Jak dowiedziało się RMF FM, wszczął je śląski wydział Prokuratury Krajowej, a śledczy za podstawę wszczęcia przyjęli art. 267 kodeksu karnego mówiący o bezprawnym uzyskiwaniu informacji. Dwa lata grożą sprawcy, który bez uprawnień zdobywa dostęp do danych dla niego nieprzeznaczonych.
Rozpatrywane są różne wersje, mówiące o tym, jak i dlaczego w samochodzie wykorzystywanym przez prezydencką administrację pojawił się lokalizator. Jak się nieoficjalnie dowiedział dziennikarz RMF FM, jedną z nich jest działalność grupy przestępczej, która nie miała świadomości, do kogo należy śledzony pojazd.
Lokalizator pod pojazdem prezydenta
Wczoraj TVN podał, że w aucie należącym do Kancelarii Prezydenta funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa znaleźli latem tego roku lokalizator. Jak podkreślono, urządzenie pozwala śledzić pozycję samochodu w czasie rzeczywistym.
Lokalizator znaleziono podczas rutynowej kontroli. "Pirotechnicy tej służby zgodnie z procedurami sprawdzali, czy w aucie, które miało jechać w kolumnie głowy państwa, nie ma podłożonego ładunku wybuchowego" - przekazał jeden z funkcjonariuszy SOP.
Śledztwo trwa od dawna
Jak dowiedział się z kolei PAP od źródła zbliżonego do śledztwa, postępowanie w tej sprawie, które dotychczas utrzymywano w tajemnicy, jest prowadzone od czerwca przez prokuraturę i ABW – wszczęto je krótko po znalezieniu urządzenia. Postępowanie toczy się w śląskim wydziale PK, bo lokalizator ujawniono podczas wizyty prezydenta w woj. śląskim; dotychczas nie udało się ustalić okoliczności umieszczenia urządzenia, wyjaśniane są różne hipotezy - wynika z informacji PAP.
Źródło: RMF FM, PAP

mm