Janusz Steinhoff: Śląsk da sobie radę bez węgla, tak jak Zagłębie Ruhry

Anna Dziedzic
Anna Dziedzic
Janusz Steinhoff jaki wicepremier w rządzie Jerzego Buzka rozpoczął w latach dziewięćdziesiątych transformację polskiego górnictwa,
Janusz Steinhoff jaki wicepremier w rządzie Jerzego Buzka rozpoczął w latach dziewięćdziesiątych transformację polskiego górnictwa, Arc. JS
Śląsk da sobie radę bez węgla. Podobnie, jak dało sobie radę Zagłębie Ruhry czy Nord-Pas-de-Calais we Francji. W tej chwili w tych krajach nie ma kopalń, dawno je zlikwidowano - mówi Janusz Steinhoff, ekspert górniczy, wicepremier, odpowiedzialny za transformację tej branży w rządzie Jerzego Buzka. Rozmawiamy o odchodzeniu od węgla i perspektywach polskiej energetyki.

Mówi się, że węgiel jest wciąż kołem napędowym polskiej gospodarki. Od wielu lat powtarzają to kolejne ekipy rządzące naszym krajem. Dlaczego tak trudno nam jest rozstać się z węglem?

Węgiel i górnicy są traktowani przez polityczne elity, przynajmniej od 15 lat, bardzo instrumentalnie. Przedstawiciele różnych formacji politycznych w naszym kraju, zabiegając o poparcie górników w wyborach, niestety, bardzo często posiłkują się populizmem i nieodpowiedzialnie składanymi obietnicami. Nie działa więc ekonomia, lecz patologicznie pojmowana polityka. Wielokrotnie przestrzegałem polityków przed nieodpowiedzialnością, polemizowałem z różnymi wypowiedziami. Niestety, po wygranych na fali populizmu wyborach przychodzi się mierzyć rzeczywistością. Trzeba to powiedzieć jasno - górnictwo odchodzi powoli do historii. Szczególnie na Śląsku. Trzeba ten proces prowadzić konsekwentnie z poszanowaniem górników, ludzi ciężkiej pracy.

To pan, będąc w rządzie Jerzego Buzka wicepremierem, ministrem gospodarki odpowiedzialnym za transformacje górnictwa rozpoczął ten proces w naszym kraju…

Transformacja rozpoczęła się w 1990 roku. Rząd Jerzego Buzka przyśpieszył ten proces i przeprowadził rozległą i konsekwentną restrukturyzację branży. W ciągu czterech lat z górnictwa dobrowolnie odeszło ponad sto tysięcy ludzi. To otworzyło drogę do likwidacji trwale nierentownych kopalń. W efekcie poprawiły się wówczas wyniki górnictwa, które stało się znowu rentowne. Potem nadeszły czasy dobrej koniunktury, gdy górnictwo generowało dość znaczące zyski. I wówczas zapomniano, że kopalnie muszą być racjonalnie zarządzane, że należy uwzględniać uwarunkowania ekonomiczne i przygotować branżę na czasy gorszej koniunktury.

Czyli nie wykorzystano dobrze czasów koniunktury na przygotowanie górnictwa do gorszych czasów?

Tak. Słabsze czasy nadeszły, gdy cena węgla spadła. Po drodze były wydarzenia polityczne, czyli wybory, festiwal populizmu i cynicznego zaklinania rzeczywistości. No i jesteśmy w tej chwili w sytuacji wyjątkowo trudnej.

Jaki byłby najlepszy dla nas, dla Śląska, dla Polski model żegnania się z węglem?

Trzeba było moim zdaniem kontynuować to, co zostało rozpoczęte w latach 90. Należało się zająć redukcją trwale nierentownych mocy produkcyjnych w kopalniach. Tworzeniem mechanizmów wsparcia dla nowych inwestycji na Śląsku. Chciałbym tu wspomnieć o specjalnej strefie ekonomicznej na Śląsku, która doskonale działa. W efekcie jej funkcjonowania pracę znalazło ponad 80 tys. mieszkańców regionu. A sumaryczna wartość zrealizowanych inwestycji przekraczała 42 mld zł! Na Śląsku górnictwo już nie jest wiodącą branżą, pojawiły się nowe jak automotive czy firmy zaawansowanych technologii, które generowały znaczące ilości miejsc pracy. Bardzo martwi mnie obecnie fakt niewielkiego udziału inwestycji w PKB. Gdy premier Morawiecki prezentował „Strategię odpowiedzialnego rozwoju” zakładał, iż poziom inwestycji, by gospodarka się rozwijała, powinien być zbliżony do 25 procent PKB. Niestety, on nie tylko nie wzrósł od tego czasu, ale znacząco spadł z 20 do 16 procent! Mamy więc do czynienia z najniższym poziomem inwestycji od lat. Z czego to wynika? Jednym z czynników jest niestabilność prawa i regulacji w naszym kraju.

Jest pan Ślązakiem. Jak pana zdaniem, za 30 za 40 lat będzie wyglądał Śląsk bez węgla, gdy kopalnie znikną z naszego krajobrazu?

Pani redaktor, ja nie tylko jestem Ślązakiem, bo tutaj się urodziłem, ale jestem górnikiem z zawodu. Studiowałem na wydziale górniczym Politechniki Śląskiej, całe życie pracowałem w otoczeniu górnictwa. Najpierw na politechnice, jako pracownik naukowy, później od 1990 roku byłem prezesem Wyższego Urzędu Górniczego. Zajmowałem się tworzeniem nowego prawa geologicznego i górniczego. Potem byłem ministrem i jednym z moich głównych wyzwań była restrukturyzacja przemysłu ciężkiego. Uważam, że Śląsk da sobie radę bez węgla. Podobnie, jak dało sobie radę Zagłębie Ruhry czy Nord-Pas-de-Calais we Francji. Przecież w Europie dawniej wydobywano duże ilości węgla. A wiodącymi krajami „węglowymi” obok Polski były Niemcy, Francja, Belgia czy Wielka Brytania. W tej chwili w tych krajach nie ma kopalń, dawno je zlikwidowano. Ostatnią kopalnię w Niemczech zamknięto, o ile sobie przypominam trzy lata temu. Podobnie, jak nie ma już hut w centrum miast na Śląsku. Pamięta pani zapewne huty w Świętochłowicach czy Chorzowie Batorym. Wiele tych hut zostało zlikwidowanych, część zrestrukturyzowano, pojawiły się nowe fabryki, nowe zakłady, nowe technologie, nowe kwalifikacje. I to jest moim zdaniem kolej rzeczy, której się należy spodziewać. Śląsk odejdzie od górnictwa, dlatego, że wydobywanie węgla w tych warunkach górniczo-geologicznych jest nieopłacalne. Po prostu nasze kopalnie z taką wydajnością pracy, nie mogą być rentowne. Wydajność pracy w większości śląskich kopalń nie przekracza 800 ton na pracownika rocznie.

To dużo czy mało?

To bardzo mało. W amerykańskich kopalniach to jest pięć, czy sześć tysięcy na jednego pracownika na rok. W Bogdance, czyli w kopalni w Zagłębiu Lubelskim, która dostarcza 28 procent węgla do energetyki, ta wydajność pracy wynosi ok.1600-1700 ton na jednego pracownika, czyli dwukrotnie więcej niż w większości śląskich kopalń.

Z czego wynika tak niska wydajność pracy w śląskich kopalniach?

Mamy w większości stare kopalnie i bardzo trudne warunki górniczo-geologiczne. Większość kopalń śląskich to są kopalnie metanowe, w których występują również zagrożenia tąpaniami. To niebezpieczne kopalnie. No i fedrują pod silnie zurbanizowanymi terenami. A ponieważ żyjemy państwie prawa, to obecnie, za wszystkie szkody górnicze, kopalnie muszą płacić. Ten układ z czasów PRL u, w którym górnictwo było państwem w państwie i nie oglądało się w ogóle na szkody górnicze, już dawno został zmieniony. Między innymi w efekcie prawa górniczego, uchwalonego przez Sejm w 1993 roku. Dzięki temu Śląsk otrzymał znaczące środki w efekcie tak zwanej opłaty eksploatacyjnej, ale również w efekcie uczciwego rozliczania szkód górniczych. Idziemy więc śladem krajów Europy Zachodniej, które to kraje, też konsekwentnie, likwidowały swoje górnictwo. Przecież Niemcy wydobywały więcej węgla niż Polska! Konieczne było więc uruchomienie mechanizmu tworzenia nowych miejsc pracy. Taka jest kolej rzeczy, że nie ma już fabryki na przykład gaźników w Łodzi, bo nikt już tych gaźników samochodach nie stosuje. Nie ma w Radomiu fabryki maszyn do pisania, bo maszyny do pisania są niepotrzebne. No choćby przykład ostatni, nie będzie już pań, które otwierają bramki na autostradzie, bo przechodzimy na nowy, bardziej zaawansowany system rozliczania opłat za przejazd autostradą. Trzeba mieć świadomość, że niektóre branże odchodzą powoli do historii. Takim przemysłem jest górnictwo węgla kamiennego. Można zaklinać rzeczywistość, można wygadywać głupstwa na wiecach politycznych, że Polska węglem stoi i że węgiel jest kołem zamachowym polskiej gospodarki. Górnicy wtedy biją brawo politykom. Tylko że to jest zwykłe oszustwo, bo potem przychodzi, czas weryfikacji tych haseł.

Jak polskie górnictwo będzie wyglądało za 30 lat? Czy będziemy jeszcze wtedy mieli elektrownie węglowe?

To wszystko musi się opierać na ekonomii. Nie można założyć sobie z góry, że będziemy utrzymywać kopalnię dlatego, że pracownicy tej kopalni chcą w niej pracować, nie oglądając się na koszty. Bo przecież ta kopalnia byłaby utrzymywana z pieniędzy polskiego podatnika. Nie przestrzeganie tych wszystkich zasad, mówienie o tym w kategoriach ilościowych, a nie wartościowych jest absurdem. Dość krytycznie odnoszę się do obecnych elit politycznych, nie tylko zresztą obecnie rządzących. Poprzednio było to samo. Władze oszukiwały górników, zaklinały rzeczywistość i nie podejmowały decyzji. Proszę sobie przypomnieć przyjazd pana premiera Tuska na Śląsk, który obiecał górnikom, że nie będzie likwidacji kopalń. Ja to wtedy komentowałem, że to jest nieodpowiedzialność, bo z czego pan premier Tusk utrzymałby te kopalnie? Jesteśmy w Unii, więc nie możemy ich dotować z budżetu. Potem pani premier Szydło mówiła to samo, pan Morawiecki podobnie. Wspierał ich w tych obietnicach prezydent Andrzej Duda. Jeżeli się szanuje pracę górników, należy im powiedzieć wprost, jaka jest ich przyszłość. Pieniądze z budżetu powinny być przeznaczone na działania osłonowe, a nie na dotacje do wydobycia węgla. Nie tylko odprawy, nie tylko urlopy górnicze, ale cały system związany z przekwalifikowaniem się. Górnicy to nie są ludzie, którzy chodzą z kilofami na dole kopalni i wyrąbują nimi węgiel w chodniku. To stereotyp z XIX wieku. Górnik to obecnie często wysokiej klasy specjalista od hydrauliki siłowej, od mechaniki, automatyki, to świetny elektryk. Przecież na dole kopalni funkcjonuje zaawansowana technika. Praca jest tam bardzo ciężka, ale jest wspierana nowoczesnymi maszynami. Obudowy zmechanizowane, automatyzacja, maszyny urabiające i tak dalej. Oni odnajdą się na rynku pracy. W czasach gdy uruchamiano fabrykę Opla w Gliwicach, to 30 procent pierwszej załogi fabryki stanowili górnicy, którzy odeszli z kopalń, bo widzieli przed sobą przyszłość w innej branży. Dlatego też górnikom trzeba pomagać i z budżetu państwa finansować różne mechanizmy pomocowe. Natomiast dotowanie produkcji w kopalni, to byłoby przeznaczenie pieniędzy polskiego podatnika na petryfikację obecnego stanu.

Nie przeocz

Jakie znaczenie za kilkadziesiąt będzie miał węgiel w polskiej gospodarce, skąd będziemy czerpać energię?

Polska wydobywała na początku lat 90-tych 180 milionów ton węgla. Maksymalny poziom wydobycia w czasach poprzedniego systemu to było 200 milionów ton węgla. Znaczącą część tego węgla eksportowaliśmy. Węgiel był reglamentowany przez cały okres Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, ponieważ był jednym z towarów, które mogliśmy eksportować do tak zwanej strefy dolarowej. Był źródłem pozyskiwania dewiz. Po 89 roku zetknięcie się postsocjalistycznego przemysłu, który często był kształtowany z lekceważeniem praw ekonomii, z mechanizmami rynkowymi, było bardzo brutalne. Okazało się, że wiele zakładów jest trwale nierentownych. Upadały. Restrukturyzowaliśmy wówczas również hutnictwo. Do roku 1990 w tej branży pracowało 130 tysięcy ludzi, a w tej chwili pracuje 30 tysięcy. W górnictwie pracowało wtedy 400 tysięcy ludzi, aktualnie jest zatrudnionych około 80 tysięcy osób. Redukcja zatrudnienia przez te 30 lat była więc w tych branżach znaczna. I taka jest kolej rzeczy. W czasach rządu Jerzego Buzka kluczem do powodzenia programu restrukturyzacji górnictwa było objęcie pakietem socjalnym górników zatrudnionych we wszystkich kopalniach. To otworzyło drogę do alokacji ludzi między kopalniami. Oczywiście cały czas Polska elektroenergetyka oparta była na węglu kamiennym i węglu brunatnym. Od pewnego czasu, po wejściu Polski do Unii Europejskiej, po przyjęciu polityki klimatyczno-energetycznej przez Unię Europejską, produkcja energii elektrycznej z paliw stałych, czyli z węgla kamiennego i węgla brunatnego, jest coraz mniej opłacalna. Powodem są wysokie koszty emisji dwutlenku węgla. W tej chwili koszt emisji dwutlenku węgla wynosi ponad 90 euro za tonę, a Polska energetyka, mówię o elektrowniach opartych na węglu, średnio emituje ponad 900 kg, czyli prawie tonę na megawatogodzinę wyprodukowanej energii elektrycznej. Zajmujemy w tej niechlubnej statystyce drugie miejsce na świecie. Stąd potrzeba odejścia od paliw stałych w elektroenergetyce. Z jednej strony mają je zastąpić odnawialne źródła energii, z drugiej strony musimy mieć dla węgla paliwo zastępcze. Ze względu na fakt, iż odnawialne źródła energii to źródła niestabilne, paliwem zastępczym w tym okresie przejściowym będzie gaz ziemny. No i jeszcze energetyka jądrowa. Polski rząd wpisał już wiele lat temu, bo w 2006 roku, do dokumentu jakim jest „Polityka energetyczna państwa” - rozwój energetyki jądrowej.

Czy mamy jakieś szanse na szybką budowę elektrowni atomowej, bo ciągle się mówi o potrzebie jej powstania, ale niewiele się w tej sprawie dzieje.

Wiele lat zmarnowano. Nie podejmowano żadnych istotnych decyzji, poza tym że utworzono spółkę, która miała się tym zająć. W rządzie Donalda Tuska powołano nawet pełnomocnika do spraw energetyki jądrowej. Nic z tego istotnego nie wynikało. Nie było woli politycznej do rozwiązania tego problemu. Odnoszę wrażenie, że była to kwestia braku odpowiedzialności politycznych elit za realizację polityki energetycznej państwa. Obecny rząd zapowiada, chociaż także z dużym opóźnieniem, że elektrownie atomowe będą budowane. Zdania specjalistów, analityków są podzielone. Z jednej strony energetyka jądrowa jest energetyką praktycznie bezemisyjną, ale z drugiej strony wymaga poniesienia bardzo wysokich kosztów inwestycyjnych. A to sprawia, że jeden megawat mocy elektrowni atomowej jest trzy lub nawet cztery razy droższy niż w elektrowni gazowej. Ale energetyka jądrowa według wielu specjalistów byłaby tym, potrzebnym nam, stabilizatorem krajowego systemu elektroenergetycznego.

Wystarczy nam jedna elektrownia?

Założenie jest takie, że pierwszy blok jądrowy wybudujemy do 2033 roku. Większość znawców problemu biorąc pod uwagę stan zaawansowania przygotowań do tej inwestycji uważa, iż termin jest nierealny. Planowana moc tego bloku to 1-1,5 GW. Planujemy zbudować sześć bloków jądrowych o sumarycznej mocy 6-9 GW.

