O ile zasada ta sprawdzi się w odniesieniu do konsumentów, którzy już mają zawarte umowy kredytowe, zwłaszcza bazujące na zmiennej stopie procentowej, o tyle niekoniecznie już w przypadku kredytów zaciąganych właśnie teraz, w tym zwłaszcza kredytów hipotecznych.
Najtańsze karty kredytowe w historii
Największymi beneficjentami obniżki stóp są posiadacze kart kredytowych. Automatycznie maksymalna stopa oprocentowania obniżyła się z 10 proc. do 8 proc. obecnie. Banki wydawcy kart z reguły stosują maksymalne dopuszczalne oprocentowanie kredytu w karcie – przypomnijmy, że nieoprocentowane są zakupy spłacone w całości w terminie rozliczenia karty, dopiero później zobowiązanie zamienia się w oprocentowany kredyt – czyli przedtem 10 proc. lub blisko tej liczby, a teraz – na podobnej zasadzie 8 proc.
Oczywiście banki mają swoje sposoby, by zrekompensować sobie ubytek w przychodach spowodowany niższym oprocentowaniem. Bez trudu można przewidzieć, że podwyższą np. opłaty za wydatnie i użytkowanie karty. Jednak taki wzrost kosztów korzystania z karty kredytowej tylko w ograniczonym zakresie dotyczy osób, które już je posiadają i z nich korzystają.
Warto więc płacić teraz za zakupy kartą nawet nie spiesząc się ze spłatą. Jak łatwo policzyć, zakupy za tysiąc złotych z odroczoną płatnością o trzy miesiące wygenerują dodatkowy koszt ok. 20 złotych (miesięczne odsetki od tysiąca przy maksymalnym oprocentowaniu 8 proc. w skali rocznej to 6,66 zł od każdego tysiąca) z tytułu oprocentowania.
Kredyty gotówkowe: niżej oprocentowane, ale czy tańsze?
Teoretycznie tańsze powinny być też kredyty i pożyczki gotówkowe – je też dotyczy maksymalne oprocentowanie wynoszące teraz 8 a nie 10 proc. Jednak tu banki i instytucje finansowe udzielające pożyczek mają większe pole do działania – spadek oprocentowania mogą sobie łatwo zrekompensować (i na pewno to zrobią!) podwyższeniem pozaodsetkowych kosztów kredytu.
Co prawda przepisy tzw. tarczy Antykryzysowej nałożyły na pożyczkodawców ograniczenia co do maksymalnej wysokości pozaodsetkowych kosztów kredytu (45 proc. kwoty pożyczonej na wiele lat, 15-21 proc. kwoty pożyczki na rok, 5 proc. przy pożyczkach do 30 dni), ale to wciąż daje duże pole manewru. W bardzo prosty sposób, dla przykładu ubytek 2 proc. maksymalnego oprocentowania można sobie zrekompensować podwyżką prowizji za udzielenie kredytu. Jeśli do tej pory wynosiła ona 6 proc., a kredyt jest na rok, wystarczy prowizję podnieść do 8 proc. i dla banku wyjdzie na jedno. Konsument zapłaci niższe odsetki, ale wyższą prowizję, bank zarobi tyle samo.
Uboczny skutek tych zaostrzonych przepisów jest jednak taki, że banki i firmy pożyczkowe będą musiały staranniej selekcjonować klientów. By wyjść na swoje muszą zmniejszyć odsetek tzw. złych kredytów a więc nie spłacanych w terminie lub w ogóle wymagających windykacji. Ujmując rzecz w dużym uproszczeniu, solidni kredytobiorcy częściowo finansują tych, którzy statystycznie nigdy pożyczonych pieniędzy nie zwrócą – wysokie pozaodsetkowe koszty kredytów i pożyczek bowiem w niewielkim stopniu idą na zyski pożyczających, większość na pokrycie strat związanych z tymi złymi kredytami. Teraz to pole manewru będzie węższe, pożyczkę – zwłaszcza szybką – uzyskać będzie trudniej, bo potencjalny pożyczkobiorca musi być staranniej prześwietlony.
Hipoteka – raczej nie tańsza, na pewno nie bardziej dostępna
Kredyty hipoteczne rządzą się innymi prawami. Nic zresztą dziwnego, zaciągane są na kilkanaście lat albo i dłużej – np. największy polski Bank PKO BP udziela kredytów hipotecznych nawet na 35 lat. Poza tym choć zazwyczaj rozliczane są one według zmiennej stopy procentowej, to jest ona ustalana nie w oparciu o stopy procentowe NBP, ale w oparciu o parametry rynkowe, zazwyczaj WIBOR czyli podlegającą rynkowym prawom podaży i popytu średnią oprocentowania stosowanego przez największe banki działające w Polsce.
Oczywiście teoretycznie można nawet tak długoterminową umowę zawrzeć w oparciu o stałą stopę procentową, ale w praktyce byłoby to trudne do zrealizowania (zbyt ryzykowne dla obu stron umowy). Niektóre banki stosują rozwiązania pośrednie – np. we wspomnianym PKO BP umowa kredytu hipotecznego jest oczywiście oprocentowana według zmiennej stopy w oparciu o WIBOR, ale możliwa (dobrowolna dla kredytobiorcy) do zastosowania jest klauzula o zastosowaniu na okres pięciu lat stałej stopy procentowej.
Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że choć bezpośrednio obniżka stóp procentowych nie wpływa na zmiany w oprocentowaniu kredytów hipotecznych, to jednak ruchy Rady Polityki Pieniężnej (RPP) pośrednio wpływają na wysokość WIBOR – rynek bowiem reaguje ruchami oprocentowania w górę lub w dół, w zależności od spodziewanych posunięć RPP co do stóp procentowych dla złotego.
Można by więc sądzić, że w jakiejś perspektywie obniżki stóp wpłyną na obniżkę oprocentowania kredytów hipotecznych. Jednak w związku z okolicznościami w jakich doszło do tych obniżek w wykonaniu RPP trzeba raczej spodziewać się gorszych czasów dla kredytobiorców, przede wszystkim tych, którzy teraz planowali pożyczyć w tej formie pieniądze na kupno mieszkania lub innej nieruchomości.
Już jest trudniej o kredyt hipoteczny
Szacunki wskazują, że pracę w Polsce może w najbliższym czasie stracić nawet milion osób, a zdecydowana większość będzie musiała się pogodzić – przynajmniej przez jakiś czas – z obniżonymi zarobkami. To nie pozostaje bez wpływu na zdolność kredytową konsumentów.
O ile przy zaciąganiu kredytów i pożyczek krótkoterminowych kluczowe znaczenie ma aktualna zdolność kredytowa, oparta głównie na bieżących dochodach, o tyle bank udzielający kredytu na kilkanaście czy kilkadziesiąt lat poza bieżącą zdolnością do obsługi kredytu musi brać pod uwagę prognozę w tym zakresie. Skoro perspektywy obecnie się pogorszyły, to i procedury kredytowe muszą to uwzględnić.
Banki mające w portfelu swoich usług takie produkty komunikują to rynkowi w mniej lub bardziej bezpośredni sposób. Jedne wprost – informując o wprowadzanych zmianach w regulaminach czy procedurach wewnętrznych, inne zapowiadają ostrzejszą politykę badania klientów bez wprowadzania formalnych zmian, a jeszcze inne oficjalnie nic nie będą zmieniać bo zawsze swoją politykę kredytową dostosowują do czasu i okoliczności, a kredytobiorców starają się jednakowo starannie prześwietlać.
Wśród banków, które zakomunikowały zmiany jest np. Bank PKO BP, który od 1 kwietnia br. zawiesił jedną z opcji kredytowych – kredyt hipoteczny finansujący nie tylko zakup nieruchomości, ale i część wymaganego przez tzw. Rekomendację S Komisji Nadzoru Finansowego wkładu własnego (tzw. wskaźnik LTV). Wynosi on obecnie 80 proc. czyli kredytobiorca musi mieć przynajmniej 20 proc. własnych środków, by uzyskać kredyt hipoteczny. Do zmiany w PKO BP można było w ramach kredytu uzyskać 10 proc. wymaganego wkładu co oznacza, że praktycznie można było zostać kredytobiorcą mając tylko 10 proc. wartości kupowanego mieszkania czy innej nieruchomości.
Z kolei ING Bank Śląski zakomunikował o podwyższeniu wkładu własnego dla osób ubiegających się o kredyt hipoteczny z 20 do 30 proc.
Ostrożniejszą politykę kredytową publicznie zapowiedział Bank Pekao SA oraz Citi Handlowy. Z kolei wśród banków, które nie dokonują żadnych formalnych zmian w tym zakresie, bo zawsze stosują procedury uwzględniające zarówno sytuację klienta jak i sytuację rynkową jest np. mBank.
Konkluzja jest jedna: będzie, już jest trudniej o kredyt hipoteczny.