Tak wygląda produkcja kultowego wafelka Prince Polo. Odwiedziliśmy śląską "fabrykę czekolady" i poznaliśmy tajemnice kruchego księcia

Jacek Drost
Lucyna Probs przy jednej z czterech linii produkcyjnych. W ciągu roku zjeżdża z nich tysiące ton wafelków
Lucyna Probs przy jednej z czterech linii produkcyjnych. W ciągu roku zjeżdża z nich tysiące ton wafelków Jacek Drost
Nie wszyscy wiedzą, że kultowy wafelek w czekoladowej polewie, który w czasach PRL był synonimem luksusu, produkowany jest w cieszyńskiej fabryce obchodzącej właśnie swoje 100-lecie. Widzieliśmy jak powstaje, z czego jest robiony, jak długo to wszystko trwa i w czym tkwi tajemnica sukcesu.

Czy wiecie, jak długo powstaje chrupiący, oblany czekoladą kultowy wafelek „Prince Polo”? Delektują się nim całe pokolenia Polaków, a jego sława znana jest daleko poza granicami Polski, nawet w odległej... Islandii. Ja już wiem, bo widziałem jego produkcję w cieszyńskim zakładzie „Olza”. Powstaje tyle, ile trwa lekcja w szkole - 45 minut.

Prawda, że krótko? Ale to nic, jeśli uświadomimy sobie, że sam wypiek wafelka z ciasta przypominające ciasto naleśnikowe to zaledwie 2 minuty, a najwięcej czasu - jakiś kwadransik - zajmuje proces chłodzenia po polaniu go czekoladą. To wszystko dzięki potężnym, nowoczesnym maszynom.

Zobaczcie, jak wygląda produkcja Prince-Polo:

- Ale fabryka to głównie ludzie. Około 66 procent załogi to są kobiety. Zawsze tak było. Mamy bardzo dużo pracowników, którzy zaczynali pracę jeszcze w szkole przyzakładowej, czyli prawie 40 lat temu. To ludzie z długim stażem, ogromnym doświadczeniem, wiedzą i sercem, które oddali tej fabryce. Mamy też bardzo fajnych ludzi, którzy pracują z nami krótko, ale czują już przynależność do firmy - mówi Lucyna Probst, kierowniczka fabryki „Olza”.

Przyznaje, że ma słodką pracę, jak to w „spożywce”. Jako rodowita cieszynianka od dziecka zajadała się „Prince Polo”, ale nie przypuszczała, że będzie odpowiadała za ich produkcję. Ale „Olza” była jej chyba pisana. Tutaj jej tata był wicedyrektorem ds. technicznych (nie zatrudniał jej, choć jakiś czas pracowali razem), a przed wojną, u pierwszych właścicieli - Szramków, pracowała także jej babcia.

Bracia Szramkowie i profesor Pipes

Historia „Olzy” zaczyna się w 1921 r., kiedy to bracia Szramkowie założyli Fabrykę Wafli, Keksów i Herbatników Tip Top. Trzy lata później zakład przeniósł się na ul. Liburnia, gdzie jest do dziś. W czasie II wojny światowej nie ucierpiał. Tuż po wojnie część pracowników zebrała się, żeby wznowić produkcję. W 1950 r. fabryka otrzymała nową nazwę Zakłady Przemysłu Cukierniczego „Olza”. Powstała z połączenia zakładów na ul. Liburni oraz ul. Błogockiej.

Z fuzją obu zakładów wiąże się także pewna anegdota. Swego czasu urodzony w Cieszynie znany historyk i sowietolog, doradca prezydenta USA Ronalda Reagana ds. Rosji i Europy Środkowej i wykładowca Uniwersytetu Harvarda prof. Richard Pipes, podczas pobytu nad Olzą wspomniał, że jego ojciec przed wojną miał na ul. Błogockiej firmę. W świat poszło, że ojciec prof. Pipesa był współzałożycielem „Olzy”, co nie do końca jest zgodne z prawdą - na początku miał sklep kolonialny, później jego firma zaczęła się także zajmować żywnością, ale z późniejszą „Olzą” Pipes senior nie ma nic wspólnego.

Rokiem, który złotymi zgłoskami zapisał się w historii „Olzy” był 1955, kiedy to urodził się wafelek „Prince Polo”. Nie do końca wiadomo, skąd wzięła się nazwa. Nie zachowały się bowiem żadne zapiski czy ogłoszony został jakiś konkurs, czy pracowała nad nią grupa projektowa, czy może nazwa powstała spontanicznie.

- Prawdopodobnie pracownicy wymyślili nazwę „Prince”, czyli książę i dodali „Polo”, by było swojsko - podkreśla Lucyna Probst.

Wafelek bardzo szybko zdobył popularność nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach, zwłaszcza na… Islandii, gdzie trafił w czasach PRL w ramach wymiany barterowej między obu państwami.

- O ile wódka i drewno nie chwyciły, to „Prince Polo” zostało przez Islandczyków bardzo dobrze przyjęte. Statystycznie zjadali ich dużo więcej niż Polacy - mówi Lucyna Probst.

W czasach PRL „Prince Polo” uchodził w Polsce za towar luksusowy, dostanie go graniczyło z cudem. Może wynikało to z tego, że nie było dostatecznej ilości surowców, więc wafelków nie dało się wyprodukować tyle, ile było potrzeba.

Teraz z produktami nie ma kłopotu. Wafelki robią od początku do końca, czyli od ciasta po wyrób gotowy cztery linie produkcyjne, które pracują praktyczne siedem dni w tygodniu po 24 godziny. Rocznie wytwarzają około 20 tysięcy ton wafelków, z czego na polski rynek idzie 70 procent produkcji, a pozostała na rynku europejskie i do USA.

- Sercem każdej linii jest piec. Jak piec nie da „listka”, to nie ma z czego produkować wafelka - tłumaczy Lucyna Probst.

Praktycznie wszystko jest zautomatyzowane - przygotowanie ciasta, wypiek wafelka i jego chłodzenie, smarowanie wafli kremem, cięcie, oblewanie polewą czekoladową, pakowanie.

Tajemny przepis na kruchy wafelek

Połowa sukcesu to oczywiście receptura. Ta - mimo że od lat 50. ubiegłego wieku nieco uległa zmianie - jest tajna.

- Nie wszyscy ją znają. Jakby mnie pan zapytał o proporcje, to z głowy ich nie powiem. Ilość poszczególnych składników wprowadzona jest do systemu sterującego maszyny. Niewiele osób zna pełne proporcje - opowiada Lucyna Probst.

Wiele czasu, wysiłków i prób poświęcono, by wafelek zawsze był kruchy.

- Kruchość to jest coś, co konsument ceni i powinien być pewien, że jeśli kupi wafelka, to zawsze będzie chrupiący. Chyba, że trafi na złe warunki przechowywania. My potrafimy utrzymać jego kruchość i powtarzalność smaku - zapewnia pani Lucyna.

Trzeba także podkreślić, że „Prince Polo” zawsze był w polewie czekoladowej. Nigdy, nawet w kryzysowych czasach PRL, nie robiono go w polewie czekalodopodobnej. Nie wszystkie słodycze w tamtych czasach miały takie szczęście. - Zawsze także miał cztery warstwy listka i trzy warstwy kremu - opowiada Probst.

Na początku lat 90. XX wieku „Olza” została sprywatyzowana. Jest częścią amerykańskiej grupy Mondelēz International, która jest globalnym liderem w produkcji czekolady, ciastek, gum do żucia i cukierków. „Olza” jest jednym z siedmiu zakładów firmy w Polsce i najstarszą z fabryk.

- Myślę, że to była dobra decyzja. Gdyby nas nie kupił koncern, to nie wiem czy byśmy przetrwali na rynku, bo Cieszyn nie jest dużym miastem. Nowy właściciel zainwestował w produkcję, pozostawił dobre brandy, czyli na przykład „Prince Polo” oraz sprowadził inne produkty, a także ukierunkował produkcję tylko na wafle - dodaje Lucyna Probst.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu