Może nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą, ale mamy piwną rewolucję. W Polsce od ponad 5 lat, w Podlaskiem nieco krócej.
- Ale nadrabiamy zaległości - twierdzi Czesław Dziełak.
Ten obsypany nagrodami, słynny podlaski piwowar, na co dzień nauczyciel w Janowie, jest głównym piwowarem Browaru Stary Rynek, który w listopadzie otworzy się w centrum Białegostoku. Od czerwca zeszłego roku w mieście działa browar Gloger, a od stycznia 2015 r. - Browar Słodowy Dwór pod Dąbrową Białostocką. Ale to nie wszystko. W Hajnówce od początku tego roku mamy Browar Markowy, a kolejny planowany jest w Ełku.
Bo piwna rewolucja to zwrot w stronę piw rzemieślniczych (kraftowych), tworzonych właśnie przez małe browary, zaskakujących innym smakiem i wielością rodzajów. Takie piwa stają się coraz bardziej popularne. Takich piw się szuka. A co za tym idzie, na takich piwach robi się biznes.
Objawienie z mocną goryczką
A zaczęło się od znudzenia piwami koncernowymi: eurolagerami, jasnymi, ze względnie dużą ilością alkoholu, stworzonymi tak, by smakowały każdemu. Pełno ich na sklepowych półkach.
Kiedy w 2011 roku żywiecki browar Pinta (powstały w tym samym roku) stworzył piwo Atak Chmielu, to było objawienie. Kamień milowy w rozwoju trendu w Polsce. Piwo, które przebojem przebiło się do świadomości szerszego odbiorcy. Jest to piwo w stylu American India Pale Ale - stylu, który stał się symbolem piwnej rewolucji na świecie. Czerwono-miedziane, treściwe, czuć w nim cytrusy, żywicę, sosnę, a w smaku mocną goryczkę. Cechy te pochodzą od amerykańskich odmian chmielu.
Bo rewolucja piwna na świecie zaczęła się w Stanach Zjednoczonych. Czyli w kraju, który pewnie jeszcze wielu z nas kojarzy się z Budweiserem do burgera. Nic bardziej mylnego. Poszukiwania nowych smaków trwają tam od końca lat 70., a spożycie piw rzemieślniczych dorównuje obecnie spożyciu wspomnianego Budweisera.
Po salami przyszedł czas na piwo
Teraz obserwujemy, jak ten trend dociera i rozwija się u nas.
- Ja bym powiedział, że to powrót do normalności - uważa Czesław Dziełak. - Po latach monokultury piwnej, kiedy koncerny serwowały nam bardzo podobne produkty, teraz doceniamy różnorodność.
Hotel Royal & SPA i Browar Stary Rynek już wkrótce w centrum
- Miałem dość picia piwa przemysłowego, więc sam zacząłem warzyć - opowiada Adam Falkowski.
Razem z żoną Emilią prowadzi Browar Słodowy Dwór w starej szkole w Harasimowiczach, pod Dąbrową Białostocką. To tutaj powstają m.in. Mgły Pszeniczne (piwo pszeniczne) i Żebra Żubra (polskie ale).
- Ludzie coraz chętniej idą w kierunku spożywania piw nowych, ciekawych - mówi.
- Ci, którzy próbują tych piw, określają je często jako inne - dodaje Edyta Dąbrowska. Z mężem Waldemarem prowadzą Browar Miejski Gloger w BIałymstoku. To oni oferują m.in. Krasną Jędzę (red irish ale) i Wesołe Ziele (piwo w stylu AIPA, ulubione Waldemara Dąbrowskiego).
- Ja bym powiedziała, że to jest prawdziwe piwo - podkreśla Edyta Dąbrowska. - W końcu przyszedł czas i na nie. Mamy tę rewolucję. Obserwowaliśmy coś takiego, kiedy po zachwycie salami z Węgier i mortadelą w sklepie nastąpił zwrot w kierunku prawdziwego, polskiego jedzenia. Znów wędzimy, robimy przetwory, pieczemy chleby, lubimy dobrze zjeść. Tak samo jest z piwem: chcemy czegoś naturalnego. Jak szukamy dobrej piekarni z dobrym chlebem, tak szukamy dobrego piwa, z dobrych składników.
Dobrych składników, czyli jakich?
Piwo to woda, słód, chmiel i drożdże. Zazwyczaj tyle można wyczytać na etykiecie piwa przemysłowego.
Na etykiecie piwa w małego browaru przeczytamy, jaki konkretnie rodzaj słodu czy chmielu został użyty. To istotne informacje, ponieważ te składniki mają ogromny wpływ na piwo dostajemy. A możliwych kombinacji jest naprawdę wiele.
Kolendra czy wędzonka?
- Mamy w karcie 12 piw, tylko dwa są w podobnym stylu - mówi Edyta Dąbrowska. - A jest jeszcze tak wiele do zrobienia, tyle stylów można jeszcze stworzyć, zależnie od tego, jakiego słodu dodamy, jakiego chmielu, w którym momencie, w jakiej temperaturze, kiedy sfermentujemy, kiedy przefiltrujemy, czy przefiltrujemy, co z tym potem zrobimy...
- I jakich dodatków użyjemy. Nie ma ograniczeń w liczbie kombinacji - potwierdza Waldemar Dąbrowski. - Ale oczywiście nie wszystko się nadaje na rynek. Mógłbym stworzyć piwo ze śledziem, tylko kto by to wypił?
Ze śledziem? Cóż, skoro istnieją piwa z kawą czy mchem irlandzkim, to dlaczego nie? Ale zazwyczaj stosuje się mniej kontrowersyjne, choć równie ciekawe dodatki. Na przykład Białe Podlaskie ze Słodowego Dworu zawiera skórkę gorzkiej pomarańczy i kolendrę, a Bosa Rosa z Glogera - trawę żubrową.
To ostatnie piwo to aktualny przebój białostockiego browaru, laureat programu „Doceń polskie” (promującego wysokiej jakości produkty dostępne na polskim rynku oraz posiadające „polski akcent”).
Niczego nie przyspieszysz
- W tym tkwi siła małego browaru: można eksperymentować, tworzyć nowe produkty, można mieć wiele rodzajów piwa, a nie trzeba wytwarzać wielkich ilości i łatwiej przestawić produkcję - tłumaczy Czesław Dziełak.
Mały browar może sobie z tym poradzić szybciej niż duży koncern.
- Nowości ludzi zainteresują, ale trzeba też dostosować się do potrzeb rynku - opowiada Adam Falkowski. - Dlatego można wprowadzać coś nowego, ale trzeba sprawdzać, co chwyta, co konsumenci lubią.
Co jest jeszcze ważne?
- Praca i upór - podkreśla Waldemar Dąbrowski. - A najbardziej istotny jest czas. Trzeba mieć świadomość, że tutaj niczego nie można przyspieszyć.
Bo na przykład warzenie piwa to, w zależności od rodzaju, 12, 16, 18 godzin. Fermentacja - 7 dni. Leżakowanie - 30 dni, pół roku...
- To nie jest biznes dla niecierpliwych - śmieje się Adam Falkowski. - I nie jest to praca w stałych godzinach. W sezonie nie ma mowy o urlopie. Do tego bardzo ważna jest precyzja, skrupulatność i rygorystyczne przestrzeganie higieny. Żeby utrzymywać wysoką jakość.
Wszystko to wymaga zaangażowania i pasji, ale w efekcie otrzymujemy trunek, jak to mówią znawcy „z głębią”. Taki dla świadomego odbiorcy, który wie, że warto zapłacić za niego więcej.
Bo piwa rzemieślnicze są kilka razy droższe od tych z koncernów.
Wychodzimy z błędnego koła
Piwa rzemieślnicze to obecnie gorący trend w biznesie. Nie można może jeszcze mówić o masowym zainteresowaniu, różne szacunki mówią o kilku, kilkunastu procentach udziału w rynku, ale piwowarzy zgodnie twierdzą, że jest w tym przyszłość. Warunkiem jest świadomość konsumentów i... dostępność piwa.
- Kiedyś mieliśmy błędne koło - mówi Czesław Dziełak. - Duże browary tłumaczyły, że robią tylko takie, ujednolicone piwa, bo tego chcą konsumenci, bo lubią lekkie piwa, więc koncerny innych, goryczkowych na przykład, nie warzą. A konsumenci nie mieli do wyboru innych piw, tylko te lekkie, więc tylko takie pili. A potem się okazało, że ktoś te inne uwarzył i konsumenci to kupili. To jest dobry pomysł na biznes. Jestem pewien, że będzie popyt na nasze produkty: jest nisza do zapełnienia, a Białystok to duże miasto.
- Im częściej konsumenci będą się stykali z takimi piwami, tym większa będzie ich świadomość i tym większe prawdopodobieństwo, że będą oni piwa rzemieślnicze pili - uważa Edyta Dąbrowska. - A na rynku jest jeszcze miejsce.
- To jest już tak silny trend, że nawet koncerny zaczynają wypuszczać te „inne” trunki - mówi Adam Falkowski. - Nie mogą nie reagować na potrzeby rynku.
A jak można promować piwa rzemieślnicze? Można mieć restaurację (jak Gloger i Browar Stary Rynek), można bywać na targach, konkursach, pojawiać się na fachowych portalach, działać na Facebooku, rozwijać dystrybucję...
Produkty z podlaskich browarów dostępne są oczywiście w Białymstoku, w regionie, ale ich sława poszła już w Polskę. I nie tylko.
- Ostatnio był u nas turysta z Niemiec - opowiada Adam Falkowski. - Powiedział, że próbował już 12 tysięcy rodzajów piwa. I przyjechał spróbować naszego.
Tekst ukazał się we wrześniowym wydaniu Strefy Biznesu Podlaskie, dostępnym na Wschodnim Kongresie Gospodarczym i sprzedawanym w regionalnych salonach Empik.
