Spis treści
Nocą Indie zaatakowały dziewięć obiektów w Pakistanie, m.in. Dżammu i Kaszmir. Są ranni i zabici. To początek operacji „Sindur”, wymierzonej w infrastrukturę terrorystyczną w Pakistanie, okupowanym przez Pakistan Dżammu i Kaszmirze, gdzie - jak twierdzi Nowe Delhi - były planowane ataki terrorystyczne na Indie. Indie uważają, że wykazały się powściągliwością w doborze celów i metod odwetu - przypomnijmy, że 22 kwietnia islamscy ekstremiści po raz pierwszy od kilku lat zaatakowali w miejscowości Pahalgam w indyjskim Kaszmirze. Zamordowali tam 26 turystów i ranili kolejnych 17 osób.
Jak zwykle w momencie takich napięć międzynarodowa opinia publiczna patrzy na obie stolice z niepokojem, bowiem każdy z przeciwników ma do dyspozycji arsenał atomowy.
Powrót indyjskiego koszmaru
Tak powrócił jeden z indyjskich koszmarów - widmo gorącego sporu o Kaszmir z zachodnim sąsiadem, z którym od momentu uzyskania niepodległości w 1947 r. Indie prowadziły już cztery wojny, a po ostatnim dużym zamachu w 2019 r. możliwy był wybuch kolejnej. Wtedy skończyło się po kilku tygodniach napięcia na zbombardowaniu terytorium Pakistanu i starciach granicznych.
Najnowszy konflikt to nie tylko poważne naruszenie bezpieczeństwa, ale też cios wizerunkowy dla premiera Narendry Modiego. Po likwidacji autonomii Kaszmiru w 2019 r. zagrożenie terrorystyczne miało zostać wyeliminowane. Ponadto premier Modi wielokrotnie odnosił się do swojego kraju jako „Wiszwamitry”, co w tłumaczeniu z sanskrytu oznacza „przyjaciela świata”. „To powód do dumy dla wszystkich, że Indie stworzyły dla siebie miejsce jako »Wiszwamitra«, a cały świat widzi w Indiach przyjaciela” - powiedział we wrześniu 2023 r. w parlamencie. Wydarzenia z Pahalgamu udowadniają, że nie cały.
Ostatnie lata to było pasmo indyjskich sukcesów dyplomatycznych. Wybuch wojny w Ukrainie Indie wykorzystały, by budować swoją pozycję jako lidera państw Globalnego Południa, bezstronnych wobec konfliktu między globalnym Zachodem wspierającym Kijów oraz globalnym Wschodem na czele z Chinami, życzliwymi Moskwie. Indyjska dyplomacja nie potępiała agresora, a indyjski biznes potrafił skokowo zwiększyć dostawy ropy z Rosji i uniknąć zachodnich sankcji. Premier Modi utrzymywał kontakty z Rosją - z którą łączą Indie liczne kontrakty zbrojeniowe i cywilne - a mimo to w 2023 r. był oklaskiwany w amerykańskim Kongresie. Indie znalazły się w miejscu, w którym zawsze chciały być: wielu największych aktorów sceny globalnej zabiegało o ich przychylność.
Czy Indie będą sojusznikiem USA?
Niewiele jest punktów wspólnych, w których zgadzają się Demokraci i Republikanie. Jednak Amerykanów ciągle łączy percepcja Chin jako egzystencjalnego zagrożenia dla ich pozycji w świecie. Chęć obu partii, by pozyskać przychylność Indii, jest pochodną tego największego amerykańskiego strachu.
Przykład? Wiceprezydent J.D. Vance, kiedy pojawił się na konferencji w Monachium w lutym tego roku, nie szczędził Europejczykom przykrych uwag. Jego wizyta w Indiach miała zupełnie inne przesłanie. Podczas wystąpienia 22 kwietnia w Jaipurze - tego samego dnia, kiedy miał miejsce zamach w Pahalgamie - wiceprezydent znalazł dla gospodarzy jedynie słowa podziwu: „Indie są pełne witalności, poczucia nieskończonych możliwości, nowych domów do zbudowania, nowych horyzontów do zdobycia i życia do wzbogacenia. I jest duma z bycia Indusem, uczucie podekscytowania nadchodzącymi dniami”.
Za tą retoryką stoją konkretne działania, zacieśniające współpracę w wielu dziedzinach. Mimo iż znaczna część uzbrojenia indyjskiej armii nadal wywodzi się ze Związku Radzieckiego i Rosji, to Indie w ciągu ostatniej dekady stały się ważnym kontrahentem amerykańskich koncernów zbrojeniowych. Nowe Delhi zakupiło już m.in. śmigłowce MH-60R Seahawk i AH-64E Apache. Były też pierwszym partnerem, niezwiązanym traktatem sojuszniczym z USA, któremu zaoferowano bezzałogowce Sea Guardian, umożliwiające rozpoznanie zagrożenia powietrznego poza „linią horyzontu”. O zamówienia walczą myśliwce F-16V i F-15EX. W czasie ostatniej wizycie premiera Modiego w Waszyngtonie w lutym tego roku prezydent Trump wspominał nawet o możliwości sprzedaży F-35, dotychczas zarezerwowanego dla najbliższych sojuszników.
Dyplomacje USA i Indii mają częste i owocne kontakty bilateralne, czego symbolem są regularne spotkania w formacie „2+2”, czyli ministrów obrony i spraw zagranicznych. Quad, Czterostronny Dialog w Dziedzinie Bezpieczeństwa, z luźnego forum wymiany poglądów między Australią, Indiami, Japonią i USA przekształca się w forum konsultacji i koordynacji. Indyjska i amerykańska marynarka wojenna odbywają zaś regularne ćwiczenia wojskowe.
„Designed in California, assembled in India”
Kwitnie też współpraca gospodarcza. Wprawdzie oprócz standardowej stawki 10 proc. w pamiętny amerykański „Dzień Wyzwolenia” 2 kwietnia prezydent obłożył produkty indyjskie dodatkowymi cłami w wysokości 26 proc., to szybko nowe taryfy zostały zawieszone na 90 dni.
Paradoksalnie, indyjski rząd wydaje się widzieć w nowej polityce USA szansę. Wytrawny dyplomata handlowy, minister handlu i przemysłu Indii Piyush Goyal jest częstym gościem w Waszyngtonie. Stara się wynegocjować niższe stawki na produkty indyjskie w zamian za zakupy LNG, ropy i artykułów rolnych z USA. Jeszcze w lutym Indie obniżyły cła na amerykańskiego bourbona i motocykle.
Z punktu widzenia Nowego Delhi wysokie taryfy nie wydają się być problemem tak długo, jak Indie będą objęte niższymi cłami niż Chiny i Wietnam. Indie jeśli nie fabryką świata, to chciałyby zostać przynajmniej fabryką Ameryki.
Symbolem tej współpracy może być firma Apple. Jeszcze parę lat temu właściwie wszystkie smartfony iPhone trafiające na rynek amerykański były montowane w Chinach. Obecnie gwałtownie rośnie liczba urządzeń składanych na subkontynencie. W zeszłym roku wedle danych zebranych przez branżowy amerykański serwis Wired było to już nawet 43 mln sztuk, z czego 30 mln trafiało na eksport. W celu całkowitego zastąpienia Chin przy składaniu flagowego produktu Apple’a Tata Electronics - miejscowy potentat przemysłowy, który przejmuje linie wytwórcze w Indiach od tajwańskich Foxconna i Wistrona - musiałoby podwoić produkcję.
USA i Indie łączy wreszcie coś mniej materialnego, a jednak istotnego w polityce międzynarodowej: społeczne marzenia. Dla wielu indyjskich rodzin wysłanie dzieci na studia do Stanów, by tam budowały własne kariery, to ciągle dowód życiowego sukcesu. Życiorysy takich indyjskich imigrantów, jak szefa Google’a Sundara Pichaia czy żony wiceprezydenta USA Ushy Vance, ciągle rozpalają indyjską wyobraźnię i zbliżają nie tylko oba państwa, ale też społeczeństwa i ich elity.
Własna polityka wobec Chin
Czy Indie są więc na drodze do wielowymiarowego partnerstwa i sojuszu z USA? Jeśli pogłębione partnerstwo jest istotną opcją rozwojową, to już sojusz wydaje się przedsięwzięciem ryzykownym z punktu widzenia logiki polityki zagranicznej Nowego Delhi.
Indie bowiem doświadczyły już wielu zwrotów w amerykańskiej polityce w Azji Południowej. Dobrze pamięta się Waszyngtonowi jego dwuznaczne stanowisko wobec Pakistanu i dyplomatyczne poparcie dla Islamabadu w czasie niektórych przeszłych konfliktów z zachodnim sąsiadem. Obserwując relacje USA-Europa czy USA-Japonia, Indusi dochodzą też do wniosku, że zbytnie zbliżenie ze Stanami prowadzi do uzależnienia od światowego mocarstwa i zmienności jego polityki. A tego chcieliby uniknąć.
Nowe Delhi patrzy też inaczej na stosunki z Pekinem niż Waszyngton.
Z jednej strony długa, nieuregulowana granica z Chinami skłania Nowe Delhi do szukania sojuszników, stąd rosnąca rola Waszyngtonu. W ostatnich latach na powrót dochodzi do starć wzdłuż chińsko-indyjskiej linii rozgraniczenia. W 2020 r. zginęło nawet kilkudziesięciu żołnierzy.
Na bieżące wydarzenia nakłada się historia. W żywej pamięci Indusów jest klęska w wojnie z Chinami w 1962 r. Z kolei Chińczycy podejrzewają Indusów o chęć wzniecania niepokojów w Tybecie. Dalajlama żyje w końcu po indyjskiej stronie Himalajów.
Jednak jak na tak napiętą sytuację polityczną, wyjątkowo dynamicznie rozwijają się relacje biznesowe. Wprawdzie od starć z 2020 r. w Indiach zabronione są chińskie aplikacje mobilne, ale Chiny ciągle są drugim po USA partnerem handlowym Indii, z rekordową dwustronną wymianą handlową w zeszłym roku budżetowym w wysokości 127,7 mld dolarów.
Indyjskich przywódców niepokoić może wprawdzie rosnący deficyt w obrotach dwustronnych - szacowany na prawie 100 mld dolarów - ale trzeba pamiętać, że indyjska branża usług dla biznesu czy informatyczna bazuje na sprzęcie z Chin. Indyjski software nie byłby możliwy bez chińskiego hardware’u. Warto zauważyć, że wspomniany eksportowy sukces iPhonów z subkontynentu oparty jest w dużej części o komponenty z Państwa Środka.
Z Quad na BRICS - nowa logika Indii
Regionalne mocarstwo o globalnych ambicjach, jakim są obecnie Indie, nie chce więc by jego polityka wobec ChRL była dyktowana z Waszyngtonu. Stąd kilkanaście rund rozmów między sąsiadami z obu stron Himalajów, które mają deeskalować konflikt i unormować sytuację na linii rozgraniczenia. Stąd dwa szczyty w ciepłej atmosferze odprężenia w latach 2018-2019. Stąd też wynika między innymi udział w grupie BRICS, jedenastu państw spoza politycznego Zachodu, z których największe to Brazylia, Chiny, Rosja i Indie. Mimo dzielących je różnic, BRICS stara się przynajmniej w warstwie narracyjnej wypracować alternatywny do zachodniego ład światowy. Zdarzało się, że indyjscy ministrowie z obrad Quad lecieli na spotkanie BRICS.
W tej samej logice mieszczą się również indyjska polityka zbliżenia z UE i największymi państwami członkowskimi. Świadczą o tym nie tylko zawierane kolejne „partnerstwa strategiczne” z krajami naszego kontynentu - jak choćby z Polską w sierpniu zeszłego roku - ale też nowy impuls do wynegocjowania umowy handlowej. Wedle ambicji wyrażonych w czasie wizyty całej Komisji Europejskiej w lutym w Indiach, do końca tego roku mają się zakończyć negocjacje porozumienia w sprawie wolnego handlu, rozpoczęte prawie dwie dekady temu. Indie szukają wielostronnych partnerstw dla zapewnienia sobie wzrostu gospodarczego i bezpieczeństwa.
Czy konflikt Indie - Pakistan coś zmieni?
Wizerunek wzrastającego mocarstwa, które potrafi rozmawiać i współpracować ze wszystkim zaburzyły najpierw zamach z 22 kwietnia, a potem agresywna odpowiedź wobec Pakistanu. W Nowym Delhi oskarżono Islamabad o pomoc terrorystom już w ciągu pierwszych godzin po ataku, mimo że sprawcy nie zostali jeszcze zidentyfikowani i znalezieni.
W ten sposób problem bezpieczeństwa wewnętrznego Indii po raz kolejny stał się kwestią międzynarodową. Siła, którą Indie starają się pokazywać poprzez zamknięcie przejścia granicznego z Pakistanem, zawieszenie umowy o korzystaniu z wód rzeki Indus czy wzmożona aktywność wojska w pobliżu granicy, jest w istocie dowodem największego ograniczenia indyjskiej polityki. Wzrastające mocarstwo nie może rozwiązać zadawnionych konfliktów z dwoma nuklearnymi sąsiadami.
Jest przy tym podatne na prowokacje i działania o charakterze hybrydowym, kiedy trudno przypisać działania konkretnym zagranicznym mocodawcom. Konflikt z Pakistanem naraża też na szwank wewnętrzną stabilność Indii, które są ojczyzną ponad 170 mln muzułmanów. W okresach wzrostu napięcia z zachodnim sąsiadem indyjscy muzułmanie nawet poza Kaszmirem bywali celem ataków, a ulice największych miast bywały sceną krwawych starć.
Ponieważ jakiekolwiek ustępstwa wobec Chin czy Pakistanu z powodów wewnątrzpolitycznych są niemożliwe, a indyjska opinia publiczna domaga się odwetu, to w najbliższych dniach i tygodniach możemy obserwować eskalację przemocy, podważającą wizerunek Indii jako „przyjaciela świata”. Co więcej, im więcej Pakistan czuć będzie presji ze strony Indii, tym bardziej pogłębiać się będzie współpraca z Islamabadu z Pekinem.
Indie w ciągu najbliższej dekady chcą stać się trzecią gospodarką globu. W ciągu pokolenia zaś mają ambicję zbudować potęgę porównywalną z Chinami czy USA, tworząc autonomiczny biegun siły. Jednak okazuje się, że na drodze do potęgi staje nierozwiązany konflikt z dużo biedniejszym i nieco pogardzanym zachodnim sąsiadem.
