https://strefabiznesu.pl
reklama

Mocne słowa znanego przedsiębiorcy. "Polska się cofa"

Rafał Kerger
Wideo
od 7 lat
Legislacja w Europie staje się oderwana od rzeczywistości. A zaufanie przedsiębiorców do pewności prawa jest w Polsce niezmiennie niskie. Jeśli do tego dodamy narastające wewnętrzne konflikty w wymiarze sprawiedliwości, to niestety nie jest różowo. Polska w tym zakresie się cofa na tle świata – mówi w rozmowie ze Strefą Biznesu znany przedsiębiorca Krzysztof Domarecki.
  • Rozmawiamy z Krzysztofem Domareckim, znanym inwestorem, przedsiębiorcą i głównym akcjonariuszem Seleny – globalnego producenta i dystrybutora chemii budowlanej. Nasz rozmówca, w szczerej rozmowie z Rafałem Kergerem wyznaje, jakie są dziś największe bolączki polskich i europejskich przedsiębiorców oraz dlaczego zaangażował się w kampanię na rzecz budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego.
  • Domarecki analizuje także sytuację w branży budowlanej. Uważa na przykład, że inwestycje popowodziowe dadzą umiarkowany krótkoterminowy efekt, trwający około dwóch, maksymalnie trzech lat. - Nie cieszymy się z takich kataklizmów – one zawsze przynoszą więcej strat niż korzyści. Zginęli ludzie, a także nasi pracownicy i ich rodziny mieszkają na terenach, które ucierpiały w trakcie powodzi - zaznacza
  • Jak dodaje epoka taniej siły roboczej w Polsce skończyła się definitywnie. - Biorąc pod uwagę jak ogromna miała być dotacja dla Intela, uważam, że gdyby te pieniądze zostały zainwestowane w polskie firmy, które prowadzą ekspansję międzynarodową, efekt dla budżetu i naszej gospodarki byłby znacznie lepszy - mówi.

Strefa Biznesu: Niedawno Selena pokazała nowe wyniki. Były znacznie lepsze niż te za pierwszy kwartał. Jak pan ocenia obecną sytuację swojej flagowej firmy?

Krzysztof Domarecki: Od ponad 25 lat inwestujemy w ekspansję międzynarodową, a w okresach, kiedy gospodarka jest w trudnej fazie, właśnie dobra dywersyfikacja geograficzna sprzyja firmom.

Selena w tym roku korzysta z tych wszystkich wysiłków – od ekspansji międzynarodowej, przez dywersyfikację geograficzną, aż po lojalność wykonawców wobec naszych konkurencyjnych produktów. Wyniki na tak trudnym rynku nie biorą się z powietrza.

Który rynek jest dziś dla was najważniejszy, poza Polską?

Jeśli spojrzymy na wyniki sprzedażowe, są one w miarę płaskie, a nawet poniżej rekordowego roku po odbiciu pandemicznym. Na pewno jednak nie doszło u nas do takiego załamania sprzedaży, jak w niektórych innych firmach europejskich.   

Konsekwentnie pilnujemy naszych udziałów rynkowych we wszystkich krajach europejskich, w których działamy.  Pilnujemy też kosztów. To, co chroni naszą marżę, to lojalność wobec produktów wysokiej jakości.   

Dynamika, którą pan widzi, to przede wszystkim poprawa wyników finansowych, zarówno na poziomie EBITDA, jak i zysku netto. Wynika to z połączenia trzech rzeczy: stabilnej sprzedaży, pilnowania kosztów i lojalności klientów wobec dobrego produktu.

Selena ma sześć rynków, które obecnie najbardziej się liczą. Idąc od zachodu, to USA i Brazylia, później Hiszpania, Włochy, Polska i Kazachstan. Ważnym rynkiem jest również Turcja, jednak jej problemem jest ciągła dewaluacja waluty i inflacja, która trwa już od blisko siedmiu lat.   

Sprzedajemy do prawie stu krajów świata.

Jak pan myśli, jak długo może potrwać flauta na rynku budowlanym, z którą mamy dzisiaj do czynienia? Mówiło się, że środki unijne szybko zmienią sytuację, teraz miliardy pójdą odbudowę po powodzi. Stoicie w blokach?

Inwestycje popowodziowe dadzą umiarkowany krótkoterminowy efekt, trwający około dwóch, maksymalnie trzech lat.

Nie cieszymy się z takich kataklizmów – one zawsze przynoszą więcej strat niż korzyści. Zginęli ludzie, a także nasi pracownicy i ich rodziny mieszkają na terenach, które ucierpiały w trakcie powodzi.   

Efekt programów unijnych w skali Europy na razie jest bardzo ograniczony. KPO w Polsce jest opóźnione. Odbicie może pojawi się w 2025 roku, a nawet dopiero w 2026 r. Zresztą w krajach, które nie miały takich ograniczeń z KPO jak my i wystartowały wcześniej, nie zaobserwowaliśmy silnych efektów wynikających z tego programu.

Na przykład we Włoszech przez kilka lat funkcjonował tzw. superbonus, wspierający termomodernizację. Włosi posunęli się jednak zbyt daleko z ulgami podatkowymi i kredytami – które ostatecznie okazały się kosztowne – i dziś płacą za to wszyscy. Program został zredukowany.

Oczywiście chciałbym się mylić. Polska ma talent do właściwej alokacji i wykorzystania środków unijnych. Natomiast ze względu na opóźnienia obawiam się, że pojawią się różne nieefektywności w ich wydawaniu. Jest określona graniczna data, do której można te środki wykorzystać, i Komisja Europejska tej daty nam nie przesunie.   

Zaangażował się pan w szeroki dyskurs publiczny na temat Centralnego Portu Komunikacyjnego. Wypowiadał się również w kwestii innych dużych inwestycji w Polsce. Dlaczego takie zaangażowanie ze strony człowieka wywodzącego się z biznesu jest potrzebne? Czuje pan sprawczość?

Zacznijmy od mechanizmów, które mnie do tego pchnęły. Od 25 lat rozwijam Selenę w skali międzynarodowej, mamy firmy na czterech kontynentach. Pracuję z menedżerami i klientami, obserwuję kolegów przedsiębiorców z różnych krajów oraz to, jak elity tych krajów potrafią dbać o interes swojego państwa w globalnej gospodarce.   

To daje mi perspektywę, aby porównywać, jak nasze polskie elity – polityczne, biznesowe, naukowe, kulturalne – rozwijają nasz kraj.   

Moje zaangażowanie w sprawie CPK wynikało z obserwacji, że dla dobrze rozwiniętych krajów posiadanie własnego lotniska międzykontynentalnego to standard, podobnie jak kiedyś standardem stawały się wodociągi czy elektryczność.  Biznes musiał się w tej sprawie wypowiedzieć, pokazując perspektywę globalną.

Nasi koledzy – konkurenci, którzy mają swoje siedziby w innych krajach, mają porty lotnicze międzykontynentalne w swoich macierzystych krajach, i są wielkimi beneficjentami tej infrastruktury. Właściwa infrastruktura – lotnicza i morska – cały czas jest podstawą znacznego uczestnictwa w światowym obiegu gospodarczym.

A czy my jesteśmy jeszcze dzisiaj konkurencyjni w Polsce i szerzej w Europie? Poziom kosztów jest bardzo wysoki, rządzą związki zawodowe.

To jest dość złożone. Przede wszystkim Polska nie jest już tanim krajem, jak kiedyś. Ta epoka, kiedy Polska była krajem o taniej sile roboczej, skończyła się definitywnie. Koszty pracy w Polsce wzrosły, wzrosły również koszty inwestycji oraz produkcji. I wszyscy światowi inwestorzy to zauważyli, więc będą to brali pod uwagę. Poza tym Polska, będąc od ponad 20 lat członkiem Unii Europejskiej, zaimplementowała tysiące przepisów unijnych, które podnoszą bariery do prowadzenia działalności gospodarczej. Te bariery dotyczą wszystkich – zarówno Francji, Niemiec, jak i Polski.

Europa niestety słabnie, widzą to już chyba wszyscy. Wiele europejskich firm zamyka swoje zakłady i przenosi je poza kontynent – nie do Polski ani do Europy Centralnej, ale do Azji albo na Bliski Wschód. Część z nich inwestuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie konkurencyjność jest wyższa.

My, europejski biznes, zwracaliśmy uwagę na proces pogarszania się warunków do prowadzenia działalności gospodarczej w Europie już od wielu lat w różnych krajach i na różnych forach.

Aby Polska utrzymała swoją dynamikę rozwoju, potrzebuje wzrostu handlu z krajami poza Europą. Udział Europy w obrotach gospodarczych Polski powinien spadać.

Innymi słowy, Polska musi wejść na bardziej globalną ścieżkę, zwiększając swój udział w globalnej gospodarce poza Unią Europejską. Wtedy też inaczej patrzy się na przykład na potrzebę posiadania międzykontynentalnego lotniska we własnym kraju.

Unia jest przeregulowana, jeśli mamy być „stanami zjednoczonymi” trzeba nam znacznie więcej wolności, w tym wolności gospodarczej?

