Komunikat z posiedzenia RPP był w sporej części powtórzeniem tego z czerwca. Jego ton miejscami uległ jednak zmianie, przez co stał się nieco bardziej optymistyczny. W lipcowym komunikacie częściej pojawiają się odmiany słowa „poprawa” oraz „ożywienie” (odpowiednio 7 i 6 razy w relacji do 5 i 4 razy w komunikacie z czerwca).
Niestety komunikat, obok decyzji ws. stóp procentowych ogłoszonej przed jego publikacją, po wczorajszym spotkaniu stanowił jedyną formę komunikacji Rady z rynkiem. Lipcowe posiedzenie decyzyjne jest już piątym, po którym nie odbyła się konferencja prasowa, co jest odbierane negatywnie przez większość obserwatorów.
NBP w tym kontekście mocno odstaje od większości banków centralnych, które obserwujemy, a które regularnie przeprowadzają spotkania z dziennikarzami, chociażby w formie wideokonferencji. Takie spotkania stanowią istotną wartość dodaną, gdyż pozwalają lepiej przeanalizować tok rozumowania członków Rady (w konferencji prasowej, obok przewodniczącego, standardowo uczestniczyło dwóch z nich). Tym razem brak konferencji prasowej dało się odczuć tym bardziej, że poznaliśmy nowe projekcje inflacji i PKB Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP, które póki co zostały pozostawione bez komentarza.
Wynika z nich, że analitycy banku centralnego spodziewają się średnio niższej inflacji w całym horyzoncie projekcji niż zakładali w marcu. Szczególną różnicę widać w przypadku 2021 roku, gdzie środek przedziału prognoz wynosi zaledwie 1,3%, co jest poziomem o 1,4 p.p. niższym w stosunku do projekcji marcowej.
Nie jest specjalnym zaskoczeniem, że jeszcze większe zmiany objęły oczekiwania względem dynamiki PKB. Środek projekcji zakłada głęboki spadek PKB (-5,7%) w obecnym roku, co mocno kontrastuje z oczekiwaniami z marca (+3,2%). Oczekiwania NBP dotyczące recesji są dość pesymistyczne na tle większości innych prognoz, czy to prywatnych instytucji, czy też międzynarodowych organizacji. W kolejnych dwóch latach gospodarka, zgodnie z oczekiwaniami NBP, jednak odbije, a jej wzrost prawdopodobnie będzie wyższy niż w projekcji z marca.
Rynek walutowy istotnie nie zareagował na informacje ze strony NBP. Co ciekawe, do sytuacji na tym rynku po raz kolejny odnieśli się decydenci w komunikacie stwierdzając, że: „tempo ożywienia gospodarczego może być także ograniczane przez brak wyraźnego dostosowania kursu złotego do globalnego wstrząsu wywołanego pandemią oraz poluzowania polityki pieniężnej NBP”.
Faktycznie, złoty był jedną z walut, których skala deprecjacji w związku z pandemią była umiarkowana – w kulminacyjnym punkcie wyprzedaży w marcu para EUR/PLN osiągnęła poziom 4,63, od tamtej pory polska waluta odrobiła jednak część strat. Obecnie, porównując z początkiem roku, złoty w stosunku do euro jest słabszy zaledwie o ok. 5%
Ostatnio to właśnie wyżej wspomniany fragment komunikatu cieszył się sporym zainteresowaniem obserwatorów rynku. Niektórzy z nich spekulowali, że w tym kontekście mogłoby docelowo dojść nawet do fizycznej interwencji NBP w celu osłabienia krajowej waluty, jednak naszym zdaniem taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny. Tak jak podkreślaliśmy w przeszłości, sądzimy, że ryzyko, z jakim by się to wiązało – zwłaszcza biorąc pod uwagę ograniczoną komunikację ze strony banku utrudniającą interpretację działań decydentów – nie jest warte podjęcia go.
Sądzimy, że bank centralny pozostanie w trybie wait-and-see. Nie przewidujemy zmian stóp procentowych w którąkolwiek stronę co najmniej do końca 2021 roku. Nie oczekujemy też wdrożenia dodatkowych działań o istotnym znaczeniu, o ile nie dojdzie do znaczącego pogorszenia sytuacji w kontekście pandemii.
Obejrzyj wideo:
Rzecznik MŚP: Kończą się programy pomocowe, kończą się pieniądze i teraz trzeba przejść przez ten trudny okres