- W Galerii Echo żaden sklep nie został zamknięty z powodu protestu pań. To, że kobiety solidaryzują się z protestującymi, widać było w niektórych sklepach po tym, że panie ubrały się na czarno – mówi Grzegorz Czekaj dyrektor Galerii Echo.
Podobnie sytuacja wyglądała w Galerii Korona Kielce. Ekspedientki w wielu salonach były w czarnych ubraniach. W salonie Mohito zawsze kompletnie ubrane czarnoskóre manekiny, w poniedziałek intrygowały golizną.
W akcie protestu przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej manifestował kielecki skle
p odzieżowy Shoo De Doo. Zamykając swoje podwoje i wieszając na drzwiach informacji, w której napisano między innymi: „Sprzeciwiając się niewdzięcznej ustawie o naszym życiu i decydowaniu o Sobie porzucamy dziś swoje obowiązki , odrzucając sztywne zasady. Kreujmy dziś rzeczywistość wokół siebie i ludzi, których kochamy według własnego przepisu, na szczęście poczucie spokoju, bezpieczeństwa i wolności... Dajcie nam żyć. Jak chcemy”.
„Czarny poniedziałek” nie różnił się także niczym od innych w Biurze Rachunkowym Biurex, na kieleckich uczelniach, czy na przykład w Urzędzie Miasta Kielce. Pracownice pracowały tam, jak w każdy inny dzień.
- Panie nie były w żaden sposób ograniczane w tym zakresie, ale zwyciężyło u nich poczucie obowiązku i odpowiedzialności za naszych klientów, terminowe obowiązki. Praca u nas to poważna i odpowiedzialna sprawa – mówił Michał Cielibała, właściciel Biurexu.
W Urzędzie Miasta w Kielcach poniedziałkową nieobecność pań można było policzyć na palcach jednej ręki. - Na kilkaset zatrudnionych w urzędzie nie o urlop wystąpiły zaledwie cztery, była więc to sprawa marginalna – powiedziała Anna Ciulęba, rzecznik prezydenta Kielc.
