W ramach europejskiego projektu Euro Change instytuty badawcze Polski Włoch, Niemiec Francji i Hiszpanii zapytały mieszkańców tych państw, co myślą o sytuacji w swoim kraju. Wyniki sondażu upubliczniła „Rzeczpospolita”.
Okazuje się, że we wszystkich wymienionych państwach dominują uczucia negatywne. We Francji, gdzie od miesięcy trwają protesty „żółtych kamizelek” przeciwko rosnącym kosztom życia, zwiększaniu obciążeń podatkowych na pracujących obywateli oraz elitom politycznym, 32 proc. mieszkańców tego kraju odczuwa „wściekłość”. 28 proc. Francuzów deklaruje, ze czuje „niesmak”, a jedynie 2 proc. respondentów zadeklarowało, że odczuwa „szczęście”. 34 proc. badanych wskazało, że problemem w tym kraju są niskie pensje.
Nie lepiej rysuje się poziom zadowolenia mieszkańców Hiszpanii. 46 proc. z nich deklaruje „rozczarowanie” sytuacją w kraju. 23 proc. Hiszpanów jest „wściekłych” na to co się dzieje z ich państwem, a szczęście zadeklarowało 0 proc. respondentów. 54 proc. ankietowanych uważa, że w Hiszpanii jest zbyt niski wzrost gospodarczy, a jednocześnie zbyt wysokie bezrobocie.
Najbardziej zadowoleni z sytuacji w swoim kraju są Austriacy. 18 proc. mieszkańców deklaruje, że jest „wściekłych” na jego sytuację, a 6 proc. twierdzi, że jest „szczęśliwych”.
Jak w tym zestawieniu wypada Polska? 27 proc. naszych rodaków jest „wściekłych” na sytuację nad Wisłą. 31 proc. badanych zadeklarowało „niesmak” tym co się dzieje w Polsce, a 35 proc. „rozczarowanie”. „Szczęście” deklaruje tylko 3 proc. naszych rodaków. I choć nie uważamy, że grozi nam niski wzrost gospodarczy (obawia się go jedynie 4 proc. pytanych), to aż 53 proc. ankietowanych wskazuje na fatalny stan służby zdrowia - dla porównania drugie miejsce w tej kwestii zajmują Włochy, tam niezadowolonych z opieki medycznej jest 12 proc. badanych. 25 proc. Polaków uważa, że w naszym kraju zarabia się za mało.
Istniej możliwość, że na skutek pogarszających się nastrojów we Wspólnocie, w najbliższych wyborach do europarlamentu dobry wynik osiąga ugrupowania eurosceptyczne.
Dr Paweł Kowalski, ekspert ds. UE z Uniwersytetu SWPS w Warszawie podkreśla w rozmowie z AIP, że Parlament Europejski jest, obok Komisji Europejskiej, instytucją zajmującą się akceptowaniem prawa wspólnotowego. - Żadne prawo, czy dyrektywa nie przejdzie bez akceptacji PE. Jeżeli ugrupowania eurosceptyczne lub skrajnie eurosceptyczne uzyskałyby znacząca siłę, to mogłyby doprowadzić do zablokowania kolejnych reform - mówi.
POLECAMY:
