- Firmy „zombie” to najczęściej spółki giełdowe, które nie byłyby w stanie utrzymać się na rynku, gdyby nie sztuczne utrzymywanie ich płynności finansowej.
- Przejęcie dużego przedsiębiorstwa, które nie jest w stanie samodzielnie utrzymać się na rynku grozi zainfekowaniem zdrowych struktur firmy przejmującej taki podmiot.
- Polska gospodarka ma coraz większy problem z epidemią „zombie”. Wielkie firmy przestają sobie radzić nad Wisłą.
Najnowszy raport międzynarodowej firmy doradczej Kearney ujawnia, że na świecie funkcjonuje obecnie 2370 firm określanych jako zombie. Czym charakteryzuje się taka spółka i dlaczego tak bardzo niebezpieczny dla biznesu jest rosnący w tempie 9 proc. rocznie odsetek takich podmiotów? Czy polski management również powinien zacząć martwić się zjawiskiem „zombie” w biznesie?
Czym są firmy określane jako zombie?
Firmy „zombie” to przeważnie duże spółki giełdowe, które nie są w stanie pokrywać bieżących zobowiązań osiąganym zyskiem, ale jednocześnie ze względu na ich znaczenie gospodarcze są sztucznie utrzymywane przy życiu. Eksperci firmy zwracają uwagę na to, że choć podmioty tego typu dla wielu inwestorów mogą wydawać się okazją na łatwe przejęcie, to w dłuższym czasie wartość takich firm, po zmianie właściciela, może zacząć gwałtownie spadać. To z kolei zagraża interesom akcjonariuszy.
Przejęcie podmiotu z kłopotami nie zawsze jest okazją
Według danych Kearneya, w analizowanym okresie podmioty „zombie” uczestniczyły w mniej niż 5 proc. wszystkich fuzji i przejęć z udziałem spółek notowanych na giełdzie. Jak się jednak okazuje, wielu inwestorów poluje na tego typu transakcje i jest nawet gotowych zapłacić więcej za możliwość przejęcia firmy w słabej sytuacji. Dlaczego?
Ponieważ w krótkiej perspektywie wydaje się to opłacalna inwestycja. W pierwszym roku po transakcji wartość, jaką zombie tworzą dla nabywców, jest przeciętnie ponad dwa razy wyższa od średniej rynkowej, mierzonej całkowitą stopą zwrotu dla akcjonariuszy. Co więcej, spółki tego typu mogą być atrakcyjne dla inwestorów, gdyż są powiązane z ich działalnością strategiczną lub kontrolują wartościowe aktywa, takie jak: działy badań i rozwoju, nowe produkty lub nowoodkryte zasoby złóż naturalnych – w przypadku przedsiębiorstw wydobywczych.
– W perspektywie krótkoterminowej przejęcie spółki typu zombie wydaje się opłacalne, jednak bez szybkich działań naprawczych, wartość takiego podmiotu będzie gwałtownie spadać. Po niedługim czasie całkowita stopa zwrotu dla akcjonariuszy może spaść poniżej poziomu średniej rynkowej. Jak pokazały nasze badania, inwestorzy często nie są w stanie wchłonąć lub uzdrowić przejętej spółki zombie, która ponownie trafia do obrotu rynkowego. Opracowany przez nas raport mówi o 294 firmach zombie, które uczestniczyły w 388 transakcjach, co oznacza, że niektóre z nich zostały w całości lub częściowo przejęte więcej niż jeden raz – mówi Jakub Siekierzyński z Kearney.
Jak duży problem ma polska gospodarka z podmiotami, które działają na rynku tylko dzięki kroplówce?
Kearney, na podstawie analizy rynku kapitałowego, oszacował udział firm „zombie” w polskiej gospodarce. Dane te nie napawają optymizmem, choć są rejony świata, gdzie „chorych” spółek jest znacznie więcej.
– Według naszych szacunków udział firm zombie na całym świecie wynosił w 2023 roku 5,4 proc. Najwięcej było ich w Kanadzie (9,2 proc.), we Francji (9 proc.) oraz Niemczech (6,7 proc.). Polska, z szacowanym udziałem spółek tego typu na poziomie 4,1 proc. wypada stosunkowo nieźle, ale i u nas tendencje są niepokojące. Po relatywnie lepszym roku 2022, kiedy liczba firm zombie zmniejszyła się, w 2023 roku na naszym rynku kapitałowym działało 26 spółek „zombie”, z czego aż 14 stanowiły podmioty nowe na tej liście. W minionym roku zniknęło z niej 12 firm, przy czym 7 ze względu na uzdrowienie sytuacji finansowej, a 5 przez wycofanie z giełdy. Polskie zombie najczęściej można było znaleźć w sektorach takich jak: telekomunikacja i media, finanse oraz dobra konsumenckie – mówi Jakub Siekierzyński, senior manager z Kearney.
Firm sztucznie utrzymywanych przy życiu przybywa niemal na całym świecie. Są dwa wyjątki
Jeśli chodzi o globalny bilans przedsiębiorstw, które trafiają na niechlubną listę „zombie” i tych, które z niej schodzą, to jest on zdecydowanie niekorzystny. W 2023 roku na 827 nowych „zombie” przypadały 534 spółki, które poprawiając swą sytuację finansową, zostały „wskrzeszone”. Jednocześnie, z analizowanych przez Kearney danych wynika, że dla 127 firm zakończyło się to delistingiem, co w większości wypadków wiązało się z zakończeniem działalności lub przejęciem aktywów.
Najbardziej znaczący przyrost tego typu podmiotów zanotowano w regionie Azji-Pacyfiku, w tym 10,4 proc. wzrost w Azji i 13,6 proc. wzrost w Australii. Liczba firm „zombie” wzrosła również w Ameryce Północnej (o 6,0 procent) i Europie (o 1,3 procent), ale spadła w Ameryce Południowej (o -4,9 proc.) i Afryce (o -3,2 procent).
Branża nieruchomości zaczyna wpadać w tarapaty. Turystyka dźwiga się z dołka
Do sporych zmian na światowej liście firm „zombie” doszło, jeśli chodzi o najbardziej zainfekowane branże i sektory. Dobrym przykładem są tutaj firmy związane z turystyką, a zwłaszcza linie lotnicze, których sytuacja jeszcze w 2022 roku była najgorsza wśród wszystkich przedsiębiorstw badanych przez firmę Kearney.
Zmieniające się po czasach pandemii trendy w turystyce pozwoliły jednak odbić się od dna, a liczba firm „zombie” w tym sektorze spadła ze 129 w 2022 roku do 83 w 2023 (z 14,7 proc. do 9,7 proc.). Po przeciwnej stronie znalazła się branża nieruchomości, dotknięta szczególnie przez wysokie w ostatnim czasie stopy procentowe, co miało przełożenie na koszt obsługi zadłużenia, tradycyjnie utrzymującego się na ponadprzeciętnych poziomach. Całkowita liczba firm „zombie” w tym sektorze zwiększyła się ze 173 w 2022 roku do 210 w roku 2023, co oznacza wzrost o 11 proc.
Mniejsze podmioty są bardziej narażone na wstrząsy
Eksperci Kearneya wykazali, że najbardziej zainfekowane niewydolnością finansową pozostają mniejsze spółki o rocznych przychodach do 500 mln USD. W 2023 roku udział firm „zombie” w tej grupie wzrósł o prawie 9 proc. Choć liczba podmiotów tego typu od trzech lat z rzędu zwiększała się wśród przedsiębiorstw każdej wielkości, to właśnie te mniejsze okazują się być najbardziej narażone. Dzieje się tak dlatego, że zazwyczaj mają one mniejszy dostęp do atrakcyjnych opcji refinansowania lub rynków kapitałowych, mogą też w mniejszym stopniu liczyć na pomoc publiczną. – Często na niższym poziomie pozostają także ich procesy oraz sposób zarządzania, przez co są bardziej narażone na zewnętrzne wstrząsy – zwracają uwagę analitycy.
* Choć eksperci Kearneya nie mówią wprost o zagrożeniu wynikającym ze sztucznego utrzymywania niewydolnych ekonomicznie podmiotów, obserwatorzy światowych rynków muszą zdawać sobie sprawę z tego, do czego może doprowadzić taka strategia. Warto przypomnieć, że kryzys finansowy z lat 2008-2015 również miał swoją genezę w podobnym działaniu. Wtedy jednak chodziło o celowe przeszacowanie możliwości spłaty kredytów. Teraz problem dotyczy często kluczowych dla gospodarki firm, które nie nadążyły za zmianami lub próbują je kreować w sposób sprzeczny z zasadami wolnego rynku.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!