Ale czasu mamy też niewiele, biorąc pod uwagę założenia harmonogramu odchodzenia od węgla…

To na pewno nie będzie trwało 30 lat. Dlatego, że w sukurs przyspieszeniu tego procesu idzie ekonomia. Produkcja energii elektrycznej z paliw stałych będzie wymagała dotacji, jej cena w efekcie bardzo wysokich kosztów emisji dwutlenku węgla, będzie niekonkurencyjna. Biorąc pod uwagę fakt, że nasze bloki węglowe w znaczącym stopniu są przestarzałe, większość z nich powstała w latach 1965-1985. Są niskosprawne, wysokoemisyjne i wyeksploatowane. I będą likwidowane zgodnie z przyjętym harmonogramem. Najdłużej będą funkcjonowały te najnowocześniejsze, które powstały w XXI wieku - Kozienice, Opole, Jaworzno III i Bełchatów i Turów. To bloki nowoczesne, o dużej sprawności i stosunkowo niskiej emisji. Uruchamiamy mechanizmy wsparcia tworzenia odnawialnych źródeł energii. Sukcesem ostatnich dwóch lat był program wsparcia budowy instalacji fotowoltaicznych. W efekcie jego realizacji sumaryczna moc zbudowanych instalacji przekroczyła 3 GW. W większości w instalacjach prosumenckich. Rozstrzygnięto pierwszy konkurs na projekty offshore, dotyczące energetyki wiatrowej na morzu. Sprawność tych wiatraków jest wysoka, przekracza już 50 procent. Zapowiedziano niedawno, że do roku 2030 roku, czyli w ciągu najbliższych dziewięciu lat, będziemy produkowali około 10 gigawatów mocy w energetyce gazowej. Jeżeli chodzi o gaz ziemny, to zrobiliśmy wiele przez ostatnie 10 - 15 lat. Całkowicie uniezależniliśmy się od jednego dostawcy. Chodzi oczywiście o dostawcę rosyjskiego. Do tej pory byliśmy skazani na dostawę gazu z jednego kierunku i płaciliśmy rentę, za ten brak alternatywy w postaci wysokich cen. Podjęto słuszną decyzję, dotyczącą kontynuowanie projektu Baltic Pipe, czyli połączenia Polski z Norwegią poprzez Danię. Aktualnie finalizuje się ten projekt! Połączenie będzie w gotowe przyszłym roku. Zbudowaliśmy też gazoport o przepustowości 5 miliardów metrów sześciennych. Rozbudowujemy go aktualnie do 7,5, a docelowo do 10 miliardów metrów sześciennych. Natomiast Baltic Pipe będzie miał przepustowość 10 miliardów. Jesteśmy więc w zupełnie innej sytuacji, niż jeszcze kilkanaście lat temu. W najbliższych latach znacząco wzrośnie zapotrzebowanie na gaz. A węgiel? Po pierwsze część kopalń kończy swoje wydobycie, bo kończą się zasoby. Część kopalń jest trwale nierentownych. Odchodzimy od węgla. Trzeba tę operację przeprowadzić w sposób przemyślany, zaplanowany, wolny od demagogii i od populizmu, ale kierując się odpowiedzialnością, a przede wszystkim szacunkiem dla ludzi ciężkiej pracy, jakimi są górnicy. Gdy rząd Jerzego Buzka rozpoczynał swoją restrukturyzację, nie oszukiwał górników. Nie mówiliśmy, że Polska węglem stoi, że węgla mamy na 200 lat, że nie pozwolimy zamordować górnictwa, że będziemy otwierać, a nie zamykać kopalnie. Mówiliśmy już w kampanii wyborczej, że będziemy likwidować kopalnie. Kopalnie można jednak likwidować tylko wtedy, gdy rozwiążemy problemy społeczne, czyli gdy wyprowadzimy z tych kopalń, ludzi.

Musisz to wiedzieć

Jest na to teraz szansa?

Minister Soboń, który się tym zajmował do pewnego czasu, bo zajmuje się już czymś innym w Ministerstwie Rozwoju, postanowił podobnie jak rząd Jerzego Buzka, uruchomić odprawy jednorazowe, urlopy górnicze. Zakładał, że będzie likwidował kopalnie, jeżeli rozwiąże problemy pracownicze. Natomiast ten czas, który przyjęto na likwidację górnictwa, do roku 2049, bez oglądania się na ekonomię, moim zdaniem jest nierealistyczny.

Dlaczego?

Dlatego, że inaczej należy traktować kopalnię Bogdanka, która generuje zyski i to duże, a inaczej pozostałe śląskie kopalnie. Niektóre, z nich, które generują duże straty, to stare kopalnie, zlokalizowane pod silnie zurbanizowanymi terenami, które mają bardzo wysokie koszty w efekcie wyjątkowo trudnych warunków górniczo-geologicznych. I, niestety, bardzo niską wydajność pracy. Pojawia się także taki argument, że przecież górnictwo płaci wielkie podatki, że państwo wcale nie pomaga tej branży i tak dalej. Ukazał się raport Najwyższej Izby Kontroli, który dotyczył lat 2007 do 2015. Z tego raportu wynikało, że górnictwo otrzymało transfery z budżetu państwa o mniej więcej miliard złotych wyższe niż wszystkie należności cywilno-prawne, jakie ta branża wniosła do budżetu. Czyli inaczej mówiąc, wszystkie podatki, które górnictwo płaci, wszystkie opłaty za korzystanie ze złoża, środowiskowe i tak dalej, były mniejsze o miliard złotych, niż transfery z budżetu państwa do górnictwa. Przy czym do tych transferów zaliczono, i to jest bardzo istotny element tego rachunku, dopłaty do górniczych emerytur. Dowodzi to jednego, iż koszty utrzymania górnictwa węgla kamiennego są bardzo wysokie.

Czyli krótko mówiąc, polski węgiel jest bardzo drogi i już nie najlepszej jakości…

Nie ma tutaj reguły. Są różne kopalnie, różne pokłady, w których eksploatuje się różny węgiel. Natomiast faktem jest, że eksploatuje się pokłady, w których są przerosty, że bardzo często wzbogacanie tego węgla, pozostawia wiele do życzenia. Zresztą w latach 70. budowaliśmy bloki energetyczne na dość słabej jakości paliwo. Polski węgiel, jest więc różnej jakości. Węgiel rosyjski jest często paliwem o dużo niższej zawartości siarki, a to jest istotny czynnik.

Czy naprawdę potrzebne jest nam górnictwo do 2049 roku?

Nie. Po pierwsze, do 2049 roku ci górnicy, którzy obecnie pracują, wszyscy już dawno będą na emeryturze. Po drugie, mogą i powinny się utrzymać kopalnie, które będą rentowne. To takie kopalnie, które będą wydobywać węgiel po konkurencyjnych kosztach. No i przy założeniu, iż na swoje wydobycie będą miały zbyt. Administracyjne zamykanie kopalń rentownych w ogóle nie wchodzi w grę. Żeby poważnie i konsekwentnie restrukturyzować branżę, potrzebny jest również, lub przede wszystkim - konsensus polityczny. Jako były poseł sejmu kontraktowego i późniejszych, bardzo źle oceniam bezwzględną polityczną walkę między partiami, festiwal populizmu i socjotechniki na politycznej scenie. Praktycznie nie ma dyskusji o poważnych problemach naszego państwa. Jest dyskusja o tym, kto kogo. To taki teatr polityczny, który moim zdaniem, szkodzi Polsce. Konkluzja jest taka, że nie można łamać praw ekonomii, natomiast trzeba się przy tym procesie skoncentrować na wsparciu ludzi. Czyli budować programy redukcji zatrudnienia w oparciu o pakiety socjalne, na zasadach dobrowolności. No i jeszcze, po trzecie, wspierać powstawanie nowych miejsc pracy w innych branżach. Tak jak miało to miejsce do tej pory. Specjalna strefa ekonomiczna była zdecydowanie dobrym pomysłem. Wygenerowała wiele tysięcy miejsc pracy na Śląsku jest jedną z najlepszych w Polsce. Natomiast na Śląsku w tej chwili mamy problemy z pozyskaniem rąk do pracy. Wynika to z naszej pogarszającej się z roku na rok sytuacji demograficznej, która może w przyszłości być barierą ograniczającą gospodarczy rozwój naszego kraju.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Janusz Steinhoff: Śląsk da sobie radę bez węgla, tak jak Zagłębie Ruhry - Dziennik Zachodni

Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu