Czy na zimę nie zabraknie nam węgla i gazu? Wywiad z minister klimatu i środowiska Anną Moskwą

Lidia Lemaniak
Lidia Lemaniak
Dzięki prowadzonej od lat polityce dywersyfikacji, jesteśmy absolutnie bezpieczni, nie tylko w perspektywie najbliższej zimy, ale również kolejnych lat. Przede wszystkim otwarcie Baltic Pipe było kluczowym momentem – infrastruktura działa bez zakłóceń - mówi i.pl Anna Moskwa.
Dzięki prowadzonej od lat polityce dywersyfikacji, jesteśmy absolutnie bezpieczni, nie tylko w perspektywie najbliższej zimy, ale również kolejnych lat. Przede wszystkim otwarcie Baltic Pipe było kluczowym momentem – infrastruktura działa bez zakłóceń - mówi i.pl Anna Moskwa. Adam Jankowski/Polska Press
W wywiadzie dla i.pl minister klimatu i środowiska mówi o tym, jak długo będą utrzymywać się wysokie ceny węgla i czy nie zabraknie nam gazu. Ponadto wyjaśnia, które kraje Unii Europejskiej blokują rozwiązanie limitu na ceny gazu oraz czy jest szansa, że Komisja Europejska wysłucha apeli Polski w sprawie zawieszenia ETS. Rozmawiamy też o oszczędzaniu energii w tych trudnych czasach oraz o tym, jak idzie współpraca z samorządami w sprawie dystrybucji węgla. Rozmawiała Lidia Lemaniak.

Jak długo wysokie ceny węgla będą się utrzymywać? Czy jest szansa, że wrócimy do takich cen, jakie były jeszcze do niedawna?

Wyznacznikiem ceny węgla na rynkach europejskich są porty ARA, czyli: Amsterdam, Rotterdam i Antwerpia. Ceny już spadają, ale trzeba zawsze pamiętać, że węgiel z importu ma w sobie koszt transportu morskiego. Jeżeli węgiel jest z Kolumbii, czy z Indonezji to jego cena musi uwzględniać koszty transportu. To, co robimy w tym roku, na mniejszą skalę, to zwiększenie wydobycia własnego surowca. Z dnia na dzień nie da się jednak znacząco podnieść jego poziomu. Z jednej strony jest to bardziej kwestia dłuższej pracy górników, także w weekendy, a z drugiej należy mieć na uwadze, że przygotowanie nowych wyrobisk jest procesem czasochłonnym i kosztownym. Dzięki temu już przygotowujemy się na kolejny sezon, żeby krajowe wydobycie było większe. I to jest jedyny sposób, w jaki jesteśmy sobie w stanie poradzić z cenami. Na pewno nie będzie węgla z Rosji, który był tańszy nawet mimo kosztów transportu. Embarga na węgiel z Rosji na pewno nie zniesiemy.

Czyli szanse na to, aby obniżyć ceny węgla, widzi Pani w zwiększeniu krajowego wydobycia?

Tak. Natomiast, jak patrzymy na program „Czyste Powietrze” i liczbę wniosków, jaka jest składana – w tym wniosków na pompy ciepła – to jest ich coraz więcej. To też pokazuje, że zużycie węgla w gospodarstwach domowych maleje i będzie malało w kolejnych latach. Zależy nam na tym, żeby ten kierunek był utrzymywany, żeby gospodarstwa korzystały z tego programu, dlatego zwiększyliśmy poziomy wsparcia, wprowadziliśmy też zasadę prefinansowania. To wszystko powoduje, że ci, którzy wcześniej mieli utrudniony dostęp do tego programu, dzisiaj już składają wnioski. Liczymy, że te dwa procesy – zwiększenie wydobycia i program „Czyste Powietrze”, spowodują, że będziemy potrzebować coraz mniej węgla z importu.

Embargo na węgiel z Rosji wprowadziliśmy jako pierwsi. Niedawno ukazał się sondaż, z którego wynikało, że Polacy są przeciwko złagodzeniu sankcji wobec Rosji, by obniżyć ceny energii. Następny sondaż mówił o tym, że ponad 50 proc. Polaków twierdzi, że rząd jest odpowiedzialny za braki węgla. Czy dzisiaj rząd podjąłby tak szybko decyzję o embargu na węgiel z Rosji, jak podjął wtedy?

