W ciągu kilku ostatnich dni ogromną popularność zyskała aplikacja na smartfony o nazwie FaceApp, służąca do przeróbek zdjęć. Jej użytkownicy mogą edytować umieszczane w niej swoje fotografie na kilka sposobów, ale najchętniej wybierana jest opcja postarzania selfie.
Czy chęć zobaczenia, jak możemy wyglądać (my lub nasi znajomi) za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, może mieć negatywne konsekwencje – na przykład dla naszych danych osobowych?
To właśnie pytanie zaczęło sobie zadawać coraz więcej osób. W dyskusję na temat tego, czy używanie FaceApp jest ryzykowne, czy nie, zaangażowali się zarówno użytkownicy smartfonów, jak i specjaliści ds. bezpieczeństwa - a nawet przedstawiciele Ministerstwa Cyfryzacji.
Dyskusję podgrzewa fakt, że aplikacja, której dotyczy zamieszanie, została napisana przez rosyjskiego programistę, co wzbudza określone skojarzenia. Dodatkowo dla poprawnego działania FaceApp wymaga dostępu do zdjęć ze smartfona (a jak wszyscy wiemy, nie wszystkie zdjęcia z naszych telefonów powinny ujrzeć światło dzienne), przesyłanych na zewnętrzny serwer.
Jak jest naprawdę? Nie wiemy
Z oficjalnych tłumaczeń twórcy FaceApp wynika, że przesyłanie zdjęć na serwer jest niezbędne dla poprawnego działania aplikacji (inaczej postarzanie fotografii trwałoby bardzo długo); użytkownik może ponadto zawsze usunąć zdjęcia, których używał program. W praktyce trudno jest jednak ocenić, na ile wiarygodne są to informacje: eksperci od bezpieczeństwa informacji wskazują, że teoretycznie jest możliwe technicznie uzyskanie szerokiego dostępu do biblioteki zdjęć. Z takich zdjęć (w połączeniu z danymi o właścicielu smartfona) można potem zbudować bazę danych, wykorzystywaną np. w celach reklamowych – i to niekoniecznie w krajach, gdzie takie projekty reguluje RODO.