https://strefabiznesu.pl
reklama

USA mogą przegrać wojnę z Chinami. Polska musi uważać

Michał Piękoś
Przez dekady Stany Zjednoczone były głównym beneficjentem światowego ładu gospodarczego. Xi Jinping osiągnął wiele żeby to zmienić, Donald Trump to zauważył.
Przez dekady Stany Zjednoczone były głównym beneficjentem światowego ładu gospodarczego. Xi Jinping osiągnął wiele żeby to zmienić, Donald Trump to zauważył. FOTO EPA PAP RED
Świat pędzi na zderzenie: USA i Chiny jadą jednym torem wprost na kolizję czołową, a maszynista – Trump – nie zamierza hamować. Cła idą w setki procent, wojna handlowa trwa w najlepsze, groźby wobec Europy padają co tydzień, a eksperci ostrzegają: jesteśmy o krok od załamania globalnej wymiany. Michał Możdżeń (PLSE), Łukasz Wojdyga (WEI) w rozmowie ze Strefą Biznesu mówią wprost, że nie jest przesądzone, kto tę wojnę wygra: USA czy Chiny. Polska tymczasem może zostać pionkiem w grze imperiów, jeśli nie przedefiniuje swojej roli w Europie i nie zbuduje własnej odporności.

Spis treści

Wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami to nie tylko konfrontacja dwóch potęg gospodarczych. To zderzenie dwóch wizji świata. W ostatnich tygodniach weszła ona w nową fazę – znacznie ostrzejszą, bardziej konfrontacyjną i niebezpieczną dla globalnej równowagi. Dla Polski oznacza to jedno: koniec przewidywalnego świata, w którym bezpieczeństwo zapewniały sojusze, a wzrost gospodarczy napędzała globalizacja.

Od liberalnego porządku do imperialnego dyktatu

Przez dekady Stany Zjednoczone były głównym beneficjentem światowego ładu gospodarczego. System dolara jako globalnej waluty rezerwowej, nieograniczony dostęp do rynków, możliwość zadłużania się bez końca – wszystko to sprawiało, że USA mogły konsumować więcej, niż produkowały, nie ponosząc z tego tytułu bezpośrednich kosztów. Tylko w 2023 roku deficyt handlowy USA wyniósł 773 miliardy dolarów, z czego blisko 280 miliardów przypadało na wymianę z Chinami.

Dla wielu administracji w Waszyngtonie było to akceptowalne – cena, jaką warto płacić za stabilność systemu. Jednak Donald Trump i jego doradcy uznali, że model ten przestał służyć amerykańskim interesom. Skutek? Powrót do twardego protekcjonizmu. W 2024 roku USA nałożyły cła w wysokości 25–50% na kluczowe chińskie produkty (stal, aluminium, półprzewodniki, akumulatory, sprzęt AGD), a w kwietniu 2025 roku poszły o krok dalej: cła na wiele towarów zostały podniesione do 104%.

To więcej niż sygnał polityczny. To faktyczne wyłączenie Chin z amerykańskiego rynku – wartego 17 bilionów dolarów rocznie. Ale to także uderzenie w amerykańskie firmy powiązane z chińskimi łańcuchami dostaw. Dla przykładu: Apple, Tesla czy Nvidia produkują znaczną część komponentów w Chinach. Już dziś ich akcje reagują na konflikty handlowe spadkami, a koszty produkcji rosną.

– Stephen Miran, który od marca 2025 roku pełni funkcję przewodniczącego Rady Doradców Ekonomicznych w administracji prezydenta Trumpa wzywa Zachód do porozumienia z USA. Jego zdaniem trzeba globalnie osłabić dolara, ale jednocześnie utrzymać go jako walutę rezerwową. Oznacza to, że Amerykanie próbują zachować swoją dominację, ale równoczesne zachować dolara jako walutę rozliczeniową świata. To staje się coraz trudniejsze. Chcą zjeść ciastko i mieć ciastko –  powiedział Michał Możdżeń, ekonomista Polskiej Sieci Ekonomii (PLSE) w rozmowie ze Strefą Biznesu. 

Jak odpowiedzą Chiny?

Pekin nie pozostaje dłużny. Chiny od lat zmniejszają zależność od eksportu do USA – dziś stanowi on tylko ok. 16% całkowitego eksportu tego kraju (dla porównania: w 2005 roku było to ponad 30%). Chiny rozbudowują rynek wewnętrzny (ponad 400 mln przedstawicieli klasy średniej), inwestują w Azji Południowo–Wschodniej i Afryce, wzmacniają relacje z krajami BRICS. Równolegle budują alternatywny system finansowy – w tym rozliczenia w juanie (tzw. petroyuan) z krajami Zatoki Perskiej.

Biznes

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

– Przez ostatnie lat Chiny konsekwentnie budowały sobie alternatywy dla rynku amerykańskiego. Zmniejszano także zależność od produktów amerykańskich, poprzez zwiększenie importu z innych krajów – jak przykład można podać zakup soi z Brazylii. W budżecie chińskim na 2025 r. środki przeznaczone na gromadzenie zapasów zboża, olejów jadalnych i inne żywności zwiększono o 6,1%. Chiny dzięki prowadzonej dyplomacji surowcowej, zabezpieczyły sobie dostęp do metali ziem rzadkich, budując tym samym konsekwentnie autonomię technologiczną. Ich gospodarka nie jest już oparta  tylko na kopiowaniu obcych rozwiązań. Do tego dochodziła trwając od lat wewnętrzna polityka handlowa oparta o subsydia i protekcjonizm względem własnych producentów – powiedział w rozmowie ze Strefą Biznesu Łukasz Wojdyga, Dyrektor Centrum Studiów Strategicznych w Warsaw Enterprise Institute. 

Zgadza się z nim analityk z Polskiej Sieci Ekonomii. 

– Gdyby patrzeć wyłącznie przez pryzmat ceł, to Chiny nie powinny tej wojny wygrać – opodatkowują znacznie mniej amerykańskich towarów niż USA towarów chińskich. Jednak Chiny mają inne narzędzia. Dzięki wsparciu rządu mogą operować na ujemnych marżach, co pozwala im dłużej wytrzymać presję. Pozwalają również na osłabienie juana względem dolara, co przerzuca ciężar ceł na chińskich robotników. Ci tracą zdolność nabywczą, ale państwo zyskuje czas. Potencjalne działania, takie jak wzmocnienie rynku wewnętrznego, zwiększenie zabezpieczeń społecznych, podniesienie wynagrodzeń i stymulacja konsumpcji, to rozwiązania, które mogą w dłuższej perspektywie pomóc Chinom utrzymać konkurencyjność – powiedział Możdżeń.

Chińskie społeczeństwo i elity polityczne są zdeterminowane, by nie powtórzyć scenariusza upokorzeń wobec białego człowieka z XIX wieku. Nie ma społecznej zgody na ustępstwa wobec Zachodu – a Komunistyczna Partia Chin, mimo wszystkich wad, wciąż zapewnia masom rozwój i stabilizację. Jeśli Trump będzie kontynuował politykę opartą na presji i izolacji, to właśnie Chiny mogą stać się liderem nowej globalizacji – tej niezachodniej, zdecentralizowanej i mniej zależnej od dolara. Paradoksalnie więc radykalna polityka USA może przyspieszyć zmierzch ich hegemonii.

– Prezydent Xi Jinping od lat konsekwentnie buduje swój wizerunek jako silnego i zdecydowanego lidera, zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Tak więc ustępstwa raczej nie wchodzą w grę – powiedział Wojdyga z WEI.

Kto wygra starcie o prymat?

Prawdziwym zagrożeniem dla świata nie są jednak same cła. Jest nim ryzyko eskalacji. Gdyby USA zdecydowały się na realną blokadę eksportu chińskich towarów (np. przez zakazy cumowania w portach dla statków zbudowanych w Chinach, co już zapowiadano), mogłoby dojść do załamania światowego handlu morskiego. Warto przypomnieć: ponad 50% kontenerowców produkowanych jest w chińskich stoczniach. Zakłócenie tych łańcuchów oznacza skokowy wzrost cen towarów na całym świecie. Na pytanie kto może wygrać tę wojnę, przy dalszej eskalacji, nie ma jasnej odpowiedzi. 

– W ogóle pytanie czy USA będą w stanie wygrać wojnę handlową z Chinami jest mylące. Trzeba by odpowiedzieć sobie na pytanie co oznacza zwycięstwo, a znaczy zupełnie co innego dla USA , a co innego dla Chin. Dla Chin wygraną będzie uzyskanie zdolności do samodzielnego funkcjonowania mimo Zachodu, a może nawet bez Zachodu, rozwijanie własnych technologii i budowanie swojego własnego, alternatywnego systemu globalnego. Oczywiście nie zdominują i nie obalą pozycji USA. Dla Stanów Zjednoczonych zwycięstwem będzie zmuszenie Chin do negocjacji i narzucenie swojego prymatu. A na to na razie się nie zanosi – dodał Wojdyga.

Europa: partner czy pionek?

W tym starciu Stany Zjednoczone oczekują, że Europa stanie po ich stronie. W praktyce oznacza to nie tylko poparcie polityczne, ale konkretne ustępstwa: import amerykańskiej energii (Trump domaga się kontraktów LNG na 350 mld dolarów), otwarcie rynku na amerykańskie towary rolne (wołowina, drób, produkty przetworzone) i ograniczenie handlu z Chinami. USA otwarcie mówią także, że Europa musi „zapłacić” za dziesięciolecia ochrony ze strony NATO. Pisałem o tym w piątek, że według szacunków amerykańskich think tanków, takich jak Heritage Foundation czy Hudson Institute, łączna „luka wydatkowa” państw europejskich wobec wydatków zbrojnych mogła wynieść w latach 2014–2023 nawet 600–800 miliardów dolarów. Takiej kwoty może zażądać od nas Waszyngton. To będzie rodzaj imperialnego haraczu za protekcję.  

Dla UE ta oferta amerykańska to podwójna pułapka. Z jednej strony – realna zależność od USA w zakresie bezpieczeństwa. Z drugiej – ogromne ryzyko gospodarcze. Dla przykładu: Niemcy eksportują do Chin towary o wartości ponad 106 miliardów euro rocznie. Francja – 25 miliardów, Włochy – 20. Ograniczenie tej wymiany uderzyłoby w przemysł motoryzacyjny, chemiczny i lotniczy Europy.

Warto też dodać: Europa nie jest bezbronna wobec Trumpa. Posiada największą na świecie nadwyżkę handlową w sektorze usług cyfrowych (ponad 220 mld euro), co oznacza możliwość nałożenia cyfrowego podatku na amerykańskie Big Techy (Google, Apple, Amazon, Microsoft). Ale brakuje na naszym kontynencie koordynacji i przywództwa, by wykorzystać te atuty w sposób spójny.

Co to oznacza dla Polski?

Polska jest dziś mocno wpięta w europejski i światowy system gospodarczy. Nasz eksport do Chin rośnie, ale wciąż jest relatywnie niewielki (około 4 mld euro w 2023 roku). Kluczowe znaczenie mają jednak pośrednie zależności: Polska uczestniczy w łańcuchach dostaw dla niemieckiego przemysłu eksportującego do Chin. Zahamowanie tego eksportu uderzy również w nas.

Równie poważne będą skutki inflacyjne. Jeśli dojdzie do ograniczenia dostaw chińskich komponentów – a zwłaszcza elektroniki, maszyn, narzędzi – ceny tych produktów wzrosną. A to przełoży się na koszty produkcji w przemyśle, motoryzacji, energetyce i budownictwie. Wzrosną też ceny konsumenckie, bo tania elektronika i AGD w dużej mierze pochodzi z Azji.

Dodatkowo Polska jest jednym z największych odbiorców amerykańskiego sprzętu wojskowego w Europie. Tylko w 2023 roku podpisaliśmy umowy na ok. 17 miliardów dolarów (m.in. F–35, HIMARS, Patrioty). Jeśli Waszyngton rzeczywiście ograniczy swoją obecność wojskową w regionie – czego sygnałem może być wycofanie części sił z Jasionki – zostaniemy z kosztownym sprzętem, ale bez realnych gwarancji wsparcia.

Te krótkoterminowe zawirowania nas zabolą. Ale nowy światowy układ sił daje nam też szanse w dłuższym terminie.

– W Polsce wynagrodzenia są nadal relatywnie niskie, a zdolności przemysłowe zaawansowane. Amerykańskie firmy, takie jak Apple, które będą wycofywać się z Chin z powodu rosnących ceł, mogą przenosić produkcję do krajów półperyferyjnych, w tym do Polski. Będą szukały lokalizacji o niższych kosztach i sprawnym zapleczu przemysłowym. Narracja o tym, że cała produkcja wróci do USA dzięki pełnej automatyzacji, jest mocno przesadzona. Pełna automatyzacja, zwłaszcza w branżach takich jak przemysł odzieżowy, jest mało realna. Zawsze będą potrzebni ludzie, a pensje w USA są zwyczajnie zbyt wysokie aby opłacało się tam przenieść wszystkie fabryki. Zresztą skąd wziąć tylu pracowników w Stanach? – dodał Możdżeń. 

Dla Polski najważniejsze będzie jedno: adaptacja. Nie możemy dłużej opierać naszej strategii bezpieczeństwa wyłącznie na jednym partnerze – USA. Potrzebna jest dywersyfikacja – zarówno sojuszy wojskowych (np. współpraca regionalna z Ukrainą, Turcją, Szwecją, Finlandią), jak i gospodarczych (wzmocnienie relacji z krajami Azji i Afryki).

Musimy też przemyśleć naszą rolę w Europie. Jeżeli Europa zdecyduje się na bardziej niezależną politykę wobec USA, Polska powinna uczestniczyć w jej kształtowaniu. Stawką jest nie tylko nasz udział w debacie, ale też dostęp do instrumentów wsparcia gospodarczego w sytuacji kryzysu. USA mogą wojnę o globalny prymat przegrać, lub chcieć wygrać ją kosztem Europy Wschodniej, w tym naszym. Już dziś widać, że interesy są dla nich coraz ważniejsze, kosztem sojuszy. 

– Jest jeden czynnik, którego cały Zachód nigdy nie doceniał – zdolności do wewnętrznej mobilizacji. W Chinach nie ma związków zawodowych, nie ma strajków, nie ma kampanii wyborczych co dwa lata. Jest plan, partia i projekt. To niekoniecznie dobra wiadomość dla obywateli, ale w wojnie gospodarczej daje przewagę operacyjną – przypomniał Wojdyga. 

Trzeba to powiedzieć wprost: wchodzimy w epokę geopolitycznej niepewności, której nie znamy od dziesięcioleci. Amerykański model hegemonii ustępuje miejsca twardej polityce siły. Chiny nie zamierzają ustąpić. Europa szuka miejsca dla siebie. A Polska musi zdefiniować na nowo, gdzie jest jej interes – zanim ktoś inny zdefiniuje go za nas. Ktokolwiek tę wojnę o prymat wygra, najważniejsze abyśmy byli po zwycięskiej stronie i nie dali wciągnąć naszej armii w wojnę. Ale taką prawdziwą.

Komentarze

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze!
Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA i obowiązują na niej polityka prywatności oraz warunki korzystania z usługi firmy Google. Dodając komentarz, akceptujesz regulamin oraz Politykę Prywatności.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Kolejne spółki z zezwoleniem na prowadzenie systemu kaucyjnego

Kolejne spółki z zezwoleniem na prowadzenie systemu kaucyjnego

Spadek bezrobocia w maju. Premier: Gospodarka ruszyła

Spadek bezrobocia w maju. Premier: Gospodarka ruszyła

Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu