Czy Rafał Brzoska zostanie polskim Elonem Muskiem?

Rafał Kerger
Czy znany biznesmen zostanie polskim Elonem Muskiem?
Czy znany biznesmen zostanie polskim Elonem Muskiem? PAP/Paweł Supernak
Podczas prezentacji strategii gospodarczej dla Polski, premier Donald Tusk zaproponował w poniedziałek Rafałowi Brzosce przygotowanie działań deregulacyjnych dla firm. Toutes proportions gardées - ma więc właściwie robić dokładnie to, do czego w USA Elona Muska namaścił Donald Trump. Ostatnio porozmawialiśmy z Rafałem Brzoską m.in. o tym jakie jest jego spojrzenie na gospodarkę i biznes. Brzoska, twórca InPostu, ma dziś największą prywatną firmę w Polsce i chce podbijać kolejne rynki. Przypominamy ten wywiad w całości. Pytanie o porównanie do Muska padło w nim wprost.

Spis treści

Rafał Brzoska, prezes InPostu, opowiada Strefie Biznesu o wyzwaniach gospodarczych i geopolitycznych. Zapytaliśmy, czy interesują go ambicje polityczne

Ostatnio żyjemy wyborami w USA. Donald Trump ponownie zwyciężył. Jak pana zdaniem może to wpłynąć na naszą rzeczywistość?

Rafał Brzoska: Prezydent USA stoi przed dużym wyzwaniem. Konieczne będzie odniesienie się do trzech kluczowych obszarów geopolitycznych: konfliktu na Ukrainie, napięć na Bliskim Wschodzie oraz rywalizacji między Chinami a Tajwanem. Każda z tych spraw wymaga przemyślanej polityki i niełatwych decyzji. Wojną w Ukrainie jest zmęczona i Ukraina, i Europa. Napięcia na Bliskim Wschodzie też przekraczają poziom akceptacji, wojna ta nie powinna być kontynuowana.

No i oczywiście mamy potencjalny konflikt z Chinami, który również może się rozlać na znacznie większą skalę, jeżeli prężenie muskułów będzie postępowało. Donald Trump na pewno będzie miał ręce pełne roboty.

Czy te światowe turbulencje oddziałują na pana biznes?

Na biznes bezpośrednio nie, ponieważ jesteśmy zaangażowani w krajach niedotkniętych tymi konfliktami. Natomiast już na konsumentów tak.

Globalne rozdanie chociażby w zakresie tego, czy Europa będzie wspierać Stany w mocnym kursie przeciwko Chinom i czy będzie się zbroić obcinając inne wydatki lub zwiększając deficyt - to wszystko będzie miało wpływ na to, jak będą zachowywały się waluty oraz jak będzie kształtowała się inflacja i nastroje konsumenckie. Myślę, że nie ma dzisiaj biznesu w Europie, w Stanach lub Azji, który nie byłby dotknięty negatywnymi rozwiązaniami, które mogą się wydarzyć w regionie lub w skali globalnej.

Czy chciałby pan mieć realny wpływ na tę rzeczywistość? Wsparł pan nowe medium XYZ. Elon Musk też ma medium i dziś triumfuje. Już przynajmniej trzy razy usłyszałem, że zamierza pan wejść do polityki, a nawet że myśli o prezydenturze w przyszłym roku. Pamiętamy pana wystąpienie podczas startu Nowoczesnej Ryszarda Petru, dobrych kilka lat temu.

Nie zakładałem XYZ, nie chciałem i nie mam wpływu na linię redakcyjną tego portalu. Jestem tam jednym z inwestorów finansowych, których – doceniając rolę mediów – interesuje przede wszystkim zwrot zainwestowanego kapitału. Nie planuję, ani nie rozważałem kandydowania w jakichkolwiek wyborach politycznych. Moja uwaga i pełne zaangażowanie są skierowane na rozwój Grupy InPost i na odpowiedzialność wobec klientów oraz pracowników zarówno w Polsce, jak i na rynkach europejskich.

Zatrudniam dzisiaj ponad 36 tysięcy osób w całej Europie. Codziennie stawiamy czoło potężnej zagranicznej konkurencji, która nie ma limitu wydawania pieniędzy. Nie szukam innych wyzwań niż te biznesowe, bo to one dają mi największą adrenalinę, jaką można sobie wyobrazić.

Nie angażuję się w bieżące spory polityczne, nie wspieram, ani nie finansuję żadnej partii ani projektów związanych z wyborami tymi czy innymi, ponieważ wierzę, że lepszą przyszłość dla naszego kraju buduję poprzez rozwój mojego biznesu, przez konsekwentną pracę, płacenie podatków, działalność charytatywną i inwestycje na rynkach zagranicznych. Politykę zostawiam zawodowym politykom, bo oni to lubią, kochają, tak jak ja lubię i kocham robienie biznesu.

Czyli polityczna kariera nie jest pana marzeniem?

Jestem chłopakiem z niewielkiej gminy Nędza, wychowanym w tradycyjnej polskiej rodzinie, jestem osobą wierzącą, nauczoną szacunku dla ciężkiej codziennej pracy. Największą satysfakcję, podkreślam to raz jeszcze, daje mi to, że buduję biznes, z którego Polacy są dumni i  to, że polska marka i polska firma podbija europejskie rynki. Chciałbym zachęcić wszystkich liderów biznesowych do poświęcania jak największej ilości czasu na dzielenie się z innymi, na projekty filantropijne, na propagowanie przedsiębiorczości i patriotyzmu gospodarczego. Traktuję to, jako naszą rolę i obowiązek.

Dziś jest się liderem, jutro można być bankrutem. Ja tę ścieżkę przeszedłem i co rano budzę się z pokorą, żeby nigdy więcej tego dna nie dotknąć – mówi Rafał Brzoska

Nawiązał pan do swoich korzeni. Też jestem Ślązakiem. Potrafi pan godać po naszymu?

Wiadomo, że potrafia godać.

Wielu mówi, że Ślązacy mają specyficzne podejście do życia.

Czasem mówi się, że Ślązacy mają lokalną tożsamość, którą cechuje duże przywiązanie do ciężkiej pracy, tradycji katolickich i rodziny. Kiedy dorastałem, rzeczywiście było to mocno odczuwalne. Dzisiaj, w globalnym świecie i przy dostępie do nowoczesnych mediów i technologii, granice lokalne zaczynają się zacierać. Znam Ślązaków, którzy zrobili światowej klasy kariery zarówno w Polsce, jak i za granicą, ale też ludzi z innych regionów, którzy osiągają sukcesy. Dorastanie w wymagającym środowisku na pewno hartowało nas i miało duży wpływ na nasze dzisiejsze osiągnięcia. Jednak dziś różnice nie są już tak widoczne.

Rozważał pan kupienie Rafako?

Nie, aczkolwiek muszę przyznać, że ze smutkiem obserwowałem tę historię, ponieważ w tej fabryce pracowali moi rodzice i zostawili tam kawał swojego życia. Patrząc na firmę, która była światowym liderem energetyki, a dziś się zamyka, zwalnia ludzi - niezależnie od pakietów pomocowych, które jako państwo staramy się na ratowanie tej firmy przeznaczać - jest mi przykro.

Było też kilka innych zakładów - pereł w swoich dziedzinach – z Raciborza, które sobie nie poradziły. Zakład Elektrod Węglowych, fabryka słodyczy Mieszko, to naprawdę były poważne przedsiębiorstwa, każde z nich było notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych. Osobiście w nie inwestowałem. Smutne, ale to też wielka lekcja pokory - nic nie jest dane na zawsze. Dziś jest się liderem, jutro można być bankrutem. Ja tę ścieżkę przeszedłem i co rano budzę się z pokorą, żeby nigdy więcej tego dna nie dotknąć.

Według Forbes'a, ma pan dziś największą prywatną firmę w Polsce. Duży sukces.

Satysfakcja na pewno jest, ale z drugiej strony też proszę wziąć pod uwagę, że im większy biznes  budujemy, tym większa jest odpowiedzialność.

Jest to odpowiedzialność za tysiące pracowników i za ich rodziny. Jej ciężar rośnie jeszcze  w przypadku podjęcia rękawicy na rynkach zagranicznych. Każdy boi się porażki, bo łatwo można na pewien rynek wejść, ale jeszcze szybciej można z niego być wyrzuconym przez potężne zagraniczne koncerny, które bronią dostępu do tych rynków, korzystając z aktywnego wsparcia swoich rządów.

Moja mama często mówi, żebym zwolnił i żebym już dał spokój z tym rozwojem, a ja zawsze wyznaję zasadę, że jeżeli się stoi w miejscu, to de facto się cofa, więc jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B.

Każdy z przedsiębiorców powinien być super dumny, jeżeli sukces odnosi dzieło, które zbudował swoją ciężką pracą, nie odziedziczył, ani nie kupił w prywatyzacji, tylko budował wspólnie z swoim zespołem od zera.

Osobiście zaczynałem swój biznes, roznosząc ulotki, a potem budując biznes pocztowy czy paczkowy, a dzisiaj jest on w tej formie, jaką wszyscy znamy.

Nasi inwestorzy nie oczekują od nas dywidend. Mówią: przyśpieszajcie, inwestujcie w więcej maszyn, nie w 3 tysiące w Wielkiej Brytanii, ale w 6, 10 tysięcy rocznie. Róbcie to samo we Francji, w Hiszpanii  - podkreśla prezes InPostu

Właśnie, wyniki InPostu są niezłe i nadal rosną. Czy tę dynamikę można zachować, a nawet poprawić? 

Firma musi się rozwijać, ponieważ inwestuje. Jeżeli na moment przestaniemy inwestować i chcielibyśmy konsumować - wielu tak robi wypłacając dywidendy ze swoich zysków, to może się to źle skończyć.

Rafako, ZEW, Mieszko, oni -  wypłacali dywidendy co roku. A może trzeba było te środki przeznaczyć na przejmowanie konkurentów, na umacnianie swojej pozycji w kraju, na otwieranie oddziałów za granicą żeby być gotowym na trudniejsze sytuacje, które może przynieść gra rynkowa.

Na tym polega trud każdego z przedsiębiorców –  trzeba podejmować decyzje kilka lat do przodu, a nie patrzeć tylko przez pryzmat tego, co mamy tu i teraz. Mówię menadżerom, że musimy podwyższać poprzeczkę, ponieważ świat nie stoi w miejscu i na nas nie zaczeka. Albo my będziemy pierwsi, albo będą pierwsi nasi konkurenci. Stąd odpowiedź brzmi: tak, musimy biec jeszcze szybciej, żeby rzeczywiście polska flaga na rynkach zagranicznych była widoczna i żeby mieć pozycję lidera.

To właśnie dlatego nie wypłacacie dywidendy? Akcjonariusze nie chcą zarobić panie prezesie?

Jeszcze jesteśmy daleko od konsumowania, bo zagrożeń wokół nas mnóstwo.

Patrząc na to, ile płacimy podatku w Polsce, a ile płacą koncerny zagraniczne, niemiecki DHL, francuskie DPD, widać dysproporcję, która jest nawet kilkusetkrotna. Jak na takim rynku wygrywać?

Jeżeli przestaniemy inwestować, przestaniemy narzucać nasze tempo gry, to w starciu z tymi gigantami po prostu przegramy. Więc tu odzywa się we mnie Ślązak. Uważam, że trzeba oszczędzać i inwestować, a nie konsumować.

Zresztą muszę przyznać zupełnie szczerze, że nasi inwestorzy nie oczekują od nas dywidend. Mówią: przyśpieszajcie, inwestujcie w więcej maszyn, nie w 3 tysiące w Wielkiej Brytanii, ale w 6, 10 tysięcy rocznie. Róbcie to samo we Francji, w Hiszpanii, bo czas na inwestycje jest właśnie teraz. Dziś jest czas siania, a czas zbiorów dopiero przyjdzie.

Kiedyś ciągle do nas, dziennikarzy, pisaliście, że Paczkomat to wasza nazwa własna. Pamiętam jak dostawaliśmy maile z prośbą, by nie używać tej nazwy w odniesieniu do innych automatów paczkowych. Ta konkurencja ciągle rośnie, a podobne rozwiązania nie są już unikalne. Czy nie obawia się pan, że zwiększająca się liczba takich urządzeń wpłynie na spadek waszych marż?

Każda konkurencja jest korzystna, ponieważ motywuje do doskonalenia usług. Nie ma rynku bez konkurencji; nawet w lotach kosmicznych pojawiają się nowi gracze. Kluczowe jest, aby zdobyć zaufanie klientów, którzy ostatecznie decydują, z czyich usług korzystają. Czujemy się pewnie w tym otoczeniu, jesteśmy trendsetterem. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii, gdzie jesteśmy liderem z ponad 8 tysiącami Paczkomatów, rynek jest osiem razy większy niż w Polsce. Oznacza to, że nawet przy 40 tysiącach maszyn zagospodarujemy mniej niż 8 proc. tego rynku. Dlatego skupiamy się na dostarczaniu najwyższej jakości usług, co doceniają nasi klienci, okazując nam życzliwość, sympatię oraz lojalność.

To może zielony ład, rewolucja ESG was położy? Promujecie działania na rzecz ograniczenia śladu węglowego i podejmujecie ekologiczne inicjatywy, ale pojawiają się też zarzuty, że wasze paczkomaty zaburzają ład przestrzenny, że jest ich zbyt dużo, a ślad węglowy związany z dostawami kurierskimi wciąż pozostaje wyzwaniem.