Myślę, że tak. Dało nam to też szansę na dużo wcześniejsze przygotowanie się do zimy i na wcześniejsze rozpoczęcie importu. Spółki, wiedząc, że jest embargo i węgiel będzie potrzebny, mogły rozpocząć działanie i sprowadzanie węgla. Jestem też przekonana, że daliśmy dobry przykład innym państwom. Zaraz po naszym embargu przyspieszyły dyskusje w UE na temat wprowadzenia unijnego zakazu. Na pewno podjęcie tej decyzji w kwietniu dało nam szansę na wcześniejszy import i zorganizowanie – jak widać – skomplikowanej logistyki i całego procesu związanego z importem do Polski, a potem dystrybucji po terenie kraju.

60 proc. Polaków, według innego sondażu niedawno opublikowanego, chce, aby rząd pilnie uchwalił ustawę liberalizującą rozwój farm wiatrowych, powrócił do korzystniejszych rozwiązań dotyczących paneli słonecznych i wdrożył program lokalnych biogazowni. Czy są szanse, żeby takie rozwiązania szybko zostały wprowadzone?

Jeżeli chodzi o wiatraki, ta ustawa jest już w Sejmie i liczymy, że niebawem wejdzie w tryb prac legislacyjnych. Na razie mamy dużo kluczowych projektów, bo i wszystkie ostatnie ustawy prądowe, węglowe, za chwilę ustawa gazowa – na pewno są priorytetem. Jeżeli chodzi o biogaz, to istnieje wsparcie w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wszystkie bariery formalno-prawne zostały usunięte. Być może wyzwaniem jest edukacja – pokazywanie dobrych modeli tych państw, gdzie biogaz działa i podobnych pojedynczych przykładów w Polsce. Ale są też takie projekty, jak ma np. PKN Orlen, w których, żeby biogaz mógł być produkowany na poziomie lokalnym, musi być zapewniony odbiór. Jeżeli jest duże przedsiębiorstwo, które ma duże zapotrzebowanie, to dobrym modelem jest podpisanie cyklu licznych umów z gospodarstwami domowymi i rolnymi w pobliżu przedsiębiorstwa i zapewnienie im odbioru gazu. Wierzę, że ten „orlenowski model” będą naśladować inne duże spółki, które mają podobne zapotrzebowanie, a jednocześnie mają tereny rolne w okolicy. Z jednej strony – zmobilizuje to rolników, żeby produkować biogaz na własne potrzeby, ale też zapewni im odbiór nadwyżek, których nie potrzebują i bezpieczeństwo produkcji na kolejne lata. Z drugiej strony – zapewni przedsiębiorstwu tani i dobry gaz.

A fotowoltaika?

Jeśli chodzi o fotowoltaikę to osobiście jestem w nowym systemie i jestem bardzo zadowolona. Weszłam do systemu już po wprowadzeniu zmian. System jest bardzo opłacalny i opłaty, które razem z pompą ciepła będę ponosiła, będą naprawdę symboliczne. Jest to więc nadal bardzo atrakcyjne i korzystne rozwiązanie. Pierwszy system był rodzajem zachęty, promocji dla pierwszej fazy realizacji. Jednocześnie wywołał bardzo duże zainteresowanie, duży entuzjazm i dużą liczbę przyłączeń, co nas oczywiście cieszy, ale nie dawał pewności samej sieci, która mogła otrzymać w dowolnym czasie od użytkowników dowolną ilość energii z jednoczesnym obowiązkiem oddania jej potem w czasie, kiedy źródła stabilne zapewniają energię, a nie wieje i nie świeci bardzo często. Więc z perspektywy sieci to było trudne do zarządzenia. Dlatego też nowe rozwiązanie, które daje dużo łatwiejszy system zarządzania, ale też inne zasady rozliczania – według kwoty, jaką mamy zgromadzoną na koncie, odpowiada też sytuacji na rynku i zmieniającym się cenom energii, więc jest odzwierciedleniem tego, jak rynek energii działa. Widzimy, że nadal zainteresowanie programem „Mój Prąd” nie maleje, pojawiają się również wnioski na magazyny energii. Na pewno ten proces nie zwalnia, chociaż pewnie nie będzie aż tylu nowych przełączeń, bo już większość osób zainteresowanych na ten moment do systemu weszła. Widzimy też, że w nowych domach od początku są instalowane fotowoltaika i pompa ciepła.

Przejdźmy teraz do drugiego tematu, jakim jest gaz. Czy jesteśmy zabezpieczeni na zimę, jeśli chodzi o ten surowiec?

