Krzysztof Domarecki zauważył, że wojna handlowa wypowiedziana Chinom przez Donalda Trumpa doprowadziła do licznych perturbacji w globalnej wymianie handlowej, wzmocnionych potem jeszcze przez pandemię skutkująca m.in. zerwaniem utrwalonych przez lata łańcuchów dostaw. Główny udziałowiec grupy Selena, która na początku minionej dekady uruchomiła fabrykę w Chinach, dodał, że poluzowanie restrykcji sprawiło, iż w 2021 roku doszło do rekordowej wymiany handlowej między Chinami a USA. To - w jego opinii - pokazuje siłę wzajemnych powiązań oraz czerpanych z nich korzyści.
Przemysł wróci do USA i Europy? „To nie takie proste”
Po wybuchu wojny handlowej między USA a Chinami, a zwłaszcza w szczycie pandemii, gdy cały świat cierpiał z powodu pozrywania łańcuchów dostaw, w krajach zachodnich, także w Polsce, rozgorzała dyskusja na temat powrotu kluczowych fabryk z Chin do Europy i USA. Część polityków przedstawia to jako szansę na - korzystną w ich opinii - reindustrializację Zachodu.
Krzysztof Domarecki jest sceptyczny. - Spójrzmy, jakie biznesy przenieśliśmy do Chin. Stalowy, chemiczny, garbarski, tekstylny, odzieżowy... Większość tych przemysłów jest uciążliwa dla środowiska. Tymczasem przez ostatnie dekady zaostrzyliśmy w Europie normy i wymagania środowiskowe, zmieniły się również oczekiwania społeczne. Trudno sobie wyobrazić, by mieszkańcy krajów zachodnich zgodzili się na lokowanie tego typu fabryk u siebie, nawet wówczas, gdyby te zakłady spełniły wyśrubowane i stale podnoszone normy - komentuje Krzysztof Domarecki. Dodaje, że nakłada się na to dotkliwy brak pracowników w Europie i USA. I to jakichkolwiek, nie tylko tak tanich, jak w Azji. Bezrobocie w Ameryce i na Starym Kontynencie jest niskie, społeczeństwa szybko się starzeją. To w zasadniczy sposób utrudnia postulowane przenoszenie biznesów: kto będzie pracował w tych fabrykach, skoro już dziś wiele firm z braku kadr nie jest w stanie funkcjonować nawet na jedną zmianę?
Skutki pandemii i wojny w Ukrainie dotkliwsze dla polskich przedsiębiorców od efektów rywalizacji globalnych gigantów
Zdaniem głównego udziałowca grupy Selena, przeciętny polski przedsiębiorca w większym stopniu od skutków wojny handlowej Chiny-USA odczuł konsekwencje pandemii. Zmieniła ona styl pracy, wiele firm musiało się w przyśpieszonym tempie nauczyć pracy zdalnej i hybrydowej. Równocześnie doszło do światowego zerwania ciągłości łańcuchów dostaw, które tworzono i pielęgnowano przez poprzednie kilkadziesiąt lat. Pandemia uśmierciła też regułę just in time - firmy, by zachować ciągłość produkcji, znów gromadzą duże zapasy, co kosztuje.
- Teraz duży wpływ na funkcjonowanie polskich firm wywiera wojna w Ukrainie. Przeżyliśmy rekordowy napływ uchodźców, mamy prawo - i jako społeczeństwo, i jako przedsiębiorcy - być dumni z tego, co udało nam się zrobić w tak krótkim czasie, w jaki sposób my tych ludzi przyjęliśmy we własnych domach i również zatrudniliśmy w naszych firmach. W zeszłym tygodniu zapytałem swojego szefa HR, ile u nas w centrali pracuje osób z Ukrainy. Okazało się, że już ponad 10 procent. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że aż tyle. Wojna sprawiła też, że żyjemy dziś w okresie wyjątkowo nieprzewidywalnym i niestabilnym. Nie wiadomo, w którym kierunku ta wojna pójdzie. Nie wiadomo, jak bardzo nas dotknie - bezpośrednio i pośrednio. Wielkim wyzwaniem dla polskich przedsiębiorców są też koszty energii. Myśmy w tym roku funkcjonowali jeszcze w oparciu o długoterminowe umowy, ale w nowy rok firmy wejdą z całkiem nowymi stawkami. Część będzie miało przez to potworne kłopoty - przewiduje Krzysztof Domarecki.
W krynickiej debacie moderowanej przez dr Małgorzatę Bonikowska, obok głownego udziałowca grupy Selena wzieli udział: prezes Centrum Stosunków Miedzynarodowych, wzieli udział prof. Yu Bin z Russian Studies Center of the East China Normal University w Szanghaju, Katarzyna Kacperczyk z SGH, była wiceminister spraw zagranicznych oraz prof. Bogdan Góralczyk, politolog i sinolog.