Właśnie tak. Niedawno na dorocznym spotkaniu firm z branży chemii budowlanej w Holandii dowiedzieliśmy się, że w czasie kadencji José Barroso, mieliśmy 32 ważne dla nas, nowe akty regulacyjne dotyczące różnych rodzajów działalności produkcyjnej i rynkowej. W pierwszej kadencji Ursuli von der Leyen było ich już ponad 600. Dziś nasza branża – bez względu na to, czy są to firmy z Europy Wschodniej, Zachodniej, niemieckie, holenderskie czy francuskie, nie są w stanie nadążyć za przyspieszającą legislacją. Legislacja w Europie staje się oderwana od rzeczywistości.

Dlatego, jako branża, zwracamy się bezpośrednio do Komisji Europejskiej i rządów poszczególnych państw. Nie jesteśmy w stanie utrzymać konkurencyjności, jeśli ten pęd legislacyjny nie zostanie zatrzymany.

Dam zresztą przykład. Gdy rozpoczynałem rozwój Seleny, pierwsze trzy zakłady produkcyjne postawiliśmy w pięć lat, w trzech różnych technologiach. Od decyzji do uruchomienia zakładu zajmowało to około 18-20 miesięcy.

Dziś to niemożliwe. Ilość barier, pozwoleń do uzyskania, wynika z przepisów unijnych i specyficznego zachowania polskiej biurokracji, która bardziej odnosi się do starych, jeszcze carskich wzorców działania niż do elastyczności, jaką widzimy na przykład w Holandii czy Hiszpanii.

Szybkie tempo zmian przepisów to też problem polski. Selena działa w kilkunastu krajach i w niektórych z nich podejmujemy uchwały w oparciu o przepisy z 1915 roku, bo tam prawo jest dużo bardziej stabilne i kodeks handlowy obowiązuje od ponad stu lat. W Polsce ciężko o podobną stabilność.

Zaufanie przedsiębiorców do pewności prawa jest w Polsce niezmiennie niskie. Jeśli do tego dodamy narastające wewnętrzne konflikty w wymiarze sprawiedliwości, to niestety nie jest różowo. Polska w tym zakresie się cofa na tle świata.

O ile wydłużył się proces inwestycyjny?

Uruchomienie zakładu trwa dwa razy dłużej – trzy lata w Polsce, a we Francji może trwać nawet pięć lat.

Technologia może się zmienić, zanim firma zdąży wystartować z takim biznesem, może wytracić konkurencyjność. Czy widzi pan szansę na odwrócenie tego trendu?

Nic na to nie wskazuje. Unia Europejska będzie kontynuowała swoją agendę. Wybory do Parlamentu Europejskiego skupiły się na kwestiach politycznych, zabrakło komponentu gospodarczego.

Jaka jest wobec tego rola Rady Polskich Przedsiębiorców Globalnych, której Selena jest założycielem? Czy dzisiaj ważniejsze jest reprezentowanie interesów biznesu w Brukseli, czy przy polskim rządzie?

Trzeba zajmować się i jednym, i drugim. Natomiast jeśli chodzi o kwestie branżowe, europejski biznes od dawna zrzesza się w organizacjach europejskich. Selena należy do takich organizacji od ponad 20 lat. To właśnie tam trzeba adresować wyzwania i regulacje, bo główne przepisy powstają w Brukseli.

RPPG to przede wszystkim platforma wymiany doświadczeń. W Europie Zachodniej takie platformy są powszechne od 30-40 lat, w Stanach Zjednoczonych nawet dłużej. W Polsce tego brakowało. Polskie firmy, które działają na arenie międzynarodowej, nabrały masy – więc teraz chodzi o wzajemne inspiracje, naukę i ułatwienie innym polskim przedsiębiorcom wejścia na ścieżkę międzynarodową.

A co pan myśli o sprawie inwestycji Intela w Polsce? Rząd i władze regionalne rozłożyły czerwony dywan i na razie nic z tego nie wyjdzie.

Bazuję na tych samych informacjach co pan – wszystko wskazuje na decyzję wewnętrzną. Na dodatek dotyczy ona zarówno Niemiec, jak i nas, więc na pewno nie jest to wyłącznie kwestia konkurencyjności Polski.

Biorąc pod uwagę jak ogromna miała być dotacja dla Intela, uważam, że gdyby te pieniądze zostały zainwestowane w polskie firmy, które prowadzą ekspansję międzynarodową, efekt dla budżetu i naszej gospodarki byłby znacznie lepszy.

Może wtedy udałoby się nam coś przełomowego wymyślić.

Zdecydowanie tak. Polscy politycy od 30 lat w sposób nieproporcjonalny wspierają zagraniczne firmy, inwestujące w Polsce, zamiast nauczyć się, jak wspierać własny biznes. Stąd później mamy takie, a nie inne wpływy do budżetu, bo zagraniczne firmy płacą proporcjonalnie mniejsze podatki niż polskie firmy.

Wystarczy spojrzeć na InPost i porównać płacone przez tę firmę podatki z resztą branży. To samo mamy w handlu detalicznym czy sektorze produkcyjnym. Gdyby państwo zainwestowało te pieniądze w rozwój polskiego biznesu, efekty byłyby o wiele większe.

Z badań wynika, że coraz więcej firm w Europie utrzymuje się dzięki dotacjom i subwencjom. De facto nie mają zysków, zatrudniają tysiące pracowników, płacą podatki, ZUS, ale są leniwe. Czy polski biznes czeka taki sam los?

To niewątpliwie zły trend, ale dotyczy całego świata, nie tylko Europy.

Problem nie leży tylko w dotacjach, ale w tym, że wiele z tych przedsiębiorstw nie generuje nowej wartości lub innowacji. Często są to innowacje pozorne.

W Chinach mamy ogromny system dotacji, ale ponieważ to jedno państwo, mogą efektywniej alokować środki, aby zwiększać konkurencyjność ważnych branż. Chiny wspierają branże, które mogą odnieść sukces w skali globalnej.

Podobnie jak Chiny działa rząd Stanów Zjednoczonych, który masowo wspiera swój biznes, ale robi to bardziej inteligentnie, kierując dotacje tam, gdzie powstaje nowa wartość ekonomiczna czy wynalazki. Najwięcej środków trafia do sektora obrony, ale pamiętajmy, że w Stanach Zjednoczonych następuje wielki transfer technologii z sektora obronnego do całej gospodarki.

Europa ma też system wsparcia, ale jest on bardziej skoncentrowany na wzajemnym szachowaniu się i blokowaniu, zamiast zwiększaniu konkurencyjności w skali światowej. Przypominam strategię barcelońską – żaden z jej celów nie został osiągnięty.

W co na co dzień inwestuje Krzysztof Domarecki, czy wciąż angażuje się w zarządzanie Seleną?

Od 2011 roku nie jestem prezesem Seleny. Przeszedłem do Rady Nadzorczej, a od kilku lat nawet już nie pełnię tam tej funkcji. Dziś firmą zarządza profesjonalny zarząd, który składa się z menedżerów, często młodszych ode mnie, odpowiedzialnych za całość i poszczególne obszary działalności.

Ja natomiast skupiłem się na roli inwestora. Poprzez swój fundusz Fidiasz, inwestuję w nowe technologie. Wprowadziłem na giełdę firmę HiProMine, zajmującą się produkcją białka alternatywnego. Inwestuję też w inne młode firmy technologiczne, często zarządzane przez 30-latków.

Wspieram wszystkie zarządy firm, w które inwestujemy, zarówno wiedzą, doświadczeniem, jak i konkretnymi poradami.

A z tych firm, w które pan inwestuje, w której pokłada największe nadzieje? Trudno jest oddzielić ziarno od plew?

HiProMine, który już od półtora roku jest notowany na NewConnect, ma szansę stać się firmą o znaczeniu europejskim. Posiada przewagę technologiczną nad konkurencją, stworzył stabilny system produkcji białka – co wcale nie jest łatwe w tej branży oraz ma jeden z najlepszych zespołów badawczo-naukowych w Europie, kierowany przez profesora Damiana Józefiaka. W takich branżach przewaga opiera się na badaniach naukowych i ich powiązaniu z technologią.

Rafał Brzoska ostatnio zaangażował się w projekt stworzenia nowego medium. Może to jest droga także dla pana?

Wspieram polskie think tanki. Think tanki są źródłem pogłębionej refleksji nad współczesnym światem i mogą dostarczać wartościowych analiz, które mogą potem stanowić podstawę dla decyzji politycznych. Jeśli chodzi o rynek medialny, to jednak nie jest moja działka.

W ramach aktywności medialnej, w czerwcu tego roku zupełnie usunąłem Facebooka z mojego smartfona i jestem z tego zadowolony. Ilość spamu i nieinteresujących reklam była dla mnie zbyt duża.

Jest pan doświadczonym przedsiębiorcą, pewnie planuje pan sukcesję. Przykłady z ostatnich miesięcy – mam na myśli prof. Filipiaka i Zygmunta Solorza – pokazują, że warto się na to przygotować, bo może się zrobić trudno.

Nie mam fundacji rodzinnej, podchodzę ostrożnie do tego typu przepisów i entuzjazmu związanego z ich wprowadzeniem.

Ostatnio rząd zaproponował zmiany, które nagle obciążyły fundacje rodzinne podatkami, podważając w ten sposób zaufanie do tego rozwiązania.   

Nad sukcesją pracuję w ciszy – być może będę miał coś do powiedzenia na ten temat za 5 lat.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu