Na przykład Pawła Małaszyńskiego, muzyka, aktora i białostoczanina, który wraz ze swoim zespołem Cochise wkrótce wydaje piątą płytę i który rozpoczął wczorajsze spotkanie.
– Koncert rockowy o godzinie 12? O tej porze muzyk rockowy się budzi – zażartował Paweł Małaszyński.
Niemniej jednak minikoncert się odbył, a lider Cochise przekonywał zebranych, że najważniejsze jest w życiu to, żeby walczyć o swoje marzenia.
– Musicie wiedzieć, że marzenia nie zawsze się spełnią, ale trzeba próbować je spełniać. Ja na przykład zawsze chciałem być gwiazdą rocka – powiedział. – Droga, jaką pokonaliśmy jako zespół była długa, ale wciąż istniejemy i to jest nasz sukces. Choćby małymi krokami, ale trzeba iść do przodu.
Muzycy podkreślali również, jak ważne jest to, żeby iść własną ścieżką zawodową. W przypadku zespołu muzycznego chodzi o to, żeby grać dla siebie, a nie „pod publiczkę”, żeby być wiernym sobie.
Kolejny punkt programu sprawił, że cała sala wstała i... odśpiewała na stojąco hymn. Hymn Jagiellonii Białystok, dodajmy. O tym, jakie bariery mogą pojawić się na drodze do spełnienia marzeń, opowiadał Ireneusz Mamrot, trener drużyny oraz dwóch zawodników: Taras Romanczuk z Ukrainy i Gutieri Tomelin z Brazylii.
– Bywało trudno, ale trzeba podążać za swoimi marzeniami – podsumował swoją drogę do bycia profesjonalnym piłkarzem Gutieri Tomlin. – Trzeba mieć cel i do niego dążyć.
Zawodnicy wspominali, jak to musieli się zmagać nie tylko z własnymi słabościami, ale też np. ze zmianą otoczenia, kraju i... języka.
– Język polski jest trudny, ale się go uczę – przyznał Tomelin. Po angielsku.
Zaprezentował zebranym swoje umiejętności – jego „dzień dobry” wywołało entuzjazm widowni.
– Recepta na sukces? Trzeba robić swoje, najlepiej jak się potrafi, bez względu na dziedzinę – przekonywał trener Mamrot. – W życiu nie ma nic za darmo. Ciężka praca to podstawa.
Potwierdził to kolejny gość, który jak twierdzi, zawsze chciał jeździć motocyklem. Wjechał więc na motocyklu na dużą scenę Opery i Filharmonii Podlaskiej Europejskiego Centrum Sztuki w Białymstoku.
– Co prawda chciałem wjechać tutaj samochodem, którym się ścigam, ale on waży 9 ton – wyznał Jarosław Kazberuk, kierowca i pilot rajdowy, trener judo, ośmiokrotny uczestnik Rajdu Dakar. I Podlasianin.
Jak stwierdził, kiedy chcemy realizować swoje marzenia, musimy przygotować się na to, że natkniemy się na naszej drodze na bariery.
– Większość ludzi zraża się i poddaje przy pierwszych przeszkodach – powiedział. – A jeszcze nigdy, żadne moje marzenie nie spełniło się samo. O marzenia zawsze trzeba zawalczyć. Oczywiście, powinny być one osiągalne. Wiele osób marzy na przykład o locie w Kosmos, a to raczej nie jest póki co możliwe.
Jak dodał, nie ma osoby, która osiągnęła sukces i nigdy nie miała dylematów co do celowości swoich działań.
– Ale siłą człowieka jest to, żeby sobie z tym radzić – podsumował.
Kolejny gość otrzymał owacje na stojąco trzy razy. Raz, kiedy tylko wszedł na scenę. Drugi raz, po wygłoszeniu swojej mowy (i nie chodzi o to, że mówcą jest niejako zawodowo). A trzeci – na zakończenie spotkania. Bo też i historia Mariusza Kędzierskiego* naprawdę może poruszyć. Urodził się bez rąk, a jest artystą, prowadzi aktywne życie, jeździ po świecie i udowadnia, że...
– Wszystkie ograniczenia, jakie macie, istnieją tylko w waszych głowach – przekonywał zebranych. – Po wam ręce, skoro nie umiecie ich używać? Po co się męczyć z czymś, na co nie mamy wpływu? Lepiej skupić się na tym, co możemy zmienić. Wszystko jest w waszych rękach, czy je macie, czy nie.
Jego przeżycia poruszyły nie tylko młodzież.
– Dowiedziałem się dzisiaj, dzięki Mariuszowii, że nie jestem wcale takim twardzielem – wyznał na koniec spotkania Andrzej Parafiniuk, prezes Podlaskiej Fundacji Rozwoju Regionalnego.
Podziękował też publiczności.
– Za wrażliwość, którą okazaliście – mówił. – Dzięki wam Białystok ma przyszłość.
* Wywiad z Mariuszem Kędzierskim ukaże się w Magazynie Kuriera Porannego - 6 października