Spis treści
To nie jest tak, że w Europie nie powstają już żadne duże samochody będące w stanie pomieścić pięcioosobową rodzinę. Ale bądźmy szczery, czasami i we czwórkę ciężko się teraz zmieścić do europejskiego samochodu. A kupujący mają średni wybór.
Kiedyś było jakoś lepiej. Za Odrą powstawały duże samochody
Niemiecki Volkswagen stawiał kiedyś na Tourana i Sharana. Może i nie były to najpiękniejsze samochody na świecie, ale zapewniały odpowiednią przestrzeń i tradycyjny napęd, podobnie jak Seat Alhambra imponujący dodatkową hiszpańską duszą.
Teraz, zamiast minivana, Niemcy oferują ID Buzz, który może się podobać, choćby dlatego, że przypomina kreskówki z lat 80. ubiegłego wieku, ukazujące wyobrażenie plastyków względem busika przyszłości.
Nie każdy jednak czuje się jak strażak Sam, by odważnie zasiąść za kółkiem takiego cudu techniki, szczególnie że gdzieś z tyłu głowy są te palące się baterie czy wyobrażenie wyczerpania się akumulatora w szczerym polu, bez dostępu do gniazdka elektrycznego.
Francuzi także machnęli ręką na samochody dla rodzin. Pomógł im Macron
Niestety wygląda na to, że Francuzi także przestraszyli się dużych samochodów. Trochę przyczynił się do tego prezydent Emmanuele Macron, który oddał firmie Renault niedźwiedzią przysługę, gdy w lutym 2020 roku postanowił przejechać się po Warszawie opancerzonym Espace, a ten nawet nie ruszył. To była mimo wszystko udana konstrukcja, podobnie jak Citroen C4 Grand SpaceTourer. I choć w założeniu projektantów, w produkowanym od kilku lat Citroenie C5 AirCross powinno zmieścić się pięć osób, to będzie tak tylko wtedy, gdy tylko dwoje z nich zakończą proces dojrzewania.
Europejczyk może sobie pozwolić na chińską konstrukcję lub używane auto z USA
Wobec braku nie tylko siedmioosobowych, ale nawet pięcioosobowych tanich aut, europejski kierowca w naturalny sposób spogląda za ocean. A tam znajdzie Chryslera Pacyfica, Dodge Journeya i Toyotę Siennę. No i oczywiście najlepszego minivana w USA, według bohatera kultowego serialu „Ozark”, czyli Hondę Odyssey.
Gdy jednak Europejczyk uprze się, by jeździć czymś nowym i względnie tanim, to będzie skazany na chińską konstrukcję. W Pekinie dawno już dostrzegli, że koncerny na Starym Kontynencie wygaszają produkcję dużych samochodów, więc zaplanowali wypełnić tę lukę i na tym zarobić. Pewne się uda, bo dla przykładu nowy Forthing U-Tour w automacie kosztuje 150 tys. zł.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!
