Najbardziej oczywistym ryzykiem wydaje się przyszłość wymiany handlowej pomiędzy oboma państwami. Hasło z kampanii „Make America Great Again” (tzw. „uczynienie Ameryki znów wielką”) nie przewiduje raczej wzrostu importu z Chin. Jednak najwięcej powodów do obaw budzi pytanie czy administracja USA pod rządami Trumpa będzie konturowała przestrzeganie „Shanghai Accord” (tzw. Porozumienie Szanghajskie), a więc wzajemnej koordynacji polityki monetarnej oraz interwencji walutowych. Sądząc po retoryce kampanijnej, Trump nie będzie stosował się do wspomnianego Porozumienia a wręcz przeciwnie, postuluje zdecydowane podwyżki stóp procentowych w USA i zmuszenie Chin do aprecjacji swojej waluty (mimo, że cele te wzajemnie się wykluczają). Sama realizacji tego pierwszego zamierzenia grozi koszmarnym scenariuszem deprecjacji juana, odpływu kapitału i globalnego zaostrzenia polityki monetarnej.
Jednym z głównych wątków kampanii Trumpa był handel i to, jak USA straciły miliony miejsc pracy na rzecz Chin, po wejściu Państwa Środka do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Na stronie internetowej prezydenta-elekta dotyczącej polityki handlowej, Chinom mocno obrywa się za podejmowanie nielegalnych działań, wykradanie tajemnic handlowych i manipulowanie swoją walutą. Zdaniem Pekinu (według agencji Xinhua) retoryka ta jednak w dużej mierze nie powinna być traktowana dosłownie, a uwzględniając współzależność pomiędzy USA i Chinami, podjęte zostaną jedynie umiarkowane działania.