Spis treści
- Chiny znów mają napędzać światową gospodarkę. Taką nadzieję zdają się mieć niektórzy analitycy
- Czerwony Smok smacznie śpi, gdy się obudzi, pokaże...?
- Wyższe podatki szczęścia nie dają, nawet komunistom z Szanghaju
- Bodziec rozwojowy. Oby nie było jak z Noblem dla Obamy
- Amerykańscy bankierzy nie są pewni tego, że Chiny wrócą na ścieżkę szybkiego rozwoju
- Jakie problemy nękają dziś chińską gospodarkę?
W mijającym tygodniu świat obiegła wręcz sensacyjna wiadomość: Międzynarodowy Fundusz Walutowy postanowił podnieść prognozę gospodarczą dla świata z marnego poziomu 2,9 proc. do nieco mniej marnego 3,1 proc. Ale wcale nie ta korekta była sensacyjna sama w sobie, a jej powody. Ten drugi jest oczywiście związany z Chinami.
Chiny znów mają napędzać światową gospodarkę. Taką nadzieję zdają się mieć niektórzy analitycy
MFW orzekł, że czas podwyższyć prognozę wzrostu gospodarczego świata na 2024 r. przede wszystkim, z uwagi na mocniejszą od oczekiwanej ekspansję gospodarczą Stanów Zjednoczonych. Drugi powód lepszych nastrojów analityków związany jest z pierwszym. Bo, jeśli ktoś jeszcze nie wie, gdzie większość swoich dóbr produkują Amerykanie, to warto podpowiedzieć: tam, gdzie reszta Zachodu, czyli właśnie w Chinach. Szybszy rozwój USA oznacza zatem wyjście z kryzysu Czerwonego Smoka? To nie takie proste, nawet jeśli Chinom pomaga w tym Rosja.
Czerwony Smok smacznie śpi, gdy się obudzi, pokaże...?
Chińczycy nie mogli szybko stanąć na nogi po pandemii nie tylko dlatego, że robotnikom zamkniętym miesiącami w domach odechciało się pracy na akord. W czasie, gdy Chiny spały, ich kontrakty przejmowali rywale. Niecały rok temu Foxconn, tajwański gigant produkujący dla Apple iPhony postanowił zainwestować 700 mln USD w nową fabrykę w Indiach. To był jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo wcześniej działo się znacznie więcej, jak na przykład decyzja Xiaomi (a to przecież firma chińska) o zainwestowaniu w tym kraju i utworzeniu 50 tys. miejsc pracy. W drugiej połowie zeszłego roku coraz bardziej spektakularną ucieczkę biznesu z Chin doskonale obrazowała już giełda. I wtedy do gry wkroczył Pekin.
Wyższe podatki szczęścia nie dają, nawet komunistom z Szanghaju
Gdy komunistyczna partia Chin Ludowych ustami swych funkcjonariuszy zaczęła puszczać w eter sygnały o planach obniżenia podatków od transakcji giełdowych, amerykański biznes nie miał jeszcze wielkich nadziei na lepsze czasy. W końcu jednak zapowiedzi poluzowania w polityce fiskalnej Chin stały się faktem, i jako ważne bodźcie, dostrzegł je właśnie MFW, wskazując te działania jako drugi, ważny powód korekty swych prognoz dla światowej gospodarki. A jak będzie w istocie z tym ożywieniem?
Bodziec rozwojowy. Oby nie było jak z Noblem dla Obamy
Na razie dobre nastroje analityków MFW to nic innego jak kredyt zaufania mający robić dobrą atmosferę w gospodarce. To coś w rodzaju wręczenia nagrody przed czasem; która ma być zobowiązaniem do zasłużenia na nią. Aby łatwiej to sobie zobrazować, wystarczy przypomnieć przedwczesnego, i jak się później niestety okazało, niezasłużonego pokojowego Nobla Baracka Obamy – nomen omen Prezydenta USA. Zresztą wątpiących w Państwo Środka jest więcej.
Amerykańscy bankierzy nie są pewni tego, że Chiny wrócą na ścieżkę szybkiego rozwoju
Ekonomista Marek Zuber w niedawnym wpisie w portalu X przypomniał, jak w Czerwonego Smoka wątpią amerykańscy bankierzy.
– Pamiętam jak analitycy z Goldman Sachs, jednego z najbardziej znanych i wpływowych banków świata, zakładali w połowie pierwszej dekady tego wieku, że Chiny w 2020 roku przegonią Stany Zjednoczone pod względem wielkości gospodarki. Nic takiego się nie wydarzyło. Państwo Środka jest pod tym względem wciąż mniejsze od USA o jedną trzecią. Ale, według Goldman Sachs, co się nie stało w roku 2020, ma się stać w roku 2030. Taka wersja obowiązywała w każdym razie do połowy zeszłego roku. Teraz jednak Goldman Sachs już nie jest tak pewny swoich twierdzeń – informuje Marek Zuber.
Jakie problemy nękają dziś chińską gospodarkę?
Wiadomo, że w styczniu 2023 roku Chiny oficjalnie przyznały się do ujemnego przyrostu naturalnego. – Wielu ekspertów już wcześniej przypuszczało, że ta sytuacja ma miejsce i to ma miejsce przynajmniej od roku 2014. I być może Chińczyków jest znacznie mniej, niż mówią oficjalne dane. A te wskazują na przekroczenie poziomu 1,4 mld – twierdzi Marek Zuber. Jego zdaniem jeszcze ważniejsze jest to, że prognozy demograficzne nie są dobre, a to może oznaczać problemy z ludźmi do pracy w perspektywie nie dziesięcioleci, ale kilkunastu lat. Samo to może być elementem hamującym wzrost na tyle, żeby przegonienie Stanów Zjednoczonych stało się nieosiągalne – dodaje.
Ekspert, do chińskich problemów dorzuca jeszcze problemy tego kraju na rynku nieruchomości oraz ryzyko utrwalenia deflacji, czyli spadku cen. Ale chciałoby się powiedzieć: nikt przecież nie kazał im robić przed pandemią tak ogromnych zapasów.... Cóż, trzeba czasem wypić piwo, którego się nawarzyło.