Dzięki prowadzonej od lat polityce dywersyfikacji, jesteśmy absolutnie bezpieczni, nie tylko w perspektywie najbliższej zimy, ale również kolejnych lat. Przede wszystkim otwarcie Baltic Pipe było kluczowym momentem – infrastruktura działa bez zakłóceń. Widzimy w tych trudnych czasach, co się dzieje z infrastrukturą gazową, więc już jesteśmy absolutnie bezpieczni. Mamy też kontrakty na dostawy ze złóż norweskich – na ponad 6,5 miliardów metrów sześciennych od 2023 r. PGNiG zarezerwował dotychczas 80 proc. przepustowości Baltic Pipe. Mamy też pełne magazyny, które aktualnie w ramach testów zmierzających do rozbudowy ich pojemności są wypełnione w 113 proc. pojemności czynnej. Mamy też bardzo dobrą kontraktację z ostatnich dni z Litwy, pełną parą działający terminal LNG – nawet powyżej 6 miliardów metrów sześciennych w roku oraz zwiększenie przepustowości od 2024 r. To wszystko nas stawia naprawdę w absolutnie komfortowej sytuacji, przede wszystkim w porównaniu do naszych niemieckich sąsiadów, którzy ciągle szukają kontraktacji i przygotowują terminal. My mamy wszystko gotowe.

Gaz będzie dużo droższy niż wcześniej?

Zależy, czy w tym pytaniu jest cena ukraińskiej krwi. De facto gaz rosyjski to nie jest tylko cena tego surowca, ale to jest cena, którą dzisiaj płacą Ukraińcy i cała Europa. Gdyby nie postawa państw europejskich przy poprzednim rosyjskim konflikcie w 2014 r., gdyby nie polityka oparcia bezpieczeństwa energetycznego niektórych krajów, w tym głównie Niemiec, na „tanim” rosyjskim gazie, której symbolem są gazociągi Nord Stream 1 i Nord Stream 2, bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji i w ogóle tej dyskusji by nie było. Byłyby inne projekty, zupełna konkurencja, dywersyfikacja na rynku europejskim, Europa nie byłaby uzależniona w takim stopniu od Federacji Rosyjskiej. Byłby też zupełnie inne relacje pomiędzy UE a Rosją.

Polska jest wśród krajów Unii Europejskiej, które domagają się limitu cenowego na gaz. Takie rozwiązanie wejdzie w życie?

Dzisiaj już większość krajów UE jest za tym pomysłem i właściwie można powiedzieć, że na tę chwilę przede wszystkim Niemcy i Holandia blokują to rozwiązanie.

Dlaczego?

Ciężko powiedzieć, to trudna zagadka. Kilka dni temu, w trakcie spotkania z Belgią, Włochami i Grecją, a więc z grupą państw, która zainicjowała to rozwiązanie, zastanawialiśmy się, dlaczego do ostatniego momentu Niemcy blokują ten pomysł. Kiedy wydawało się, że wicekanclerz oraz minister gospodarki i ochrony klimatu RFN Robert Habeck jest już przychylnie nastawiony do tego pomysłu, rozmowy w sprawie wprowadzenia limitu cenowego na gaz zostały wstrzymane z powodu negatywnej decyzji kanclerza Niemiec w tej sprawie.

O czym to może, Pani zdaniem, świadczyć?

Być może Niemcy obawiają się problemów z dostawą gazu. Prawdopodobnie obawiają, że jakikolwiek mechanizm obniżenia ceny, spowoduje wzrost popytu na gaz ziemny, co zwiększyłoby problem z dostępnością dostaw. Pokazuje to też duży egoizm Niemiec, bo jeżeli wszyscy mówią, że głównym problemem jest cena, przede wszystkim dla przemysłu, a Niemcy mówią: „zapłacimy każde pieniądze, żeby kupić gaz”, to jest absolutnie niesolidarna i egoistyczna postawa, którą trudno zrozumieć. W tych czasach państwa europejskie, szczególnie w energetyce, blisko ze sobą współpracują przy wszystkich rozwiązaniach i wykazują się solidarnością. Jeszcze kilka tygodni temu Niemcy zmuszali nas do obowiązkowych redukcji gazu, mówiąc, że jesteśmy egoistyczni i niesolidarni. Dzisiaj rozmawiamy o instrumencie, który realnie mógłby wpłynąć na rynki i pomóc każdej gospodarce europejskiej, ale Niemcy mówią nie. Nie uzasadniają swojej postawy, nie proponują też niczego w zamian.

Na pewno Pani wie, że Komisja Europejska pod naciskiem Niemiec, może się ugiąć…

Mam nadzieję, że Komisja Europejska się nie ugnie. Ciężko przyjmować propozycję jednego czy dwóch państw, jeżeli cała reszta ma zupełnie inne zdanie. Jeśli przedstawiliśmy propozycje rozwiązań, wyręczając KE, pokazaliśmy konkretny dokument, to KE może z niego skorzystać. Liczymy więc, że KE przedstawi naszą propozycję, a nie propozycję niemiecką.

Propozycja Niemiec czego dotyczy?

Wspólnego rynku zakupów i dalszych redukcji zużycia gazu, w tym obowiązkowych redukcji gazu. Należy jednak mieć na uwadze, że żadne państwo europejskie nie podnosi takiej potrzeby, ani tego, że jest to wyzwanie czy problem w konkretnym kraju. Dopóki Europa w stu procentach nie uniezależni się od Federacji Rosyjskiej, problemem jest i będzie cena. To ważny test dla Komisji Europejskiej – czy Komisja Europejska mówi językiem solidarności i wspiera gospodarki wszystkich państw członkowskich, czy jednak Komisja Europejska kieruje się wyłącznie interesem Niemiec.

A Węgry? Nie jest tajemnicą, że stosunek Polski i Węgier, zarówno do wojny na Ukrainie, jak i do Rosji, jest różny.

Węgry były przeciwne cenie maksymalnej na ostatnim posiedzeniu Rady, a ostatnio bardziej milczały w tym temacie, nie wiemy jak by głosowały. Przeciwna była Holandia i Dania, ale nie w takim stopniu, jak Niemcy. Z Holandią i Danią była jakaś przestrzeń do dialogu i poszukiwania rozwiązań, a jeżeli chodzi o Niemców – absolutnie tego nie było widać.

Rząd już sporo zrobił w sprawie wsparcia dla odbiorców ciepła. Planujecie jeszcze kolejne?

Odbiorcy ciepła są już objęci kompleksowym wsparciem. Mamy wsparcie dla użytkowników indywidualnych, dla ciepłowni taryfowanych i nietaryfowanych. Mamy też wsparcie dla tych podmiotów zbiorowych, czyli szkoły, szpitale, żłobki, które mają kotły indywidualne albo są w systemie. Nie ma już nikogo, kto byłby poza systemem. Wszystkie grupy, w tym podmioty wrażliwe, jak szkoły, szpitale zostały objęte wsparciem. Teraz tylko kwestia dobrego wdrożenia rozwiązań. Dokumenty oraz wszystkie oświadczenia na bieżąco spływają. URE – zgodnie z ustawą – obcina potencjalne wzrosty, więc jeśli chodzi o ceny, to jesteśmy po bezpiecznej stronie.

Maksymalna cena energii będzie nie wyższa niż 693 zł/MWh dla gospodarstw domowych i 785 zł/MWh dla pozostałych odbiorców. To koszty dla budżetu państwa, z czego więc będą one pokryte?

Z jednej strony – z mechanizmu zbierania z przychodów spółek energetycznych, z drugiej strony- z budżetu państwa, ale tylko gdyby było to niezbędne. –. Z tym, że ten mechanizm nie będzie w żaden sposób zaburzał płynności, ani planów inwestycyjnych spółek, bo jest oczywiste, że spółki muszą realizować inwestycje, płacić ETS, mają dużo danin obowiązkowych, swoje koszty bieżące i marżę, która zapewni płynność i zakup surowca na kolejne okresy. I cena surowca, która na dzisiaj jest najmniej przewidywalna. Dopiero po uwzględnieniu tych wszystkich uwarunkowań, jeżeli będzie jakiś przychód, który będzie można zakwalifikować i wpłacić w tym mechanizmie, on będzie wtedy u zarządcy rozliczeń i z niego będą pokrywane różnice w cenie, która była na rynku (tzw. cena referencyjna), a w cenie, jaka jest ceną maksymalną. Dodatkowo będzie to budżet państwa. Trudno te proporcje dzisiaj policzyć, bo nie jesteśmy w stanie wskazać np. dokładnych kosztów surowca, gazu, węgla z importu i przede wszystkim nie wiemy, ile będzie kosztował ETS. Dzisiaj jest to 60-70 euro, a może w grudniu znowu będzie 100 euro tak, jak rok temu. Absolutna nieprzewidywalność i brak związku z jakimikolwiek innymi mechanizmami, nie pozwala nam tego dobrze policzyć.

