W Polsce znowu może zabraknąć węgla opałowego

Agnieszka Kamińska
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
– Sytuacja na rynku jest w tym roku inna. Powinniśmy być właśnie w szczycie sezonu sprzedażowego, biorąc pod uwagę to, co działo się w poprzednich latach. Tymczasem nie widzimy, żeby znacząco wzrósł popyt. Należy się jednak liczyć z możliwością niedoboru węgla opałowego na rynku – mówi Łukasz Horbacz, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla, w rozmowie ze Strefą Biznesu.
  • W Polsce liczba składów opału zmniejszyła się o około 30 proc.
  • Interwencjonizm państwa w postaci dystrybucji subsydiowanego węgla przez gminy doprowadził do tego, że drogo zakupiony węgiel przez przedsiębiorców był sprzedawany przez nich po relatywnie niskich cenach.
  • Kolejnym ciosem dla branży, według Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla, było odcięcie się Polskiej Grupy Górniczej od dystrybutorów. Izba wyliczyła, że PGG obniżała ceny do poziomów znacząco poniżej swoich kosztów produkcji.
  • Na rynku mamy nadmiar miału węglowego, który nie może być spalany w gospodarstwach domowych. Popyt na węgiel opałowy spada dużo wolniej niż podaż, co może skutkować niedoborem węgla opałowego na rynku.

Strefa Biznesu: Jak dużo składów węgla w kraju musiało się zamknąć? Co było główną przyczyną?

Łukasz Horbacz: Według naszej wiedzy liczba składów opału zmniejszyła się o około 30 proc. w porównaniu ze stanem sprzed wybuchu wojny w Ukrainie. Wpłynęło na to kilka czynników. Od momentu wybuchu wojny ceny węgla szybko i mocno rosły. Zjawisko to zostało dodatkowo spotęgowane przez embargo ogłoszone i wprowadzone w kwietniu 2022 roku za kadencji premiera Mateusza Morawieckiego. Wszystkie kraje UE także ogłosiły embargo na rosyjski węgiel w kwietniu, z tym że miało ono zacząć obowiązywać dopiero od sierpnia. Polska, w dużym stopniu uzależniona w tamtym czasie od dostaw węgla z Rosji, chciała tu być bardziej „papieska od papieża”. To w sposób oczywisty doprowadziło do wzrostu cen z około tysiąca do ponad trzech tysięcy złotych za tonę. Tak działa rynek – szok podażowy powoduje gwałtowny wzrost cen.

Mniej więcej w trzecim kwartale 2022 r. rynek ustabilizował się na tym wyższym poziomie – pojawił się węgiel importowany drogą morską w większych ilościach. Sprzedawcy bardzo często, chcąc nadrobić braki, zaopatrywali się w towar w większych ilościach. Po czym interwencjonizm państwa w postaci dystrybucji subsydiowanego węgla przez gminy doprowadził do tego, że drogo zakupiony węgiel przez przedsiębiorców był sprzedawany przez nich po relatywnie niskich cenach. Ci przedsiębiorcy, którzy w tamtym czasie działali według zasad rynkowych, zmuszeni zostali do sprzedaży węgla niejednokrotnie ze stratą, bo musieli przecież upłynnić zgromadzone zapasy. Problem w tym, że nie byli w stanie konkurować z gminami, które sprzedawały węgiel dużo taniej, gdyż był on subsydiowany przez państwo. Wobec przedsiębiorców to działanie ze strony państwa było nieeleganckie, żeby nie powiedzieć nieuczciwe. To był największy cios zadany branży.

Rozumiem, że to nie był jedyny cios.

Kolejny to odcięcie się Polskiej Grupy Górniczej od dystrybutorów i wejście w bezpośrednią sprzedaż węgla za pomocą sklepu internetowego. To spowodowało, że firma, która była głównym dostawcą węgla na rynek, stała się konkurentem dla swoich odbiorców. Polska Grupa Górnicza, po zburzeniu sieci dystrybucji, wystawiła się bezpośrednio na klienta detalicznego, a w okresach normalizacji popytu systematycznie obniżała ceny.

Doszło do tego, że w drugiej połowie 2023 r., gdy sytuacja na rynku była już dość stabilna, a w rezultacie ciepłego sezonu grzewczego klient detaliczny nie kupował węgla, PGG obniżała ceny do poziomów, naszym zdaniem, znacząco poniżej swoich kosztów produkcji, stosując coś, co potocznie nazywamy dumpingiem cenowym. Jako że zdaniem Izby PGG była wtedy podmiotem dominującym, a działanie to było ze szkodą dla rynku i konkurencji, sprawa została zgłoszona do UOKiK-u.

Problemem były ceny, w jakich PGG sprzedawała węgiel w tamtym czasie. Według Izby praktycznie wszystkie węgle opałowe, szczególnie w listopadzie i grudniu 2023 r. były sprzedawane przez spółkę znacząco poniżej kosztów. Mamy na to konkretne wyliczenia. Między innymi te działania doprowadziły spółkę do sytuacji na początku 2024 roku, w której bez 5,5-miliardowej subwencji nie byłaby w stanie normalnie funkcjonować.

Czy jest finał tej sprawy? UOKiK zajął jakieś stanowisko? PGG zamierza rozwijać sieć Kwalifikowanych Dostawców Węgla. Jak pan to ocenia?

Sprawa zgłoszona do UOKiK jest w toku, w związku z tym nie chcę jej komentować. Nie chcę także komentować działań PGG, która de facto stała się konkurentem swoich dotychczasowych odbiorców m.in. wielu członków PIGSW. Niech każdy podmiot – czy duży, czy mały – prowadzi swój biznes, realizując własną strategię, byleby robił to w ramach obowiązującego w Polsce prawa. Na temat modelu dystrybucji bezpośredniej węgla powiem tylko tyle – gdyby był to dobry model, to w przypadku innych produktów masowych np. cementu – też wyeliminowano by pośredników - cementowania sprzedawałaby cement z dostawą bezpośrednio na budowę. Tak jednak się nie dzieje ani w Polsce, ani nigdzie na świecie. Najwidoczniej jest więc jakaś wartość dodana w modelu dystrybucji towarów masowych z udziałem ogniwa pośredniego między producentem a klientem końcowym.

Jakie ceny proponuje teraz?

Po zmianie rządu i po wymianie zarządu, PGG spółka zaczęła zachowywać się w sposób zgodny z realiami rynkowymi. Nie chcę komentować ani oceniać jej bieżącej polityki cenowej.

Czy istnieje zagrożenie, że zabraknie węgla opałowego w tym sezonie grzewczym?

Sytuacja na rynku od początku roku jest w miarę stabilna. Należy się jednak liczyć z możliwością niedoboru węgla opałowego na rynku. Wydobycie krajowe, naszym zdaniem, spada znacznie szybciej niż zapotrzebowanie na węgiel, które też oczywiście jest niższe niż w latach poprzednich. W związku z tym ten niedobór może być odczuwalny wśród konsumentów.

Zapotrzebowanie jest szacowane na około 6,5 mln ton. Liczymy, że 1 mln ton jest w piwnicach gospodarstw domowych, 3 mln ton wyprodukuje krajowe górnictwo. Brakujące 2,5 miliona ton ma uzupełnić import, z tym że ze względu na specyfikę produkcji węgla pochodzącego z obecnych kierunków importowych i jego kruchość, trudno jest importować węgle grube w sortymentach kostka czy orzech. Każdy import węgla grubego niesie ze sobą także miał węglowy, a tego na rynku jest za dużo i jego ceny szorują obecnie po dnie. To poważny hamulec dla importu, w związku z czym w miesiącach wzmożonego popytu może być odczuwalny brak właśnie tych (grubych) sortymentów węgla opałowego. Oczywiście gospodarka rynkowa jest w stanie sobie poradzić z niedoborem. Pytanie, jak to może się przełożyć na ceny.

Niektórzy mówią, że na hałdach jest bardzo dużo węgla, że węgiel wręcz na nich zalega.

To nie jest węgiel opałowy tylko miał węglowy, który nie może być sprzedawany z przeznaczeniem do spalania w gospodarstwach domowych. Przyjmuje się, że 10-15 proc. tego, co kopalnia wydobywa, to jest węgiel opałowy, reszta to surowiec wykorzystywany w energetyce i ciepłownictwie. Przypomnę, że w 2022 r. na „rozkaz” rządu PiS spółki Skarbu Państwa zaimportowały 12 mln ton węgla, żeby... Na pewno nikomu go nie zabrakło. Zaledwie 0,7 mln ton trafiło na rynek opałowy – do dystrybucji gminnej – reszta to właśnie miały węglowe.

Przesadny import odbija się nam czkawką do dziś. Po decyzjach ówczesnego rządu mamy za dużo miałów na rynku. Z kolei problem z nadmiarem miałów powoduje, że krajowi producenci zmuszeni są zmniejszać wydobycie. Zmniejszone wydobycie skutkuje zaś zmniejszeniem produkcji węgla opałowego, który jest produktem ubocznym przy produkcji miałów dla energetyki. Dlatego też dochodzi do protestów związkowców, ostatnio z kopalni Bogdanka, która jest najbardziej efektywnym i najlepiej zarządzanym podmiotem, jeśli chodzi o wydobycie węgla w kraju, szczególnie węgla energetycznego. Bogdanka jest jedną z najbardziej poszkodowanych kopalni, bo musiała znacząco zmniejszyć wydobycie.

Czy wobec tego ceny węgla opałowego już nie wzrosną? Wydaje się, że podwyżka cen, choć wystąpiła, nie jest drastyczna.

Dołek cenowy mieliśmy w kwietniu – maju. W porównaniu z tym okresem, ceny poszły w górę o około 200-300 zł. Z moich obserwacji wynika, że ceny kształtują się na poziomie 1300-1800 zł za tonę[/b], oczywiście ceny zależą m.in. od parametrów jakościowych. Istotny jest też koszt transportu z portów czy kopalni. Wydaje się jednak, że w tym roku nie będzie jednego zauważalnego piku popytowego. Krzywa popytu wypłaszczy się w czasie, a ceny – choć mogą iść w górę, nie powinny drastycznie wzrosnąć tak, jak miało to miejsce po wybuchu wojny na Ukrainie. Duże znacznie będzie też miała pogoda.

W poprzednich latach Polacy zwykle teraz, od września, zaopatrywali się w węgiel. Wręcz masowo go kupowali. Teraz jest inaczej?

Tak, sytuacja w tym roku jest inna. Rzeczywiście powinniśmy być właśnie w szczycie sezonu sprzedażowego, biorąc pod uwagę to, co działo się w poprzednich latach. Tymczasem nie widzimy, żeby znacząco wzrósł popyt, zainteresowanie węglem jest raczej umiarkowane. Być może wynika to z tego, że mamy piękną pogodę i klienci odłożyli zakup opału na później. Być może jeszcze nie myślą o sezonie grzewczym. Poza tym cały pas południowo-zachodni Polski zmaga się ze skutkami powodzi i mieszkańcy tamtych terenów na pewno mają teraz inne priorytety.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu