wpływie kancerogennym, ale mięso samo w sobie jest jak najbardziej zdrowe.

Jak sytuacja ma się w przypadku drobiu i wołowiny?

Była ona bardzo korzystna, między innymi dzięki wzrostowi eksportu, stabilnemu poziomowi konsumpcji krajowej. Wartość zeszłorocznego eksportu mięsa wynosiła ok. 7 mld euro. To są gigantyczne ilości stanowiące ok. 20 proc. wartości eksportu wszystkich produktów rolno-spożywczych. Pojawiło się dużo nowych rynków zbytu, szczególnie w przypadku wołowiny – pojawiliśmy się na rynku wietnamskim i tureckim. Jesteśmy teraz największym eksporterem mięsa wołowego do Turcji. Jest również duża szansa na zaakceptowanie przez Japonię drobiu poddanego obróbce termicznej – to byłaby dla nas wielka szansa. Być może 2025 r. przyniesie dobre zmiany w tym zakresie.

Rok 2025 jest szansą na ogromny rozwój branży mięsnej

Czy oprócz tych kwestii o których już rozmawialiśmy, uważa pan, że w 2025 r. czyhają na nas jeszcze jakieś zagrożenia, a może jednak szanse?

W przypadku szans – rok 2025 może przynieść rozwój dla wielu zakładów. Liczymy na pieniądze, które powinny pojawić się z KPO. Liczymy że będą oneprzeznaczone będą automatyzację zakładów i nadrabianie braków, w porównaniu do poziomu reprezentowanego przez zagraniczne podmioty.

Ciekawe jest również, jaki wpływ na sytuację będzie miało to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Czy dojdzie do pokoju na Ukrainie? Jest bardzo dużo niepewnych spraw, choćby Mercosur, który nie został względnie przyjęty przez Radę Europy, ani parlament. Z informacji wpływających do nas z UE bezpośrednio od urzędników wiemy, że umowa Mercosur jest traktowana jak "gorący kartofel".

Liczymy na dalszy rozwój eksportu, na poprawę wyników dotyczących drobiu i wołowiny. Nie spodziewam się, że sytuacja związana z wieprzowiną zmieni się, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Jest to po prostu nierealne. Rozmawiamy również o tym, jak skutecznie walczyć z ASF, choćby poprzez psy tropiące, które mogłyby wyszukiwać truchła.

Podsumowując, bardzo liczymy na wzrosty eksportowe, że nie pojawią się niespodziewanie choroby. Pokładamy nadzieję w to, że znajdą się środki na dalszy rozwój zakładów, co zdecydowanie przyniesie pozytywny efekt. My jako stowarzyszenie widzimy jak nasz eksport rośnie diametralnie, w zeszłym roku byliśmy na największych targach SIAL w Paryżu. Kiedyś nawet przez myśl by nam to nie przeszło, ale znaleźliśmy się na liście 10 państw, które wykupiły największe miejsca do promocji swoich produktów rolno-spożywczych. Taka obecność na największych targach spożywczych na świecie zdecydowanie robi wrażenie. To pokazuje jak szybko rośnie nasz eksport.

Widać więc, że mimo wszystkich zmartwień, branża chce się rozwijać?

Chce się rozwijać, jest zahartowana i przyzwyczajona do radzenia sobie w bardzo trudnych sytuacjach. Nie oszukujmy się, to jest permanentny kryzys. Od 2014 mierzymy się z ASF, mimo tego rozwijamy się. Mamy ogromne możliwości w przypadku wołowiny. Możemy hodować bydło mięsne na wielu nieużytkach, które wciąż nie są zagospodarowane – to ogromna szansa na rozwój.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Agro codziennie. Obserwuj Strefę Agro!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu