- Na umowie CETA straci polski konsument, bo jakość produktów będzie gorsza. Na przegranej pozycji będą także rolnicy, bo nie wygrają konkurencji z tańszymi kanadyjskimi produktami, które wkroczą na rynek polski i europejski - mówił wczoraj Władysław Kosiniak-Kamysz podczas krótkiej prasowej wizyty na krakowskim placu targowym Stary Kleparz.
Autor: Marcin Banasik
Prezes PSL zaapelował do rządu o wstrzymanie się z wprowadzaniem w życie umowy CETA do czasu ratyfikacji jej przez parlamenty krajowe UE. Tymczasem gabinet na rozpoczętym wczoraj posiedzeniu wysłuchał informacji na temat spodziewanego bilansu korzyści i kosztów dla Polski kontrowersyjnej umowy.
CETA to rodzaj umowy handlowej pomiędzy Unią Europejską a Kanadą. Chodzi przede wszystkim o zniesienie cła i wielu innych barier finansowych (podatki, opłaty) oraz formalnych, by ułatwić handel Unii z Kanadą.
Eksperci alarmują jednak, że do Polski będą trafiały produkty modyfikowane genetycznie, a także nastąpi obniżenie standardów produkcji. Choć UE zastrzega, że kanadyjskie firmy będą musiały się dostosować do unijnego prawa, to i tak pozostaje duże ryzyko, iż na półkach naszych sklepów znajdzie się coś, czego być tam nie powinno.
Z kolei przedstawiciele Konfederacji Lewiatan chwalą fakt, iż Sejm większością głosów przyjął uchwałę w sprawie ratyfikacji umowy CETA. Ich zdaniem została ona wynegocjowana w sposób zapewniający korzyści dla naszych przedsiębiorców.
- CETA znosi bariery celne i zrównuje firmy europejskie w prawie do udziału w procedurach zamówień publicznych z firmami kanadyjskimi w Kanadzie. Tworzy większe szanse dla sektora małych i średnich firm, bo zostały przewidziane dodatkowe mechanizmy wspierania wymiany handlowej i uproszczone procedury celne - mówi Jakub Wojnarowski, zastępca dyrektora generalnego Konfederacji Lewiatan. Jego zdaniem największe korzyści powinny odczuć takie sektory polskiej gospodarki, jak produkcja maszyn czy przemysł chemiczny.
Nie zgadza się z tym ekonomista Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. - Umowę CETA nazywa się umową o wolnym handlu, ale ona na pewno nie jest o handlu wolnym, o czym świadczy liczba stron, na której została zawarta - twierdzi Sadowski. Podkreśla, że wolność rynku zakłada jego prostotę. - Ta umowa ma tysiąc kilkaset stron. Tu nie ma mowy o prostocie. CETA to tak naprawdę porozumienie, które ma służyć obronie rynku i produkcji z UE, Kanady, a pośrednio i USA przed ostrą konkurencją i naporem ze strony produkcji pochodzącej z krajów azjatyckich, a nawet afrykańskich. To sojusz przeciwko wschodnim i afrykańskim rynkom - wyjaśnia Sadowski.
18 października na posiedzeniu Rady UE zapadnie decyzja, czy umowa zostanie podpisana.