Stopy procentowe NBP w obecnej wysokości obowiązują już ponad 44 miesiące (dokładnie od 5 marca 2015 roku). Długość tego okresu jest bezprecedensowa w najnowszej historii Polski i świadczy przede wszystkim o tym, że sytuacja gospodarcza naszego kraju jest bardzo stabilna. Dość przypomnieć, że wiosną 2015 r. gdy stopy zostały ustalone na obecnie obowiązującym - a jednocześnie najniższym w III RP - poziomie, najwięksi optymiści przewidywali, że przetrwają w takim stanie co najwyżej do jesieni 2018 r., czyli teraz właśnie powinny pójść w górę. Tymczasem według aktualnych prognoz, mimo stosunkowo dość wysokiej inflacji, będą trwały w niezmienionej wysokości do końca przyszłego roku, a według wielu ekspertów późna jesień 2020 r. to jest ten okres kiedy RPP zdecyduje się je podwyższyć.
Dlaczego ruch ma być w górę a nie w dół, skoro mimo tej stabilizacji polskie stopy procentowe są relatywnie wysokie w porównaniu z innymi krajami regionu?
Nasza podstawowa stopa (tzw. stopa lombardowa) wynosi 2,5 proc., podczas gdy dla węgierskiego forinta 0,9 proc. czy czeskiej korony 1,25 proc. Nawet dla rumuńskiej lei wynosi 2,0 proc., a w przypadku euro - 0 proc. czy franka szwajcarskiego - wciąż jest na minusowym poziomie. Ujmując rzecz w dużym uproszczeniu, podwyżka stóp jest bardziej prawdopodobna niż obniżka ze względu na prognozy koniunktury gospodarczej.
Polski produkt krajowy brutto (PKB) przez ostatnie lata rósł w rekordowym na tle innych krajów tempie, ale w najbliższym czasie to tempo osłabnie. Za to prawdopodobnie znów wzrośnie inflacja. Dlatego za rok-dwa RPP podwyższy stopy NBP, by polska waluta pozostała stabilna. Jej osłabienie groziłoby niebezpiecznym rozkręceniem spirali inflacji, a na podwyżkach cen cierpią nie tylko konsumenci, ale cała gospodarka. Dlatego np. obecnie gospodarka czeska czy rumuńska mają się lepiej od węgierskiej. We wszystkich tych krajach, podobnie jak w Polsce stopy były stabilne od pierwszej połowy 2015 r., przy wzroście inflacji Czesi i Rumunii zdecydowali się już w ostatnich miesiącach na podwyżki stóp, Węgrzy zaś pozostają przy stopach z 2015 r., w konsekwencji mają inflację dwukrotnie wyższą niż w Polsce i najwyższą od pięciu lat.
Stopy procentowe na niezmienionym poziomie i to w tak długim okresie to bardzo dobra wiadomość dla kredytobiorców. Wszystkich - zarówno korzystających z drogich kredytów krótkoterminowych, w tym w kartach kredytowych, jak i długookresowych kredytów hipotecznych. Zgodnie z polskim prawem maksymalne oprocentowanie kredytów konsumenckich nie może być wyższe od czterokrotności stopy lombardowej NBP. oznacza to, że od 44 miesięcy takie maksymalne oprocentowanie jest równe 10 proc. A przecież jeszcze całkiem niedawno niespłacone w całości wydatki uregulowane kartą kredytową zamieniały się w kredyt 30- czy nawet 40-procentowy!
Nieco inaczej na stabilnych stopach procentowych NBP korzystają kredytobiorcy hipoteczni. Ich kredyt zazwyczaj oprocentowane są według stopy zmiennej, uzależnionej od WIBOR czyli stopy oprocentowania ustalanej w sposób rynkowy w obrotach między bankami. Te jednak rzecz oczywista zależą w dużym stopniu także od stóp NBP; przy ich niezmienności także wahania WIBOR, w tym zwłaszcza w górę, są względnie niewielkie.
Jednak gdy stopy pójdą w górę, mnożnik przez cztery sprawia, że nawet ich niewielki wzrost np. z 2,5 proc. do 2,75 proc. podwyższy koszty spłaty długo w sposób dotkliwy. Przy dużych kwotach - kredyty hipoteczne - w ocenie wielu ekspertów osoby spłacające kredyty hipoteczne w PLN mogą znaleźć się w sytuacji porównywanej z frankowiczami.
Dla odmiany utrzymujące się na stabilnym poziomie stopy procentowe to mało optymistyczna wiadomość dla oszczędzających poprzez lokaty bankowe. Ich oprocentowanie obecnie często nie rekompensuje nawet skutków inflacji, o rzeczywistych zyskach już nie wspominając i nic nie wskazuje na to, by ten stan uległ zmianie z korzyścią dla portfeli osób oszczędzających.
