- Patrząc na przepisy, czyli kwestię informacji dotyczącej zawartości tych tubek, czy kwestię akcyzy, to tutaj wszystko zostało spełnione. Natomiast problem polega na tym, że konsumenci mogą się bardzo łatwo pomylić – tłumaczy Małgorzata Miś Prezes Stowarzyszenia Ochrony Konsumentów Aquila.
- Firma OLV, która wprowadziła na rynek wspomnianą wódkę w saszetkach, przekazała nam, że „produkty VOODOO MONKEY przeznaczone są wyłącznie dla dorosłych i świadomych konsumentów, a także spełniają odpowiednie normy i wymogi związane z dystrybucją napojów alkoholowych.
- W kontekście „alko-tubek” mamy do czynienia ze znamionami nieuczciwej praktyki rynkowej. Za ich stosowanie przedsiębiorcy powinni ponosić surowe konsekwencje, ale egzekucja tych przepisów jest w Polsce niezwykle trudna
- Na stronach Rządowego Centrum Legislacji w piątek ukazał się projekt rozporządzenia w sprawie szczegółowych wymagań w zakresie opakowań niektórych napojów spirytusowych[/b], przygotowany przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
„Alko- tubki" zgodne z prawem. Gdzie jest problem?
– Patrząc na przepisy, czyli kwestię informacji dotyczącej zawartości tych tubek, czy kwestię akcyzy, to tutaj wszystko zostało spełnione. Natomiast problem polega na tym, że konsumenci mogą się bardzo łatwo pomylić – wskazuje w rozmowie z portalem strefabiznesu.pl Małgorzata Miś Prezes Stowarzyszenia Ochrony Konsumentów Aquila. – Śledząc doniesienia medialne, do takich pomyłek rzeczywiście dochodziło – dodaje.
Miś zwraca uwagę, że klient skuszony „ładnym opakowaniem”, które dodatkowo kojarzy się z tubkami z musem dla dzieci, wylądowało w koszyku zakupowym z przekonaniem, że jest to właśnie produkt dla dzieci, a nie dla alkohol, który jest zarezerwowany dla osób pełnoletnich.
Firma OLV, która wprowadziła na rynek wspomnianą wódkę w saszetkach, przekazała nam, że „produkty VOODOO MONKEY przeznaczone są wyłącznie dla dorosłych i świadomych konsumentów, a także spełniają odpowiednie normy i wymogi związane z dystrybucją napojów alkoholowych, włącznie z wymaganiami dotyczącymi opakowań i ich wyraźnego oznakowania”.
– Sprzedaż produktów alkoholowych jest ściśle regulowana. Od początku rozmów z naszymi parterami handlowymi podkreślaliśmy i kładliśmy nacisk na odpowiednią ekspozycję produktów oraz kontrolę wieku osób dokonujących zakupu – wskazano.
Prezes Stowarzyszenia Aquila podkreśla, że sytuacja jest nietypowa, ponieważ, z formalnego punktu widzenia, wszystkie warunki zostały spełnione. – Pod tym kątem rozumiem firmę, ale w swojej działalności biorę pod uwagę „sylwetkę przeciętnego konsumenta”, czyli to w jaki sposób dokonujemy zakupów, jak zachowujemy się w sklepach, jak dokonujemy wyboru produktów – wymienia.
Jak przyznaje bardzo często jest tak, że ten proces zakupowy odbywa się w pośpiechu, do tego dochodzi ogrom produktów na półkach, co w przypadku rutyny może spowodować, że do takiej pomyłki dojdzie. – Zastanawiam się tutaj na ile firma, która zdecydowała się na taką formę sprzedaż alkoholu, dokonała badań, rozpoznania na reprezentatywnej grupie konsumentów, ponieważ część problemów występujących na rynku może brać się z tego, że zamysł producenta, nie zostanie zrozumiany w założony sposób – mówi.
Zagubieni konsumenci i odpowiedzialność producenta
Miś podkreśla, że producent zrobił dokładnie to, co na co dzień robi dziesiątki jak nie setki innych producentów. – Parówki w 100 proc. z mięsa drobiowego (w składzie tylko 83 proc. tego mięsa), pierogi bez konserwantów (w składzie drobnym drukiem… konserwanty), czy margaryna w opakowaniu takim jak masło – wymienia. – Nasza konsumencka codzienność. Przyzwyczailiśmy się do tego, że wprowadza się nas w błąd i przyzwyczailiśmy producentów, że tak mogą – dodaje. – Tak nie może być, tak nie można prowadzić biznesu – podkreśla.
Ekspertka zwraca uwagę, że przedsiębiorca w naszym porządku prawnym posiada przymiot profesjonalisty, w związku z czym, to na przedsiębiorcę spada większy ciężar, aniżeli na klienta. – Skoro czymś zajmuję się zawodowo, zarabiam na czymś pieniądze, to automatycznie powinienem dołożyć maksymalnie dużej staranności, żeby żaden wypadek po drodze się nie zdarzył – tłumaczy.
– Obrót konsumencki nie może się opierać na powszechnie znanej wiedzy – wskazuje. Jak wyjaśnia, pewne standardy muszą zostać spełnione – podkreśla. – W kontekście „alko-tubek” uważam, że mamy do czynienia ze znamionami nieuczciwej praktyki rynkowej – alarmuje. – Za ich stosowanie przedsiębiorcy powinni ponosić surowe konsekwencje, ale egzekucja tych przepisów jest w Polsce niezwykle trudna – dodaje.
Miś zwraca uwagę, że działanie wprowadzające w błąd może przybierać bardzo różne formy. Jedną z nich, zgodnie z ustawą, może być nawet podawanie prawdziwych informacji, ale w sposób wprowadzający w błąd. – Moim zdaniem w tej konkretnej sytuacji mamy do czynienia z takim przypadkiem, gdzie na opakowaniu znajduje się odpowiednia informacja, jest akcyza, w założeniu jest informacja o tym, że powinno to być wystawione w odpowiednim miejscu, ale biorąc pod uwagę całość kontekstu, tego z czym taka tubka powszechnie nam się kojarzy, to jest to wprowadzanie w błąd – wyjaśnia.
To, co dodatkowo uderza w tej sytuacji, to jak podkreśla Miś, to kontekst „dziecko vs alkohol”. – To jest bardzo jaskrawy przypadek. W naszej rzeczywistości konsumenckiej mamy całe multum sytuacji może mniej doniosłych, ale takich, z którymi się na co dzień spotykamy – zauważa.
Kto zawinił w przypadku wódki w saszetkach?
Prezes Stowarzyszenia Ochrony Konsumentów zapytana o to, czy wina nie spada na organ, który dopuścił ten produkt do obrotu, ponieważ firma, która go wprowadziła na rynek spełniła wszystkie warunki, przyznaje, że mamy tutaj do czynienia z „formalistycznym podejściem”.
– Mamy odpowiednie znakowanie, mamy odpowiednią informację, wszystkie warunki mamy spełnione i na tej podstawie gdzieś to zostało dopuszczone do obrotu – mówi i dodaje, że jednak pewna lampka alarmowa w tym przypadku powinna się pojawić.
Z drugiej strony, jej zdaniem, przedsiębiorca projektując dany produkt, powinien mieć na względzie naturalne skojarzenie z musem owocowym dla dziecka. – Bardzo ciężko jest konkretnie wskazać, kto zawinił w tym przypadku. Myślę, że jest to wypadkowa wielu czynników – przyznaje.
Jednocześnie zwraca uwagę, że tego rodzaju praktyk, gdzie konsument jest wprowadzany w błąd, „gdzie polegamy na jakiejś powszechnie znanej wiedzy, na skojarzeniach, to takich sytuacji jest naprawdę sporo”. – Tych przykładów, dziedzin, gdzie spotykamy się z nie do końca rzetelną informacją o najważniejszych elementach umowy, atestach, spełnianiu pewnych wymogów jest całą masa – alarmuje.
Czy machina, która została uruchomiona przy okazji tego produktu nie rozpędziła się zbyt szybko? Przypomnijmy, premier Donald Tusk wyraził zaniepokojenie sytuacją i zapowiedział poszukiwanie skutecznych metod, które umożliwią zablokowanie procederu związanego z tego rodzaju produktami. – Piszę to przede wszystkim jako ojciec: szanowna firmo od wódy w saszetkach, to co robicie to zło w czystej postaci; ja w tej sprawie nie odpuszczę też jako poseł – zapowiedział marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Z koeli Inspekcja Handlowa Artykułów Rolno- Spożywczych (IJHARS) ma prowadzić kontrole pod kątem oznakowania produktu i zgodności opisu z zawartością.
Na stronach Rządowego Centrum Legislacji w piątek ukazał się projekt rozporządzenia w sprawie szczegółowych wymagań w zakresie opakowań niektórych napojów spirytusowych, przygotowany przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
– W związku z pojawieniem się w ostatnich dniach alkoholu w saszetkach łudząco przypominających produkty spożywcze dla dzieci (musy owocowe) konieczne jest takie uregulowanie zasad dotyczących opakowań dla niektórych napojów spirytusowych, tak aby opakowanie nie wprowadzało konsumentów w błąd – wskazano w uzasadnieniu.
Miś przyznaje, że w tym przypadku mogła zadziałać „emocja społeczna”, taka konsumencka reakcja. – Każdy z nas jest konsumentem i to zderzenie „dziecko vs. alkohol” i możliwa pomyłka, rozgrzała do czerwoności emocje społeczne i rezultatem tego jest właśnie reakcja najważniejszych osób w państwie – wyjaśnia.
– Nie zabarwiałabym tego politycznie, ale z drugiej strony jest to zupełnie inna siła rażenia, ponieważ zupełnie inaczej rozchodzi się informacja przez osobę szerokiemu gronu nieznaną, a inaczej w przypadku osoby powszechnie znanej w kraju – tłumaczy.
Na koniec Miś przyznaje, że przedsiębiorca spełnił wymogi formalne, aby produkt został dopuszczony do obrotu. Jej zdaniem w tym przypadku zabrakło pewnej wrażliwości społecznej, zwłaszcza biorąc pod uwagę rodzaj produktu, czyli alkohol, który absolutnie jest dedykowany tylko i wyłącznie osobom pełnoletnim.
– Z drugiej strony mam nadzieję, że być może rozpocznie to dyskusję dotyczącą tego, jak powinien przebiegać proces dopuszczania pewnych produktów do sprzedaży – mówi. – Ten głos konsumenta, to naturalne skojarzenie klienta powinno być bardziej brane pod uwagę, bo w tym przypadku tego jednak zabrakło – podsumowuje.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!