Spis treści
Polska gospodarka potrzebuje przyspieszenia
O przyspieszeniu gospodarki mówił w środę w Radiu Zet minister finansów Andrzej Domański: "Bez wzrostu gospodarczego nie będzie zielonej polityki, polityki spójności ani wspólnej polityki w obszarze bezpieczeństwa. Potrzebujemy, aby gospodarka UE rosła bardziej dynamicznie i jej dystans do gospodarki USA się nie zwiększał".
Główny ekonomista PZU Dawid Pachucki przyjrzał się ostatnim wynikom PKB. W comiesięcznym komentarzu pisze:
„Nasza gospodarka w trzecim kwartale zanotowała słabsze wyniki w związku z wolniejszym niż w pierwszej połowie roku wzrostem popytu konsumpcyjnego. Polacy w tym czasie w większym stopniu zwrócili się ku oszczędnościom. Jeśli wzrost znów ma przyspieszyć potrzebne jest włączenie drugiego silnika – inwestycji”
Sygnały ostrzegawcze dla naszego PKB płyną ze sprzedaży detalicznej
Dawid Pachucki przypomniał, że GUS opublikował szybki szacunek produktu krajowego brutto za trzeci kwartał br. PKB w cenach stałych średniorocznych roku poprzedniego zwiększył się o 2,7 proc. r/r, co – jak dodał, „nieznacznie” rozminęło się z rynkowymi przewidywaniami na poziomie 2,9 proc.
„Choć różnica wydaje się niewielka, diabeł tkwi w szczegółach. Już wcześniej niepokojący sygnał wysłała sprzedaż detaliczna, która we wrześniu zanurkowała o 3 proc. r/r. W całym trzecim kwartale skurczyła się realnie o 1,5 proc. r/r, co jest dużym kontrastem wobec wzrostów o 4,8 proc. i 5 proc. w poprzednich kwartałach. Najnowsze dane GUS mogą nadal wywoływać grymas rozczarowania” – stwierdził ekonomista PZU.
Zwrócił uwagę, że GUS przedstawił wyniki gospodarki po tzw. odsezonowaniu. W tym ujęciu PKB w trzecim kwartale skurczył się o 0,2 proc. w stosunki do poprzedniego kwartału. W drugim kwartale br. po odsezonowaniu wzrost aktywności gospodarczej w Polsce wyniósł 1,2 proc. , a w pierwszym kwartale - 0,6 proc. Ekonomista ocenił, że „spadek z trzeciego kwartału „wygląda słabo”.
„Sygnały ostrzegawcze płyną przede wszystkim ze sprzedaży detalicznej. Owszem, Polacy mogą przesuwać się w kierunku usług, ale wydatki na towary wciąż stanowią potężny kawałek konsumpcyjnego tortu. Co więcej, inflacja cen usług (6,7 proc. r/r w październiku) jest wyższa niż cen towarów (odpowiednio 4,3 proc. r/r), co również może mieć znaczenie dla szacowania zmian wolumenów”.
„Paradoks obecnej sytuacji polega na tym, że mimo rekordowo dobrej sytuacji na rynku pracy (wg wstępnych danych MRPIPS stopa bezrobocia stabilna na poziomie 5 proc. , a liczba bezrobotnych - 767,1 tys. - najniższa od 1990 r.!), Polacy zaciskają pasa i przechodzą w tryb oszczędzania” – wskazał Pachucki.
Stwierdził, że badania koniunktury konsumenckiej GUS pokazują, że coraz więcej osób uważa obecny moment za dobry do odkładania pieniędzy. Rośnie również obawa przed bezrobociem i to pomimo jego historycznie niskiego poziomu. Dodatkowo, konsumenci spodziewają się, że ceny w najbliższym roku będą rosły co najmniej tak szybko jak dotychczas. Według ekonomisty PZU to wszystko maluje obraz ostrożnego konsumenta, który mimo względnie dobrej sytuacji finansowej, woli zabezpieczać się na niepewną przyszłość niż wydawać.
„Przy takich nastrojach Polaków trudno o wyraźnie przyspieszenie tempa wzrostu PKB. Chcąc to zrobić, musimy uruchomić w większym stopniu drugi silnik gospodarki – inwestycje. Paliwem będzie tu skuteczniejsze wykorzystanie środków unijnych, które wprawdzie zaczynają już płynąć szerszym strumieniem do Polski, ale wciąż w niewielkim stopniu zdają się przekładać na realny wzrost popytu wewnętrznego” – ocenił Pachucki.
Źródło:
