Podatek wielozadaniowy od 2018 roku

Monika Kaczyńska
Bardzo prawdopodobne, że dochód będzie obliczany na głowę w rodzinie - zyskają wielodzietni
Bardzo prawdopodobne, że dochód będzie obliczany na głowę w rodzinie - zyskają wielodzietni Piotr Smoliński
Od 2018 roku zamiast składek na ZUS, NFZ i podatku będziemy płacić jedną daninę. Mają zyskać biedniejsi, trochę stracić bogatsi, ale zapewne więcej zapłacą też bezdzietni.

Rząd zapowiada, że od 2018 roku znikną składki na ZUS, NFZ i rozliczanie PIT-u. Zamiast tego wszystkiego będziemy płacić jednolity podatek. Pierwszy krok już został uczyniony. W piątek Sejm przyjął ustawę, która pozwoli na wymianę danych między ZUS-em a urzędami skarbowymi.

Koncepcja jednolitego podatku nie jest nowa - z hasłem likwidacji ZUS i połączenia wszystkich obciążeń w jedno szła do wyborów także Platforma Obywatelska. Co jednak nowa regulacja będzie oznaczała dla naszych portfeli? Szczegóły poznamy za kilka tygodni. Jednak już z obecnych zapowiedzi wynika, że jedni na nowych regulacjach zyskają, inni - wręcz przeciwnie.

Komu więcej, komu mniej
Premier Beata Szydło zapowiedziała w piątek, że szczegóły dotyczące nowego systemu poznamy za około trzy tygodnie.

- Jeśli byśmy wliczyli w to jeszcze kwotę wolną od podatku, to obciążenie osób najbiedniejszych będzie zdecydowanie poniżej 30 procent. Zarabiający powyżej 10 tysięcy złotych miesięcznie mogą zapewne spodziewać się podwyżki - twierdzi Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego rady Ministrów. - Konkretne liczby podam, gdy złożymy razem dane PIT i ZUS.

O zróżnicowaniu podatku i zwiększeniu obciążeń dla najzamożniejszych mówił zapowiadając reformę wicepremier Mateusz Morawiecki.

- Podatki będą sprawiedliwe, co nie znaczy, że równe - stwierdziła w piątek premier Beata Szydło.

Obecnie choć płacimy podatki według dwóch stawek: 18 proc. od zarobków do 85 tys. 528 zł rocznie (7127 zł miesięcznie) i 30 proc. od dochodów powyżej tej kwoty to doliczając do tego składkę na ZUS i NFZ, proporcjonalnie do zarobków, mniej zamożni płacą więcej.

Wszystkie obciążenia (PIT, ZUS i NFZ) dla zarabiającego 2 tys. zł brutto to 39 proc. jego płacy.

Jednak w przypadku zarabiających powyżej 100 tys. zł rocznie sytuacja wygląda zgoła inaczej. Po osiągnięciu dochodu 121 tys. 650 zł przestają płacić składki na ZUS. I tak dla zarabiającego 23,5 tys. zł miesięcznie na umowie zlecenie obciążenia wynoszą jedynie 28 proc. Gdy takie zarobki osiąga prowadzący działalność gospodarczą, płacący podatek liniowy (19 proc. bez możliwości korzystania z ulg i wspólnego rozliczania się) jego obciążenia wynoszą tylko 22 proc. I to właśnie ma się zmienić.

Zgodnie z dotychczasowymi zapowiedziami limit, do którego odprowadza się składki na ZUS, obowiązywałby dalej, ale po jego przekroczeniu pieniądze nie zostawałyby w kieszeni podatnika, a trafiały do budżetu państwa jako podatek.

Diabeł tkwi w szczegółach
- Co do zasady jestem entuzjastą koncepcji jednolitego podatku i jej kibicuję - mówi dr Tomasz Bojkowski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. - Zarówno z punktu widzenia budżetu, jak i płatnika składek i podatków to rozwiązanie prostsze i tańsze. Niestety, nie jest ono tak łatwe do wprowadzenia jakby się mogło wydawać.

Ekonomista podkreśla, że NFZ i ZUS oprócz tego, że są zasilane składkami, są również dotowane z budżetu państwa. Dlatego zamiast zbierania pieniędzy, jak dotychczas, do trzech worków, taniej i prościej zbierać je do jednego i potem dzielić.

- Z punktu widzenia płacącego podatki też sprawa byłaby prostsza - konkretna stawka, przelew w jedno miejsce i sprawa załatwiona - mówi dr Bojkowski. - Jednak im dalej w las, tym więcej drzew. Pytanie na przykład, w jaki sposób należałoby opodatkować przedsiębiorców czy dochody z więcej niż jednego źródła. W przypadku małych firm wyjściem byłoby obciążenie przychodu lub jakieś obciążenie ryczałtowe, zagrożenie jednak jest takie, że pracownicy mieliby poczucie, że dźwigają na swoich barkach ciężar zasilania budżetu państwa. Te kwestie trzeba racjonalnie rozstrzygnąć.

Bykowe tylnymi drzwiami
Otwarte pozostaje pytanie, co wraz z wejściem w życie nowego podatku stanie się z ulgą prorodzinną. Jednym z rozwiązań byłoby zastąpienie jej tzw. ilorazem rodzinnym, czyli obliczaniem obciążeń podatkowych w zależności od dochodu na głowę w rodzinie.

O takim rozwiązaniu mówił też w kampanii wyborczej PiS. Oznaczałoby to w praktyce wyższe opodatkowanie dla bezdzietnych. Rodzina z dwojgiem dzieci uzyskująca dochód brutto na poziomie 7 tys. zł płaciłaby stawkę podatku taką, jak osiągający dochód na poziomie płacy minimalnej.

Trudno sobie wyobrazić, by według tej samej stawki podatek płaciły osoby z dochodem na głowę na poziomie 3,5 tys. zł.

Co na to budżet?
Minister Kowalczyk zapewnia, że planowane regulacje mają być neutralne dla budżetu państwa, wpływy z podatków powinny pozostać więc niezmienione.

Paweł Arndt, poseł PO z Komisji Finansów Publicznych, ma co do tego wątpliwości.

- Sęk w tym, że najmniej zarabiających jest najwięcej - mówi. - Obniżenie obciążeń podatkowych dla nich oznacza mniejsze wpływy dla budżetu i nie sądzę, by dało się tę różnicę zrekompensować podniesieniem podatków dla najbogatszych, którzy są najmniej liczną grupą. Moim zdaniem zapewnienia o neutralności budżetowej tego rozwiązania są gołosłowne. Póki jednak nie znamy projektu stawek, rozważania są przedwczesne - dodaje.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Podatek wielozadaniowy od 2018 roku - Głos Wielkopolski

Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu