Spis treści
- Polska gospodarka znajduje się w kulminacyjnym momencie
- Złe rzeczy już się dzieją, ale mało kto je odczuwa
- Złoty może dalej się osłabiać, ale decydujący może okazać się poziom zatrudnienia
- Terapia szokowa RPP może ożywić pacjenta albo pogorszyć jego stan
- Decyzja RPP to mogła być ucieczka do przodu przed upadkiem gospodarki
Ostatnia decyzja Rady Polityki Pieniężnej, która niespodziewanie drastycznie obniżyła stopy procentowe, okazuje się dobrym powodem do tego, by znów zastanowić się nad tym, czy grozi nam stagflacja, czyli sytuacja, gdy jednocześnie mamy do czynienia ze stagnacją gospodarczą oraz z inflacją. Na początku warto jednak przyjrzeć się faktom.
Polska gospodarka znajduje się w kulminacyjnym momencie
Inflacja w Polsce kształtuje się obecnie na poziomie około dziesięciu procent (10,3 proc.) i znajduje się w trendzie spadkowym. Oznacza to, że ceny wciąż rosną, ale wolniej niż jeszcze kilka miesięcy temu. To dobra wiadomość. Gorsza to wynik produktu krajowego brutto (PKB) za drugi kwartał 2023 r., który zmniejszył się realnie o 0,5 proc. Jeszcze gorsza wiadomość to ta, że spadek ten miał miejsce drugi kwartał z rzędu, a to już oznacza techniczną recesję. Szczęśliwie ceny paliw, choć miały rosnąć, to spadają, ale o tym później.
Złe rzeczy już się dzieją, ale mało kto je odczuwa
Taka koincydencja danych może wskazywać na to, że nie ma co się obawiać stagflacji, bo już w niej żyjemy, choć jej przejawy są stosunkowo niewielkie, choćby dlatego, że generalnie zarobki Polaków rosną, co pozwala zniwelować część skutków również wysokiej inflacji bazowej.
– Myślę, że w tym momencie nie możemy już się bawić w semantykę, żonglowanie definicjami, czy wybieranie indeksów, które akurat pasują pod tezę. Fakty mamy takie, że inflacja jest czterokrotnie wyższa od celu NBP i nie osiągnie go w prognozowanym przez bank centralny okresie. Do tego, jeśli chodzi o PKB, to na ostatnie pięć kwartałów – trzy były spadkowe, roczna dynamika również jest pod kreską. Produkcja przemysłowa także notuje kolejne ujemne odczyty, widać problemy ze sprzedażą detaliczną, a do tego sentyment jest po prostu fatalny – komentuje dla PAP MediaRoom Krzysztof Adamczak, analityk walutowy InternetowyKantor.pl.
Złoty może dalej się osłabiać, ale decydujący może okazać się poziom zatrudnienia
Argumenty wymienione przez analityka Krzysztofa Adamczaka to składowe stagflacji. Mogą one przynieść spadek wartości waluty krajowej, ogólny wzrostem cen i pojawienie się bezrobocia. Kłopot, a raczej ratunek w tym, że w Polsce bezrobocie spada. Jego poziom jest obecnie najniższy w historii i wynosi pięć procent, według polskiej metody wyliczeń, a zgodnie z unijną (Eurostat) nawet poniżej trzech procent.
– Czy grozi nam stagflacja? Można powiedzieć, że zdecydowanie nie – mierzymy się z nią już od pewnego czasu, a fakt, że nie nazywamy rzeczy po imieniu, wcale tego nie zmienia. Z plusów na pewno trzeba docenić rynek pracy, który daje jeszcze nadzieję, że uda się wyrwać z tej spirali relatywnie szybko. Kiedy i on zacznie przechodzić turbulencje, będziemy mieć naprawdę poważne kłopoty – ostrzega Adamczak.
Terapia szokowa RPP może ożywić pacjenta albo pogorszyć jego stan
Dużo zatem zależeć będzie od tego, jak w najbliższych miesiącach będzie kształtowała się polityka firm inwestycyjnych w kwestii ofert pracy. Eksperci będą przyglądać się też inflacji, która zgodnie z prognozami NBP ma ona spaść w tym roku poniżej dziesięciu procent. Czy to możliwe? Zważywszy na fakt, że w Polsce spadają ceny paliw, mimo tego, że na światowych rynkach cena ropy rośnie, wszystko jest możliwe. Oby tylko krajowe zapasy tego surowca pozwoliły przeczekać gospodarce negatywną koniunkturę, a to już nie jest takie oczywiste, bo decyzja państw OPEC sprawiła, że trzeba liczyć się ze wzrostami cen ropy na giełdach co najmniej do końca tego roku.
Decyzja RPP to mogła być ucieczka do przodu przed upadkiem gospodarki
Pozornie trudna do wytłumaczenia decyzja Rady Polityki Pieniężnej, która obniżyła stopy procentowe aż o 75 punktów bazowych, mogła zatem wiązać się z realną groźbą zbyt mocnego schłodzenia gospodarki – spadku konsumpcji wewnętrznej, poziomu inwestycji, a co za tym idzie również wzrostu gospodarczego. Terapia szokowa, jaką zastosował prezes NBP prof. Adam Glapiński, może te negatywne trendy odwrócić, ale zawsze pozostanie pytanie o koszty, jakie ze sobą niesie. Obserwowane, drastyczne obniżenie wartości złotego, a co za tym idzie wzrost cen importowanych produktów i komponentów do nich, może okazać się tylko preludium kłopotów, które pojawią się w przyszłym roku. Warto zatem zostawić sobie trochę rezerwowych zaskórniaków.
Strefa Biznesu: W Polsce drastycznie wzrosną podatki? Winna demografia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?