FLESZ - Przełomowe odkrycie polskich naukowców

Wspomina czasy, kiedy był ministrantem i w każdą niedzielę służył do mszy świętej.
- Zawsze podobały mi się kielichy. Miały w sobie coś magicznego. Kiedy na nie patrzyłem, wydawały się piękne i delikatne. Podając je księdzu podczas liturgii, traktowałem je z ogromną troską i szacunkiem. Wtedy rodziła się we mnie myśl, że chciałbym mieć taki kielich. Nie przypuszczałem, że sam będę je wykonywał - wspomina dzieciństwo rzemieślnik.
Dryg do drykierki
Podczas szkoły zawodowej zaproponowano mu pracę w jednym z krakowskich zakładów brązowniczych, gdzie szukano kogoś na stanowisko drykiera.
- To były czasy, kiedy zakłady rzemieślnicze prosiły szkoły o przysyłanie im zdolniejszych uczniów do nauki zawodu. Często prosili o chłopaków ze wsi, bo taki to wiadomo było, że obycie z narzędziami już miał – mówi Mirosław, który w taki właśnie sposób trafił do jednego z krakowskich zakładów.
Praca przy maszynie nie należała do łatwych, stąd wielu chłopaków musiało rezygnować, po wcześniejszym wybiciu palców lub innych urazach.
- Ja od razu poczułem dryg do tego zajęcia i przez kolejne lata szlifowałem swoje umiejętności pod okiem fachowców - dodaje Mirosław.
Wirujące krążki
Dziś rzemieślnik ma swoją własną pracownię w gminie Słomniki. Najważniejsze miejsce zajmuje w niej własnoręcznie wykonana przez Mirosława drykierka, nazywana również wyoblarką. Jest to maszyna przypominająca tokarkę. Krążek blachy dociskany jest do wirującej formy. Drykier dociska krążek do formy specjalnym narzędziem modelując go w odpowiedni sposób. W ten sposób rzemieślnik tworzy kielichy, talerze, czasze i wiele innych przedmiotów, które możemy spotkać np. w kościołach. Trudność w opanowaniu techniki wyoblania polega na tym, że każdy rodzaj blachy wymaga specyficznych umiejętności.
Kształtowania blachy dokonuje się za pomocą specjalnych narzędzi zwanych wyoblakami lub rolkami do wyoblania.
W tej metodzie wykorzystuje się podatność metalu na gięcie – po to, żeby stworzyć wytrzymałe elementy o określonym kształcie. Narzędzia wywierają nacisk na blachę, tak aby nadać jej wybrany kształt. W czasie wyoblania, z płaskiego kawałka metalu (blachy) – w postaci krążków – można uzyskać rozmaite elementy – najczęściej kuliste. Mogą to być żarówo naczynia cylindryczne, przestrzenne formy, jak i rozmaite detale lub zagięcia.
Od 7 lat nie przeciął palca
Drykierstwo to zawód, na którego naukę trzeba poświęcić co najmniej kilka lat.
- Po trzech latach myślałem, że już wiem wszystko, ale szybko spokorniałem, kiedy bardziej doświadczeni drykierzy pokazywali mi swoje umiejętności. Pracuję już 27 lat w tym zawodzie, ale dopiero od 7 lat nie przeciąłem sobie palca w pracy. To znaczy, że dojście do wprawy zajęło mi ok. 20 lat. Tutaj trzeba mieć talent plastyczny, dużo wyczucia i trochę siły fizycznej, bo drykuje się z kręgosłupa. Nadawanie metalowym krążkom kształtów przypomina nieco taniec - mówi Mirosław Szczałba.
Oprócz naczyń liturgicznych rzemieślnik wykonuje także części do aut zabytkowych i instrumentów, elementy do żaglowców i jachtów, oprawy zegarów, lampy, platery, kule na wieże ratuszowe i pałacowe.
Rzemieślnik podkreśla, że mimo iż jego praca kosztuje go sporo zdrowia, nie zamieniłby jej na żadną inną.
- Jako wykonawca tak niszowego zawodu mam poczucie wolności, a do tego dochodzi prestiż wykonywanych prac. Niektórzy zamawiający proszą, żebym zaznaczył na skończonym przedmiocie swoje nazwisko, bo za kilkaset lat ta rzecz będzie cennym zabytkiem. Tym samym mam pewność, że coś po sobie zostawię na tym świecie - podsumowuje drykier.
Praca w niszowym zawodzie daje mu też poczucie niezależności i dużej satysfakcji. Dzięki temu ma poczucie, że nikt nie zmusza go do pracy.
- Nie trzeba tego robić ponieważ od wielu lat zawsze mam chęci do pracy. Kiedy zbliża się końcówka wykonywania jakiegoś przedmiotu żyję tym od rana do nocy. Nawet w snach kombinuję jak pokonać pewne trudności techniczne. Ogólnie rzecz biorąc drykierstwo jest wyzwaniem, przy który nie można się nudzić – zapewnia.
W poszukiwaniu mistrza
Rzemieślnik żałuje tylko tego, że nie może oficjalnie zostać mistrzem cechu. Osób z takim tytułem jeszcze niedawno było mało, a teraz mistrzów po prostu już nie ma.
- Może jeszcze gdzieś w Polsce jest osoba z papierami mistrza, która mogłaby mnie przeegzaminować. Byłoby to zwieńczenie mojej pracy i poświęcenia dla tego zawodu - mówi Miroslaw Szczałba
Okazało się, że po nagłośnieniu sprawy w internecie znalazło się kilka osób zainteresowanych znalezieniem mistrza drykierstwa. Jednym z nich jest dr Tadeusz Filar, opiekun Muzeum Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
- Kiedy przeczytałem, że pod Krakowem jest człowiek, który zajmuje się już prawie wymarłym zawodem, wiedziałem, że muszę się z nim skontaktować. Udało nam się znaleźć w Warszawie drykiera, który być może będzie w stanie pomóc w zdobyciu papierów mistrza panu Mirosławowi – mówi Tadeusz Filar.
- Co można kupić w sklepie EKIPY? Złoty łańcuszek za 1700 zł, bluzy i gadżety
- Luksusowe dzielnice w Krakowie. Życie tutaj może kosztować fortunę
- Wojsko sprzedaje atrakcyjne nieruchomości w Małopolsce. Zobacz, co oferuje AMW
- Suknia z orłem szokuje na Miss Supranational MEMY Internautów też
- Rząd szykuje nas na czwartą falę. Niedzielski: Maseczki zostaną z nami na dłużej
- Jak zadbać o ładny zapach w domu? 12 sposobów, aby w mieszkaniu pięknie pachniało