Antyputinowskie oddziały zaatakowały Biełgorod i zmusiły tysiące do ucieczki. To może zakłócić wybory w przygranicznym regionie, które mają się odbyć 17 kwietnia.
Moskwa przyznaje: jest atak
Według dowódców Batalionu Syberyjskiego, w mieście Grayvoron doszło do paniki w związku z ewakuacją cywilów. Potwierdziły to także rosyjskie media państwowe.
"Ludzie opuszczają [obwód białogrodzki]" – czytamy w raporcie kontrolowanego przez państwo RT.
Podobnie jest w przygranicznym Kursku, gdzie z korytarza ewakuacyjnego skorzystało ponad 600 pojazdów cywilnych.
Trzy grupy przeciwne Putinowi
Na pograniczu Biełgorodu i Kurska działają trzy antyputinowskie grupy – Rosyjski Legion Wolności, Rosyjski Korpus Ochotniczy i Batalion Syberyjski.
Gubernator obwodu Biełgorod Wiaczesław Gładkow przyznał, że trwa ewakuacja ludzi, ale zaprzeczył, jakoby siły ukraińskie przebywały na terytorium Rosji.
- Wraz z Samoobroną Terytorialną i księdzem zawieźliśmy mieszkańców w bezpieczne miejsce i w razie potrzeby wyślemy ich do krewnych lub do ośrodka dla aresztantów
– dodał.
Gładkow przyznał także, że wsie Góra-Podol, Głotowo i Gruzskoje były oblężone przez oddziały, które przyszły z Ukrainy.
Legion Wolności Rosji oświadczył, że będzie przeprowadzał ataki wraz z Rosyjskim Korpusem Ochotniczym i Batalionem Syberyjskim:
"Wzywamy upoważnione osoby tych obwodów do ewakuacji ludzi ze swoich terenów. Cywile nie powinni cierpieć z powodu wojny. Operacja wyzwolenia obwodów kurskiego i biełgorodzkiego będzie kontynuowana do osiągnięcia celów. Zwycięstwo będzie nasze!"
– stwierdzono.
Moskwa w trybie nagłym ściąga do przygranicznych rejonów dodatkowe siły, by pokazać Rosjanom, że sytuacja jest pod kontrolą.
jg