Po pierwsze nie jestem zwolennikiem rewolucji tylko ewolucji. Strukturalnie. Po drugie, absolutnie zgadzam się, że wszystko ma swój czas i swoją siłę, z którą powinno być wdrażane na rynkach. I nieważne, czy mówimy o recyklingu opakowań, o redukcji emisji, czy przechodzeniu na odnawialne źródła energii. Czy zielona rewolucja idzie w dobrym kierunku? Nie mam pojęcia. jednak zmiana jaką my wprowadzamy dla klimatu jest realna.

Nasze badania potwierdzone przy współpracy z Deloitte'a wskazały, że średnio w 2023 roku dostawa do maszyny Paczkomat® generowała aż o 98 proc. mniej CO2 na ostatniej mili niż nasza dostawa do domu.

To, czy mamy do czynienia z zaburzeniem krajobrazu, to jest oczywiście również skutek tego, że niestety pięciu innych graczy zaczyna dostawiać swoje kolorowe maszyny do naszych lokalizacji. I wtedy może to wyglądać niefajnie.

Przypomnę jednak, że jako pierwsi kilka lat temu powołaliśmy do życia program Green City, a dzisiaj blisko 90 samorządów w Polsce jest naszym partnerem. Budujemy dla nich parki, budujemy dla nich place zabaw, edukujemy w szkołach o tym, czym jest ekologia i recycling. Sadzimy wspólnie drzewa oraz organizujemy przestrzeń miejską z konserwatorami w taki sposób, żeby nasze maszyny współgrały ze swoją przestrzenią i jej estetyką.

Myślę, że pana pytanie powinno trafić do tych wszystkich firm, które się  na siłę próbują upodobnić do InPostu, rozstawiając kolorowe maszyny tuż obok , bez oglądania się na ład przestrzenny, powodując frustrację i krytyczne oceny.

Da się to jakoś ograniczyć?

Potrzeby ludzi są dokładnie odwrotne. Lokalizację dostajemy za darmo w Wielkiej Brytanii, we Francji, w Hiszpanii, we Włoszech od włodarzy miast. Po to, żeby ograniczyć ruch samochodów kurierskich.

Dzisiaj 18 proc. samochodów poruszających się po ulicach Londynu to samochody należące do firm kurierskich. Jeżeli nasz kurier dostarcza ponad tysiąc paczek w ciągu ośmiogodzinnego dnia pracy w okresie świątecznym, a zwykły kurier rozwożący paczki do domu rozwozi ich około 80, to znaczy, że dwunastokrotnie ograniczamy ruch na ulicach, bo 1 samochód zastępuje 12. Dlatego chociażby mamy jako pierwsi umowę z Transport for London. To największy administrator nieruchomości w Wielkiej Brytanii, posiadający 20 tysięcy nieruchomości w samym Londynie.

Proszą nas, żebyśmy postawili na przykład przy parku XYZ taką maszynę, aby ograniczyć ruch samochodów w okolicy. I to są dobre praktyki, z których - dzięki naszemu programowi Green City - wielu polskich włodarzy będzie korzystało, a my  jesteśmy od tego, żeby im pomagać.

Nasz program lojalnościowy, który uruchomiliśmy dosłownie kilka tygodni temu, będzie największym sukcesem wdrożeniowym programu lojalnościowego w Polsce. Podobnie było z usługą InPost Pay, która już dzisiaj zagościła u ponad 5 milionów użytkowników w Polsce.

Czy poczta powinna być prywatyzowana? - Jestem patriotą, a Poczta Polska to symbol, więc trochę trudno mi sobie to wyobrazić. Jednak rynek pokazuje, że jest to możliwe. Są dobre przykłady – mówi Rafał Brzoska

Już wiemy, że Orlen panu nie dał rady, ale czy pan da radę poczcie? Czy da się sprywatyzować polską pocztę?

Po pierwsze, przynosząc naszym Klientom rozwiązania, na które czekają nie patrzę przez pryzmat pokonywania kogokolwiek. Trochę jednak muszę się zgodzić z wywiadem, którego udzielił ostatnio prezes Poczty Polskiej, mówiąc, że Poczta ma gigantyczny potencjał, którego nie wykorzystywała.

Wszyscy pamiętamy, że w pewnym momencie zostałem zmuszony do tego, żeby się wycofać z rynku, na którym Poczta Polska miała gwarantowaną pozycję monopolistyczną i musiałem zmienić swój obszar zainteresowań. Ale akcja, którą wspólnie z Pocztą Polską prowadziliśmy przy okazji ostatniej tragicznej powodzi, która nas wszystkich dotknęła, pokazuje, że polskie firmy - nawet te, które od wielu lat ze sobą konkurowały w jakimś obszarze rynkowym - mogą ze sobą współpracować. Nie tylko przy projektach tego typu, czyli typowo humanitarno-pomocowych, ale wszędzie, gdzie najważniejszy jest interes konsumenta.

Nie myślę więc dzisiaj w kategoriach pokonywania Poczty Polskiej. Kibicuję pocztowcom i samej Poczcie Polskiej w dobrej transformacji – w obszarach, w których naprawdę dzisiaj nie ma konkurencji. Uważam, że posiada do tego kompetencje, rynek, brand oraz  oddanych ludzi, i powinna to wykorzystać.

Czy poczta powinna być prywatyzowana? Jestem patriotą, a Poczta Polska to symbol, więc trochę trudno mi sobie to wyobrazić. Jednak rynek pokazuje, że jest to możliwe. Są dobre przykłady. Chociażby ostatni, o którym czytałem – poczta portugalska stała się spółką giełdową, całkowicie prywatną. I dziś ta firma podbija rynek hiszpański z sukcesem. Popatrzmy na wyniki poczty CTT Correios de Portugal rośnie jak na drożdżach, na rynku, który postanowiła podbić.

Są inne dobre przykłady, poczty belgijskiej BPost, również sprywatyzowanej, albo Royal Mail w Wielkiej Brytanii, która właśnie będzie miała nowego właściciela i jest w pełni prywatna. Są przykłady z krajów bałtyckich, gdzie poczty planują wejście na giełdę, a tamtejszy skarb państwa zamierza pozbyć się większościowych pakietów. Transformacja pocztowa na rynkach europejskich się dzieje. Niemiecka poczta zarabia między 6 a 8 miliardów euro rocznie i jest sprywatyzowana.

Wspomniał pan o Niemczech, a dlaczego InPost nie rozwija się u naszych zachodnich sąsiadów? To duży, bliski rynek.

Właśnie dlatego, że pozycja sprywatyzowanej poczty niemieckiej, połączonej z DHL-em, jest tak silna, że nawet niemieckie podmioty konkurencyjne, takie jak Hermes, czy zagraniczne duże koncerny, takie jak GLS i DPD, nie są w stanie wykroić kawałka tego rynku bez dużego wysiłku i strat.

Zamiast więc wchodzić na  pole minowe, wolę konkurować na rynkach, na których nie ma tak dominującego gracza. Do tego dochodzi kulturowa bariera – niemieckie społeczeństwo, które działa dość konserwatywnie. Chętniej wybiera producentów niemieckich, dostawców niemieckich, widzimy to w przypadku sprzedaży samochodów, sprzedaży maszyn, elektroniki. Tego my Polacy moglibyśmy się od nich uczyć.

Marzę o takim momencie, abym mógł oddać stery w ręce sukcesora. Mam nadzieję, że ten scenariusz kiedyś się ziści – opowiada prezes InPostu

Na koniec chciałbym poruszyć jeszcze jeden wątek. Jest pan dziś mniejszościowym akcjonariuszem InPostu. Czy w ogóle pan przewiduje, że może się coś takiego wydarzyć, że nie będzie już rządził firmą, którą rozkręcił i doprowadził do tego momentu, w którym jest znana w połowie Europy?

Marzę o takim momencie, abym mógł oddać stery w ręce sukcesora, który tę firmę będzie rozwijał lepiej niż ja i będzie odnosił jeszcze większe sukcesy na rynkach międzynarodowych, umacniając pozycję.

Mam nadzieję, że ten scenariusz kiedyś się ziści. Dzieje się tak w wielu firmach, np. Amazon Jeffa Bezosa - po sukcesji na stanowisku CEO, czy biznesy Elona Muska (tu na sukcesora chyba poczekamy dłużej). Każdy z tych przedsiębiorców ma w swoich firmach około 10 proc. udziałów. Czy ktoś myślał o tym, że kiedyś Amazon nie będzie zarządzany przez Bezosa? Wydawało się to niemożliwe, a jednak to nastąpiło. Jak popatrzymy na Alibabę w Chinach, dokładnie to samo się stało z Jackiem Ma.

Wyznaczył pan sobie jakiś deadline na ten scenariusz?

Ten deadline wyznaczałem już wielokrotnie i zawsze był przesuwany, bo była taka potrzeba chwili, biznesu i naszych klientów. Ale myślę, że ten, który dziś mam w głowie jest już ostatecznym. Nie jest to jednak najbliższa przyszłość.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu