Gdyby przyjrzeć się wykresom sprawa wygląda bardziej niż niepokojąco. Polska waluta traci już nie tylko do dolara, ale też do euro. Analitykom najwygodniej zrzucić to na sytuację, jaka ma miejsce na Bliskim Wschodzie, ale powodów słabnięcia złotego może być więcej, co nie jest dobrą wiadomością dla oszczędzających w tej walucie.
Na początku kolejnego tygodnia października za jedno euro trzeba już zapłacić ponad 4,32 zł. Dolar kosztuje już 3,94 zł. Problem polega na tym, że jeszcze trochę, a krótkoterminowa perspektywa spadków złotego zamieni się w średnioterminową. Złoty traci mniej więcej od 24 września. Wskazuje to na wrażliwość polskiej waluty zarówno na zaostrzenie sytuacji na Bliskim Wschodzie, ale być może także na coś więcej.
Rada Polityki Pieniężnej nie zdecydowała się obniżyć stóp procentowych i istnieje duże prawdopodobieństwo, że w tym roku już tego nie zrobi. Światowe tendencje wydają się odwrotne i pokazują, że Zachód wychodzi z presji inflacyjnej. Oznacza to, że coś niepokojącego dzieje się nad Wisłą. Można by rozprawiać godzinami, co odpowiada za ponowne przyspieszenie drożyzny, ale gdzieś intuicyjnie każdy z nas czuje, że to już nie tylko ceny energii, ale być może także skutki powodzi, bo przecież zniszczone domy i infrastrukturę trzeba będzie odbudować, a to zachęca producentów materiałów budowlanych do ponownej wyceny ich produktów.
Gospodarka polska nie ma już twarzy lidera, a jak jakieś państwo ją traci, to zawsze odbija się to na jego walucie. W takiej sytuacji dużo osób może się zastanawiać, czy nie uciec od PLN i nie kupić euro lub dolarów. Jeśli jednak zrobi tak dużo osób, to złoty zacznie tracić coraz więcej, a wtedy wszyscy odczujemy to tzw. sile nabywczej naszych pensji. Nawet ci, którzy pozbywają się teraz oszczędności w krajowej walucie.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!
