- Pączek ma być smażony w głębokim tłuszczu i to nie we fryturze, ale na smalcu! - mówi Kamil Malik, prowadzący jedną z opolskich cukierni. Pączuszek winien też być pełen nadzienia, i to w smakach do wyboru, do koloru. Kiedyś wystarczyła marmolada. Teraz - aby zaspokoić gusta rozsmakowanych klientów - trzeba jeszcze nadziewać pączka budyniem, gęstym adwokatem, toffi... Zwykły lukier czy cukier puder - jako wykończenie - też nie zadowolą każdego. Im bardziej kolorowa posypka czy barwiony lukier - tym lepiej.
- Powiem szczerze, że chyba najlepsze są te tradycyjne, z marmoladą z dzikiej róży - dodaje cukiernik. I biegnie do pracy: bo na dziś ma przyszykować co najmniej 2 tysiące puchatych drożdżowych kulek, ociekających lukrem i skrywających słodkości w kilku smakach.
Dietetycy tylko ciężko wzdychają, bo są bezsilni wobec tradycji. Jak co roku nawołują do rozsądku i obliczają: - Pączek, w zależności od nadzienia i okraszenia cukrem, ma od 300 do 370 kalorii. Smażony na głębokim tłuszczu jest ciężkostrawny. Można zjeść jednego. I pójść na godzinę na basen lub intensywny spacer - mówi dietetyk Martyna Zaręba.
Przestrzega też przed stosowaniem takich sprytnych z pozoru rozwiązań, jak ograniczanie dzisiejszej diety tylko do pączków. - Pomysł, oszczędzania kalorii na innych posiłkach, po to by zjeść 4-5 pączków nie sprawdzi się. Pączki - jak każde słodycze - nie sycą. Będziemy więc tylko chodzić głodni i z obolałym brzuchem - dodaje.