Polska apeluje, żeby zamrozić ceny uprawnień do emisji CO2 na poziomie 20-30 euro. Są szanse, że Komisja Europejska wysłucha tych apeli?

Postulujemy zawieszenie ETS do czasu przeprowadzenia gruntownej reformy systemu. Alternatywnie Polska apeluje, żeby zamrozić ceny uprawnień do emisji CO2 na poziomie 20-30 euro. Wszyscy zdają sobie sprawę, że są bardzo trudne czasy odnośnie cen energii, w tym Komisja Europejska. Różnimy się jednak w proponowanych rozwiązaniach tego problemu. W przypadku państw o wysokim udziale węgla w wytwarzaniu energii, do których należy Polska, ceny uprawnień w ETS są istotnym elementem wpływającym na ceny energii. Wysokie ceny uprawnień przekładają się na wysokie ceny energii. Dlatego też zaproponowaliśmy tymczasowo zamrożenie tych cen na poziomie około 30 EUR. Wiemy, że nie będzie łatwym przekonanie Komisji Europejskiej, a także odpowiedniej liczby państw członkowskich do wdrożenia tego rozwiązania, lecz powinniśmy wykorzystać wszystkie dostępne opcje, aby zmniejszyć ceny energii dla odbiorców. Z tego względu będziemy forsowali nasze stanowisko na różnych forach, w tym w rozmowach z Komisją.

Jak Pani zachęciłaby Polaków do oszczędzania energii zwłaszcza w tych trudnych czasach?

Zachęcamy – nie tylko w obecnej sytuacji, ale na co dzień – do oszczędzania. Już w 2019 roku rozpoczęliśmy szeroko zakrojony projekt „Inteligentnie w energetyce. Wsparcie budowy inteligentnej sieci” w ramach działań, w których szkolimy obywateli jak oszczędzać energię elektryczną, wykorzystując także korzyści z inteligentnych liczników. Rozpoczęliśmy także kampanię z praktycznymi radami, jak oszczędzać energię. Każdy dom jest inny – najlepiej usiąść z rodziną i popatrzeć, gdzie możemy zaoszczędzić, jak zbędne źródła możemy wyłączyć. Czy na pewno potrzebujemy tyle światła w domu – zalecamy oświetlenie punktowe. Często na suficie jest dużo żarówek, a może wystarczy jedna lampka przy biurku, czy przy fotelu, z jedną żarówką. Na pewno wymiana żarówek na energooszczędne – to jedna wizyta w sklepie, a oszczędność na dużym poziomie. Na pewno też możemy zaoszczędzić ciepło. Przez lata, będąc w bardzo efektywnym i tanim cieple systemowym, mamy dużo negatywnych przyzwyczajeń. Widzimy np. na klatkach schodowych otwarte okna i w pełni odkręcone kaloryfery. Nie jest to niezbędne w przestrzeniach, gdzie często chodzimy ubrani w kurtkę. Temperaturę można regulować też w domach – kiedy nas nie ma temperatura często jest tak ustawiona, jak wtedy, kiedy w domach jesteśmy. Do tego wyregulowanie temperatury tak, abyśmy mieli komfort termiczny, ale nie w tak wysokich standardach, do jakich przez lata się przyzwyczailiśmy, a średnia to 24 stopnie. Na pewno można ją obniżyć, być może stopniowo, z uwzględnieniem dzieci i osób starszych z innymi wymaganiami. Absolutnym argumentem jest dla nas to, że będzie to widoczne na rachunkach, niezależnie od tego, czy jesteśmy w kryzysie, czy nie. Poza tym ważna jest termomodernizacja. Czasami wystarczy ocieplenie – jedna dodatkowa warstwa w dachu, czy uszczelnienie okien. To prosta zmiana nawyków.

Podsumujmy – czy zimą nie zabraknie nam ani węgla, ani gazu, ani prądu?

Mamy zabezpieczony gaz, energię – zwiększamy własne wydobycie, a węgiel do gospodarstw domowych jest sukcesywnie sprowadzany. Spółki - importerzy przygotowały również oferty sprzedaży dla ciepłowni, klientów instytucjonalnych, czyli m.in. szkół, przedszkoli, a także dla gospodarstw rolnych czy ogrodniczych. Każdy odbiorca w tym sezonie grzewczym będzie zabezpieczony w zakresie dostępu paliw do ogrzewania swoich domów czy mieszkań. Oczywiście, pozostaje kwestia dystrybucji, do której zaprosiliśmy samorządy.

Właśnie, jak idzie współpraca z samorządami w tej sprawie? Słuchając tych związanych z opozycją, można odnieść wrażenie, że to zadanie niemożliwe do wykonania i przerastające ich.

Geneza zaproszenia samorządów do współpracy jest taka, że samorządy same zwracały się do PGE Paliwa i Węglokoksu o możliwość bezpośredniego zakupu węgla. Stąd też te dwie spółki – jeszcze przed całą dyskusją – najpierw w limicie 125, potem w limicie 25 ton, rozpoczęły sprzedaż dla samorządów. Samorządy przekazywały węgiel do swoich jednostek i do obywateli – jak widać zgodnie z prawem. Natomiast zgłaszały nam, że wymogi, które dla nich były podobne, jak dla składów i sprzedawców węgla, są trudne do spełnienia. Oczywiście możliwe, ale trudne, zwłaszcza czasowo. Rejestracja, wymogi akcyzowe itd. Przedstawiły nam listę ułatwień, które by przyspieszyły ten proces. Ustawa i informacje do samorządów, że mogą wejść we współpracę, był wynikiem tego, co już się działo na poziomie lokalnym. Absurd polega na tym, że największe samorządy, które mają najwięcej jednostek i najwięcej możliwości, mówią, że nie potrafią. Oczywiście nie jest to nowość, bo już z taką sytuacją się spotykaliśmy. Chodzi o Czajkę – największy samorząd, warszawski, nie był w stanie zagospodarować własnych ścieków. Patrząc na pojedyncze, polityczne głosy, wierzymy jednak, że samorządy wykażą się rozsądkiem i usłyszą głos obywateli. Prezydent Zamościa informował, że przez kilka dni miał 150 telefonów z pytaniami od obywateli, czy można kupić węgiel. Jeżeli węgiel jest na składzie, ale można go w gminie kupić taniej i w bezpiecznym źródle, to na pewno mieszkańcy będą chcieli z tego skorzystać. My robimy wszystko, żeby samorządom to ułatwić.

Można powiedzieć, że rząd też się nie specjalizuje w zakupie węgla, a jakoś sobie poradziliście.

Dokładnie. Rząd razem ze spółkami był w stanie zorganizować proces i skoordynować import oraz transport na dużą skalę. Wszyscy jesteśmy w wyjątkowej sytuacji, więc jeżeli mamy możliwości – a wszyscy mamy i możemy – to z nich korzystajmy. Wszystko po to, żeby pomóc wszystkim Polakom bezpiecznie przetrwać zimę. Nie szukajmy wymówek formalnych, kompetencyjnych, politycznych czy jakichkolwiek innych. Naprawdę, trudno zrozumieć prezydenta Sopotu, który mówi, że nie wie jak to zrobić, a ma kilka kilometrów, żeby podjechać i węgiel przywieźć.

Niedawno nawet opozycyjne samorządy protestowały pod KPRM. To wszystko, co się z ich strony dzieje w sprawie dystrybucji węgla, ma – Pani zdaniem – podtekst polityczny?

Na pewno. Były rozmowy z samorządami, spotkania premiera, wspólna komisja rządu i samorządu. Rozmowy, kiedy już przechodzą na poziom roboczy, odbiegają o opinii tych kilku protestujących i ich kilku wypowiedzi medialnych. Proszę zauważyć, że tych głosów było kilka. W zasadzie można z nazwiska wymienić tych prezydentów miast, którzy boją się ubrudzić ręce węglem. My bardziej obserwujemy, że są pytania od samorządu, są telefony i prośby, żeby opisać ścieżkę zakupu i wesprzeć samorządy w lepszej organizacji tego procesu. Taka postawa jest częściej spotykana na poziomie lokalnym, niż tych kilku krzykaczy. Pojawia się pytanie, w czyim interesie działają ci prezydenci, bo na pewno mówienie własnym wyborcom, że wam nie pomożemy, wydaje się nie być dobrym pomysłem w czasie kryzysu. Chodzi o uruchomienie dodatkowego instrumentu, a nie o zupełnie nową dystrybucję za pomocą samorządów. Wierzę, że po tych kilku dniach krzyczenia nadejdzie refleksja, że trzeba się zająć prawdziwą pracą, sprawnie zorganizować ten proces i zadbać, żeby węgiel trafił do mieszkańców.

lena

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Czy na zimę nie zabraknie nam węgla i gazu? Wywiad z minister klimatu i środowiska Anną Moskwą - Portal i.pl

Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu