- Potrzebowałam trochę pieniędzy, ponieważ muszę kupić do salonu nowy fotel do strzyżenia klientów, a także taki do mycia włosów. Poszłam je pożyczyć do banku. Gdy przedstawiono mi wymagane zabezpieczenia ... zrezygnowałam. Nie rozumiem takiego podejścia, ponieważ mam tam konto od lat, niezłe i stałe dochody. W efekcie kredyt wziął na siebie mój mąż, zatrudniony na etacie w jednym z dużych, bydgoskich zakładów - skarży się pani Dominika, fryzjerka z Bydgoszczy.
Czarna lista branż...
Czarna lista branż wykluczonych z możliwości uzyskania bankowego kredytu nie maleje. Małe i średnie przedsiębiorstwa, a szczególnie jednoosobowe firmy, już od dawna nie mogą liczyć na bankowe finansowanie.
Bez szans na kredyt są: hotelarze, restauratorzy, przedsiębiorcy zajmujący się turystyką, ale także fryzjerzy, kosmetyczki, taksówkarze, prowadzący firmy transportowe, handel nieruchomościami, działający w branży ubezpieczeniowej i finansowej.
Nawet 10-letnie, nieprzerwane funkcjonowanie firmy, która terminowo reguluje zobowiązania wobec ZUS i US bywa niewystarczające do przekonania banków, które w analizie patrzą na kod PKD, a nie na perspektywy. Oczekują też wygórowanych zabezpieczeń, a wiele jednoosobowych przedsiębiorstw nie ma majątku, który można do tego posłużyć.
Upór i niechęć banków wobec niektórych przedsiębiorców, np. gastronomicznych czy hotelarskich, są nieco zaskakujące, bo po pandemicznym zamrożeniu nie ma już prawie śladu. Latem większość Polaków została w kraju i chętnie wydawała pieniądze na noclegi i różne atrakcje. Podobnie jest z biznesem transportowym, którego zmartwieniem jest teraz brak kierowców, ale nie zleceń. Wielu z tych przedsiębiorców jeszcze niedawno robiła to samo pracując na etacie, ale różne okoliczności skłoniły ich do przejścia na samozatrudnienie. Zatrudnieni na umowach o pracę z podobnymi dochodami pieniądze z banku otrzymają, ale jako firmy już nie.
- Rzeczywiście, prowadzący biznesy, z którymi na co dzień rozmawiamy skarżą się na taką sytuację, odbierając ją jako niesprawiedliwą. Zamiast uzyskać wsparcie i pomoc są karani za to, że nie pracują na etacie - uważa Marek Sikorski z firmy doradczej Finea. - Pomimo tego, że firma opracowała dobry model biznesowy i przynosi zyski. Wynika to z tego, że banki są na tyle duże, że patrzą raczej na kody PKD i całe branże, nie analizują wystarczająco dokładnie każdego przypadku, brak im elastyczności w ocenie. Dla wielu prężnych i zdrowych biznesów może to być krzywdzące. To jak piętno niewłaściwego PKD.
"Złe PKD" mają także, w dużej części, działający w branży motoryzacyjnej, meblarskiej, deweloperskiej, targowo-wystawienniczej, czy artyści. Są ofiarami niekorzystnej statystyki - w tych sektorach dosyć często są problemy z płynnością. Oczywiście, statystycznie.
Pieniądze potrzebne od zaraz
Problemem jest również długi czas oczekiwania na decyzję o przyznaniu lub nie finansowania.
Według Komisji Nadzoru Finansowego banki powinny stosować się do 21-dniowego okresu rozpatrywania wniosku kredytowego. W praktyce znajdują sposób by naginając przepisy, żeby robić to o wiele dłużej, często kilka miesięcy. Absurd, bo pieniądze są potrzebne z dnia na dzień.
- To ogromny kłopot dla małego biznesu. W wielu przypadkach pieniądze są, ale trzeba na nie długo czekać. Nawet kilkumiesięczne oczekiwanie na kredyt powoduje, że staje się on niepraktyczny i w niczym nie pomaga - podsumowuje Marek Sikorski.
