Perspektywa zatrzymania produkcji samochodów spalinowych w 2035 roku jest kompletnie nierealna, jest sprzeczna z oczekiwaniem obywateli, ale także zabiłaby europejski przemysł motoryzacyjny, bo nie mamy alternatywnej produkcji, ale samochodami chcemy jeździć, twierdzi Andrzej Halicki, poseł do Parlamentu Europejskiego z KO.
Ratunkiem dla rynku aut miały być elektryczne pojazdy, jednak ich produkcja oraz dostępność nie są tak szerokie, jak oczekiwano.
Kluczowe jest to, czego oczekują obywatele, mieszkańcy Unii Europejskiej, a oczekują aut funkcjonalnych, tanich, z odpowiednią infrastrukturą, czy to ze stacjami paliw, czy to z ładowarkami do doładowań. W Polsce nie mamy infrastruktury, która wychodzi naprzeciw oczekiwaniom i potrzebom, tych miejsc do ładowania pojazdów elektrycznych, w tym szybkich ładowarek, jest niezwykle mało, co też ma swoje przełożenie na atrakcyjność oferty i popyt. Dodatkowym argumentem jest cena elektryków, które są zbyt drogie, Polaków w większości nie stać na auta elektryczne, dodaje posłanka do PE Marta Wcisło.
Zgodnie z planem rewizja przyjętych w ubiegłym roku przepisów powinna nastąpić w 2026 roku. Według europosłów potrzebna jest jednak znacznie szybciej, a Zielony Ład musi zostać uzupełniony o Ład Przemysłowy, bo już dziś sektor odczuwa negatywne skutki zapowiadanych zmian. Chodzi m.in. o hamowanie sprzedaży silników przeznaczonych do napędu benzynowego lub diesla, a także redukcję etatów w fabrykach. Europejski przemysł traci konkurencyjność wobec innych graczy, jak Chiny.

Niezwykle ważna jest ekologia, jestem absolutnie za, natomiast produkty europejskie muszą dzisiaj konkurować z produktami spoza Unii Europejskiej, gdzie nie ma takich obwarowań, podsumowuje Wcisło.
Firmy z sektora oczekują odpowiedzialnego podejścia ze strony instytucji unijnych i więcej czasu na dostosowanie się do zmian.
Źródło: Newseria
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!
