„Indeks szklanego sufitu” sprawdza, gdzie na świecie kobiety mają największe szanse na równouprawnienie w pracy. Według wskaźnika The Economist – Polkom pracuje się lepiej niż m.in. Francuzkom, Dunkom, Belgijkom, a nawet Niemkom czy Amerykankom. W zestawieniu wyraźnie przewodzą państwa skandynawskie. Kobiety w tych krajach nadal zarabiają wyraźnie mniej (7,1% do 19,6%) od mężczyzn na tych samych stanowiskach (w Polsce jest to średnio 11,1% mniej), ale też coraz częściej zasiadają w zarządach spółek (30–44%, podczas gdy w Polsce tylko 10,9%) i zajmują 39,6–47,6% miejsc w parlamencie (u nas –27,4%).
Statystyki to nie wszystko
Piąte miejsce przyznane Polsce przez The Economist to wysoka lokata, która nie powinna jednak być powodem do spoczywania na lurach. Warto pamiętać, że rankingi a zawodowa codzienność to różne sprawy.
Trafną przestrogą przed zbytnim optymizmem w zakresie postrzegania kobiet jest krążąca od kilku dni po Internecie historia Martina R. Schneidera, który na swoim twitterze opisał doświadczenie pokazujące, że kobiety traktowane są w pracy z dużo mniejszym szacunkiem od mężczyzn. Martin przez dwa tygodnie komunikował się z klientami pod imieniem swojej współpracowniczki, Nicole. Ona zaś podpisywała się jako on. Doświadczenia związane z ciągłym podważaniem zdania, ignorowaniem i pretensjonalnością, które zebrał w tym czasie (udając kobietę) Martin określa dosadnie: „piekło”.