W zwolnieniach lekarskich, tradycyjnie wystawianych na drukach L-4, od dawna trwa rewolucja. I to zarówno pod względem formalnym – doszła możliwość wystawiania zwolnień w wersji elektronicznej, jak i praktycznym – Zakład Ubezpieczeń Społecznych ZUS szuka wciąż nowych sposobów do walki z lekarzami oraz pracownikami, którzy nadużywają zwolnień, a w konsekwencji powodują, że ZUS (a wcześniej pracodawcy) wypłacają zasiłek chorobowy za czas absencji w pracy.
E-zwolnienia to duże uproszczenie i ograniczenie kosztów. Po wystawieniu zwolnienie lekarskie trafia od razu do pracodawcy i do ZUS. Bezpowrotnie minęły czasy gdy solidny pracownik wychodząc od lekarza z drukiem L-4, chory i z temperaturą, stresował się nie tylko sprawą jak najszybszego wykupienia leków w aptece (zazwyczaj z gigantyczną kolejką), ale i tym – w jaki sposób dostarczy wystawiony przez lekarza druk L-4 do pracodawcy. Wielu nie mając się kim posłużyć, z gorączką prosto z apteki jechało do zakładu pracy, by dostarczyć tam L-4.
Teraz już nie ma takiej potrzeby
Ale uproszczenia poszły jeszcze dalej. Czy jednak nie za daleko? Rząd zdecydował się właśnie na nowelizację przepisów prawa, która zdejmie z lekarzy monopol wystawiania zwolnień lekarskich. By ich odciążyć od biurokracji, osobami uprawnionymi dodatkowo do wystawiania zwolnień lekarskich mają być asystenci medyczni, ratownicy medyczni a nawet pielęgniarki.
E-zwolnienie od pielęgniarki: coś za coś?
Ten „medal” ma jednak swoją gorszą stronę. Publiczną tajemnicą jest, że u wielu lekarzy łatwo jest uzyskać zwolnienie lekarskie w tzw. pilnych przypadkach, np. by uniknąć stawienia się w sądzie czy zwyczajnie uratować się przed dyscyplinarnym zwolnieniem z pracy z powodu tzw. bumelki.
Teraz krąg osób, które mogą ulec pokusie wystawienia „naciąganego” e-zwolnienia („generatorów zwolnień” jak ich określają inspektorzy ZUS walczący z fikcyjnymi zwolnieniami lekarskimi) zdecydowanie się poszerzy.