Spis treści
„Święta Barbara” i „Ignacy Łukasiewicz” to dwa kolejne statki do przewozu skroplonego gazu ziemnego (LNG), które wkrótce dołączą do floty Grupy ORLEN. W stoczni Hyundai Samho Heavy Industries w koreańskim Mokpo odbyła się uroczystość nadania imion tym statkom. Na szlakach żeglugowych pojawią się one jeszcze w tym roku, przyczyniając się do wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju. Nowe gazowce otrzymały imiona: „Święta Barbara” („Saint Barbara”), na cześć patronki górników, naftowców i gazowników, oraz „Ignacy Łukasiewicz” – w hołdzie pionierowi światowego przemysłu naftowego, wybitnemu wynalazcy, przemysłowcowi i działaczowi niepodległościowemu. Dwa oddane już do użytku gazowce noszą imiona „Lech Kaczyński” i „Grażyna Gęsicka”.
– Nowe gazowce Grupy ORLEN to kolejny krok w budowaniu niezależności energetycznej Polski i rozwoju działalności koncernu na globalnym rynku skroplonego gazu ziemnego. Realizowana od kilku lat strategia dywersyfikacji importu błękitnego paliwa w oparciu o dostawy LNG okazała się skuteczna i umożliwiła całkowitą rezygnację z rosyjskiego surowca w niezwykle trudnym okresie europejskiego kryzysu energetycznego. Gaz ziemny pozostaje surowcem strategicznym, który jest niezbędny nie tylko w gospodarstwach domowych i przemyśle chemicznym, ale umożliwia też efektywną i bezpieczną transformację energetyczną. Własne statki do przewozu LNG poszerzają możliwości logistyczne Grupy ORLEN, a tym samym wzmacniają pewność dostaw, przy jednoczesnym obniżeniu kosztów transportu – mówi Daniel Obajtek, Prezes Zarządu ORLEN.
Docelowo flota Grupy ORLEN liczyć będzie 8 jednostek. Pojemność każdego ze statków to około 70 tys. ton LNG, co odpowiada ok. 100 mln m sześc. gazu ziemnego w stanie lotnym. Rozmiar gazowców został tak dobrany, aby jednostki mogły wpłynąć do niemal każdego terminala LNG na świecie.
Cały świat kupuje gazowce
PGNiG, obecnie wchodzące w skład Grupy Orlen, gazowce zamówiło jeszcze w 2020 r. Dzięki temu, teraz jednostki są budowane, a dwie pierwsze już dostarczają gaz. W tym roku w koreańskich stoczniach zamówiono ponad 100 gazowców. Gdyby Polska podpisywała umowy teraz, trzeba by na te jednostki czekać do roku 2026. To ogromne zainteresowanie to efekt Rosyjskiej agresji na Ukrainę i zmian na rynku gazu.
W całej Europie inwestycje w infrastrukturę gazową nabierają tempa. Według danych S&P Global Commodity Insights, w nadchodzących latach w państwach UE ma zostać zainstalowanych około 25 nowych pływających jednostek FSRU (ang. Floating Storage Regasification Unit), zdolnych do wyładunku LNG, procesowego składowania i regazyfikacji LNG, a także do świadczenia usług dodatkowych. Nowy terminal planowany jest również w Polsce. Pływający gazoport ma być zlokalizowany w Porcie Gdańsk, a jego budowa zakończy się w 2027 r. Do transportu potrzeba więc dużej liczby gazowców.
Liczby nie kłamią
W ubiegłym roku bardzo istotnym źródłem importu gazu stały się właśnie dostawy LNG, które odpowiadały aż za 43 proc. całego importu tego surowca, sięgając ogółem 6,04 mld m³. Dla porównania – udział dostaw LNG w strukturze importu PGNiG w 2021 r. wynosił tylko 24 proc., przy wolumenie 3,94 mld m³. W samym tylko 2022 r. ilość dostarczonego LNG wzrosła, w stosunku do poprzedniego roku, o ponad 50 proc.
Polska nie importuje gazu z Rosji już od 27 kwietnia 2022 r., kiedy to Gazprom wstrzymał dostawy dla PGNiG, po tym jak spółka odrzuciła niezgodne z kontraktem jamalskim żądanie Rosjan rozliczania się w rublach. Kwietniowe wstrzymanie dostaw tylko przyspieszyło proces odejścia od importu surowca z Rosji w ramach dostaw, które i tak kończyły się w 2022 r., wraz z wygaśnięciem kontraktu jamalskiego.
Czemu koreańska stocznia?
W budowie gazowców specjalizują się stocznie koreańskie, które wyspecjalizowały się w takiej działalności. W Europie nie powstają gazowce.
– Powód jest bardzo prosty, a jednocześnie przykry. Unia Europejska dbając o klimat, czasami wychodzi z pewnymi rozwiązaniami aż za szybko, uderzając w możliwości produkcyjne np. europejskich stoczni. Nie ma żadnych technologicznych czy logistycznych powodów, aby gazowce nie powstawały w Europie. Jest tylko jedna kwestia, niezwykle istotna – finansowa. Budowa takich jednostek w Europie byłaby nawet o 30 proc. droższa. Żaden inwestor nie zaakceptuje takiej różnicy kosztów. W tej sytuacji racjonalnie myślący armatorzy zamawiają gazowce w Korei, która w zakamuflowany, ale konsekwentny sposób wspiera swoją produkcję stoczniową. Stąd dominacja Korei na rynku produkcji gazowców – wyjaśnia Jerzy Czuczman, były prezes Forum Technologii Morskich, ekspert rynku stoczniowego.
