Podziemny system tuneli i zbiorników G-Cans, zbudowany pod Tokio, wytrąca argument tym, którzy uważają, że jedynym sposobem opanowania zmian pogodowych jest zrujnowanie gospodarki między innymi poprzez rezygnację z tradycyjnego rolnictwa i przemysłu.
Japończycy, zamiast przyklejać się do asfaltu, wybierają nowoczesną inżynierię
Tokio, choć leży w strefie oddziaływania monsunów – a co za tym idzie, jest narażone na wielkie ulewy – nie musi już walczyć z powodziami, a przynajmniej nie w takim stopniu jak jeszcze dwie dekady temu. Gdy Japończykom grozi wielka fala, do gry wchodzi bowiem system kanalizacyjny Metopolitan Area Outer Underground Discharge Channel (inaczej zwany: G-Cans), który przetłacza wodę pod 37-milionową aglomeracją wprost do Zatoki Tokijskiej. Nie trzeba zatem odwoływać się do „ostatniego pokolenia” (znanego z przyklejania się do asfaltu), jak zrobił to w mediach społecznościowych aktywista Adam Wajrak. Wystarczy sięgnąć po nowoczesną inżynierię.
Sięgamy po pomysły rodem z XIX wieku. To sukces na naszą miarę
Wrocław, Kraków czy Warszawa mogą jednak tylko pomarzyć o takim systemie jak ten z Tokio. U nas problem powodzi próbuje się rozwiązać inaczej, według pomysłów z XIX wieku. Na przykład Śląsk doczekał się zbiornika Racibórz Dolny. Z jednej strony jego powstanie to sukces, wszak o jego budowie myślano już po katastrofalnej powodzi w 1880 roku, z drugiej strony według najbardziej ambitnych pomysłów z lat 60. ubiegłego wieku miał on pomieścić nawet 695 mln m3 wody, a ten oddany do użytku cztery lata temu jest w stanie zgromadzić jej ledwie 185 mln m3. Ale i z tego sukcesu trzeba się cieszyć, tym bardziej że jest on dowodem na to, że nawet w Polsce możliwa jest tzw. idea kontynuacji. Polega ona na tym, że jakiś proces czy inwestycję rozpoczyna jedna ekipa rządząca, a kończy inna. Nawiasem mówiąc: inwestycję Racibórz Dolny rozpoczął gabinet Jerzego Buzka w 2001 roku, przejął rząd Donalda Tuska, a dokończył – Mateusza Morawieckiego w 2020 roku. Czas pokaże, czy zbiornik uchroni ludność województw śląskiego, opolskiego i dolnośląskiego.
Warszawa i dawna stolica Polaków: tak bronią się przed zalaniem
Z kolei Kraków i dolinę Skawy ma zabezpieczać zapora Świnna Poręba, która spiętrza wodę na rzece Skawie. Powstałe w ten sposób Jezioro Mucharskie jest w stanie pomieścić łącznie 161 mln m3 wody. Jego rezerwa powodziowa jest jednak stosunkowo niewielka, bo wynosi 60 mln m3. Cóż jednak mogą powiedzieć warszawianie, którzy wobec okresowo nawiedzających miasto ulew muszą zadowolić się oddanym cztery lata temu zbiornikiem retencyjnym, zdolnym zgromadzić jedynie 80 tys. m3 wody? Szczęśliwie, już od tego roku do nowej stołecznej retencji trzeba doliczyć także dwa wielkośrednicowe kolektory wybudowane przez Wodociągi Warszawskie: Lindego Bis na Bielanach oraz Mokotowski Bis wzdłuż ul. Gagarina. Ich łączna pojemność to 19 tys. m3. Wystarczy wobec fali zbliżającej się także do Warszawy?
Mieszkańcom stolicy tym razem może się upiec, bo zanim do Wisły zaczęła docierać wielka woda, stan rzeki za sprawą wielotygodniowej suszy osiągnął rekordowo niski poziom – 20 cm. Choć teraz jest już nieco ponad 160 cm, to do stanu alarmowego brakuje jeszcze prawie pięciu metrów. Ale czy naprawdę chodzi o to, by rozwiązaniem na dżumę (powódź) była przysłowiowa cholera (susza).
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!
