Czy dojdziemy do cen z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Jeszcze przed kartkami i półkami z samym octem.
Kilogram schabu 56 złotych, kilogram kiełbasy zwyczajnej 44 złote, a krakowskiej parzonej 54 złote, nie mówić już o myśliwskiej po 100 zł za taką samą ilość. Tabliczka czekolady 19 zł, a wedlowskiej z orzechami nawet 26 zł, pół litra wódki czystej 100 zł, wino musujące hiszpańskie codorniu – 280 zł butelka. Ale najważniejsze – kostka zwykłego masła 17,50, a lepszego 21 zł. Kilogram cukru 10,5 zł, a mąki wrocławskiej 6,70 zł. Bochenek chleba zwykłego 8 zł.
By nie było nieporozumień, zarobki były porównywalne: stażysta po studiach dostawał 2 600 zł, górnik w kopalni ok. 5 000 zł (w był wtedy elitą zarobkową), dobry murza na budowie 3,5 tys. zł, podobnie robotnik na hali w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu.
Rekompensaty za podwyżki cen prądu 2020 a inflacja 3, 4-proc. Jak-bardzo zdrożeje żywność, co to znaczy dla kosztów utrzymania
Rolnictwo bez dopłat
Dlaczego przytaczam te dane? Dlatego, że właśnie w tę stronę sterujemy. Artykuły spożywcze w Polsce są dużo tańsze tylko i wyłącznie ze względu na politykę subsydiów do rolnictwa stosowaną przez kraju Unii Europejskiej, a wcześniej EWG niemal od zarania powstania tych organizacji. Gdy byliśmy w PRL, rolnicy nie korzystali z dopłat, a konkurencyjny import dotowanych produktów rolnych z Francji Hiszpanii, Włoch czy Holandii nie hamował cen na polskim rynku, bo był to rynek obcy.
Zresztą ceny były regulowane. Sprzedaż po wyższych była przestępstwem. Co prawda nie karanym śmiercią jak kilkanaście lat wcześniej – słynna afera mięsna z czasów gomułkowskich, ale podatkowy domiar w jeden dzień tak zwanych badylarzy i prywaciarzy czynił nędzarzami milionerów z Łomianek czy spod Grójca. W każdym więc sklepie kiełbasa zwyczajna była po 44 zł, a parówkowa po 39, w piekarni zaś chleb po 8 zł.
Rzeczywistość grudzień 2019
W ubiegłym tygodniu Główny Urząd Statystyczny (GUS) podał, iż inflacja w grudniu liczona w skali ostatnich dwunastu miesięcy wyniosła 3,4 proc. Tylko w stosunku do poprzedniego miesiąca - czyli listopada 2019 r. ceny towarów i usług wzrosły o 0,8 proc. Gdyby taki wskaźnik pomnożyć przez 12 miesięcy, inflacja roczna wyniosłaby aż 9,6 proc.!
W środę 15 stycznia GUS rozszerzył tę informacje o bardziej szczegółowe dane.
Ciekawie prezentują się dane jeszcze bardziej szczegółowe. I tak np. za wywóz śmieci w w ostatnim miesiącu minionego roku płaciliśmy aż o 32,21 proc. więcej niż rok wcześniej, przy czym praktycznie cała podwyżka nastąpiła w ostatnim kwartale ubiegłego roku.
Skala podwyżek cen żywności jest mniejsza - od grudnia 2018 do grudnia 2019 r. ogólnie ceny urosły o 5,9 proc. - ale te wydatki są przecież decydujące dla każdego budżetu domowego, a w rodzinach najuboższych stanowią największy odsetek. prosty stąd wniosek, że inflacja w zakresie produktów żywnościowych najmocniej uderza właśnie w rodziny uzyskujące najniższe dochody.
Co dalej?Zaczęło się…
Koszt energii elektrycznej, podobnie jak ceny paliw, przekłada się bezpośrednio na ceny sprzedawanych towarów, w tym także żywność - zwłaszcza mięso i wędliny oraz warzywa. Drożejąca żywność zawsze zwiększa presję płacową, a podwyżki płac oznaczające napływ dodatkowych pieniędzy na rynek zawsze są impulsem do kolejnych podwyżek cen detalicznych. Taka spirala rozkręcająca się w schyłkowych latach PRL-u doprowadziła do hiperinflacji. W efekcie potrzebna była reforma Balcerowicza - dziś uznawanego za wroga publicznego. Oby po Grabskim w okresie międzywojennym i Balcerowiczu u zarania III RP, wkrótce nie był potrzebny szyty na ich miarę inny reformator.
Już wiadomo. Odbiorcy prądu od Taurona zapłacą za niego w 2020 r. drożej o 12,9 proc., Enea skasuje więcej o 12,2 proc., a Energa o 11,3 proc. To taryfy dla gospodarstw domowych ostatecznie zatwierdzone przez urząd.
Dla biznesu urząd taryf zatwierdzać nie musi, to ewentualnie domena urzędu ochrony konkurencji, ale już sam fakt jak zmonopolizowany w praktyce jest nasz rynek dostawców energii – od strony prawnej jest zliberalizowany, ale to taka sama fikcja jak trójpodział władzy w Polsce – biznes płaci więc za prąd krocie już od roku, a w 2020 będzie nie inaczej.
To musi się odbić na cenach produktów, bo konkurencja na rynku jest duża i marże (zarobki) firm od dawna są niewielkie.
To musi przyspieszyć inflację. Tym bardziej, że politycy, zwłaszcza prezydent Trump, robią wszystko, by polityka demolowała wolny rynek: wciąż trwa wojna handlowa z Chinami, a teraz realny jest nowy rozdział w wojnie na Bliskim Wschodzie. Ceny ropy pójdą w górę nieuchronnie, co natychmiast odczujemy nie tylko przy tankowaniu samochodów, ale i przy kasie płacąc za zakupy.
Rekompensaty rozwiążą problem?
W połowie stycznia znane są już wszystkie nowe taryfy dostawców energii dla gospodarstw domowych. Różnią się dosłownie groszami, bo praktycznie wszystkie oznaczają wzrost rachunków za prąd w 2020 r. o 12 proc. bez małych setnych procenta.
Rząd zapowiada rekompensaty, ale to kolejna prawda, która po dokładniejszej analizie okazuje się grą pozorów. Jak w poniedziałek 13 stycznia ujawnił minister Jacek Sasin, rekompensaty dostaną tylko zatrudnieni na etacie i uzyskujący dochody mieszczące się w I progu podatkowym.
Trzeba jednak mieć na względzie, iż rachunki za prąd w budżecie domowym, nawet wyższe o 12 proc., to najmniejszy problem, bo stanowią tylko 10 proc, albo mniej wydatków. Gorzej jest z podwyżkami towarów i usług wywołanymi przez coraz wyższe ceny energii elektrycznej dla firm, których rząd nie kontroluje. Te zaś nie są 12-procentowe, ale nawet 50- i więcej procent. Już to widać w cenach, najbardziej żywności . I to nie tylko tzw. nowalijek – np. świeże polskie ogórki są już po 12-16 zł za kilogram, a pomidory nawet po 30 zł, ale w cenach mięsa, wędlin i już za chwilę nabiału, a więc zakupów wartościowo stanowiących połowę budżetu domowego, a w najuboższych rodzinach nawet więcej.
