Nowa odsłona afery ze znanym sklepem w tle. Chińskie władze zaatakowały dziennikarzy

Oliwia Marciszewska
Opracowanie:
Decathlon oskarżany o korzystanie z przymusowej pracy Ujgurów w Chinach. Dziennikarze France 2 pod ostrzałem pekińskiego rządu.
Decathlon oskarżany o korzystanie z przymusowej pracy Ujgurów w Chinach. Dziennikarze France 2 pod ostrzałem pekińskiego rządu.
Od czasu wyemitowania materiału nt. nielegalnej pracy Ujgurów na początku lutego, dwóch dziennikarzy France 2 stało się celem zakrojonej na szeroką skalę operacji oszczerstw. U podstaw ataków chińskiego rządu leży problem z tłumaczeniem dotyczącym regionu Sinciang, wykorzystany do zdyskredytowania pracy wykonanej przez program "Cash Investigation" we współpracy z portalem śledczym "Disclose".

Spis treści

Chińska agencja prasowa Xinhua opublikowała depeszę, w której krytykuje program France 2, wyemitowany 6 lutego i częściowo poświęcony Decathlonowi. Dziennikarskie śledztwo wykazało poważne wątpliwości co do etyki pracy firmy, oskarżanej o czerpanie zysków z nielegalnego zatrudniania Ujgurów w Chinach. Depesza, która odnosi się do"wątpliwej wiarygodności raportu" i wskazuje w szczególności na "błędy w tłumaczeniu" i "sfabrykowane zarzuty", wyznacza nowy etap w gwałtownych kontrowersjach, które są wymierzone w autorów programu "Cash Investigation".

Groźby śmierci pod adresem dziennikarzy France 2

Od kilkunastu dni propekińscy influencerzy brutalnie atakują dwóch francuskich dziennikarzy, którzy brali udział w śledztwie. Wśród nich swoją krytykę zwielokrotnił youtuber Andy Boreham, prowadzący anglojęzyczny kanał "Reports on China". Film twórcy treści z Szanghaju – który jest również opłacany przez chińskie media państwowe – ma już ponad 130 000 wyświetleń. Jego ataki były relacjonowane przez innych influencerów (w tym francuskiego przedsiębiorcę mieszkającego w Chinach, a przed nim youtubera z Hongkongu), a także wielu internautów.

Niektóre publikacje zawierają kilka tysięcy udostępnień i obraźliwe, a nawet groźne komentarze. W ostatnich dniach filmy "Cash Investigation" na YouTube zostały zalane setkami komentarzy w języku chińskim lub angielskim, wzywającymi do aresztowania francuskich dziennikarzy.

W rozmowie z "La Libération", organizacja pozarządowa Reporterzy bez Granic (RSF) potępia"kampanię zastraszania prowadzoną przeciw dwóm francuskim dziennikarzom nękanym w Internecie i zagrożonych śmiercią, którzy teraz obawiają się o swoją integralność fizyczną.

– Jest to niepokojące i niezwykle poważne. Nic nie może usprawiedliwić cybernękania dwóch dziennikarzy i gróźb śmierci pod ich adresem – podaje "La Libération" za RSF.

Ww. organizacja domaga się również śledztwa ze strony prokuratury obawiając się, że trwająca "kampania dyskredytująca" zostanie "wzmocniona przez organy propagandowe chińskiej władzy".RSF zwróciła uwagę, że depesza Xinhua została udostępnionaprzez ambasadę Chin we Francji, na chińskim portalu społecznościowym WeChat.

Na marginesie Reporterzy Bez Granic dodają, iż"Chiny są jednym z największych więzień na świecie dla dziennikarzy i jednym z najbardziej represyjnych krajów pod względem wolności prasy. Rząd ściśle kontroluje informacje poprzez cenzurę, inwigilację i wydalanie zagranicznych przedstawicieli mediów. Jednocześnie Pekin stara się narzucić własną narrację, zarówno poprzez ograniczanie niezależnych śledztw na swoim terytorium, jak i poprzez prowadzenie intensywnej propagandy na arenie międzynarodowej, w tym za pośrednictwem mediów państwowych.

Chińska firma podejrzana o pracę przymusową

W centrum sporu, który przeradza się w sprawę międzynarodową, znajduje się program magazynu śledczego France 2 wyemitowany 6 lutego oraz sekwencja (wyprodukowana we współpracy z portalem "Disclose")poświęcona słynnej francuskiej marce sportowej, a dokładniej jednemu z jej głównych dostawców tekstyliów: Qingdao Jifa. Nazwa tej firmy znajduje się na sporządzonej przez amerykańskich deputowanych liście firm podejrzanych o wykorzystywanie pracy przymusowej Ujgurów.

Jak donosi "La Libération", od 2016 r. aresztowano ponad milion obywateli tej muzułmańskiej populacji w regionie Sinciang. Pod pretekstem walki z terroryzmem są oni wysyłani do obozów reedukacyjnych, gdzie mogą być torturowani, gwałceni i indoktrynowani, jak wynika z zeznań ocalałych. Część robotników jest też przymusowo wysyłana do fabryk (zwłaszcza włókienniczych) na wschodzie kraju.

Decathlon, według "Cash Investigation", jest podejrzany z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, że w jednym z obozów w Sinciangu znajduje się fabryka Xirong, spółki w 100 proc. zależnej od Jifa (do końca 2023 r.), dostawcy francuskiej marki. Podczas gdy Decathlon twierdzi, że nie posiada żadnej odzieży wyprodukowanej przez spółkę zależną Xirong, Stowarzyszenie Przemysłu Tekstylnego Xinjiang w 2021 r. wskazało na swojej stronie internetowej coś zupełnie przeciwnego. Przede wszystkim sprecyzowało, że Decathlon przyznał fabryce dwa "certyfikaty za politykę kadrową i jakość produktów", jak ujawnił "Disclose". Wszystkie te elementy nie są kwestionowane (ani nawet wspominane) przez Andy'ego Borehama ani innych influencerów.

Po drugie, jak sugerują francuskie media, dwie fabryki w Shandong we wschodnich Chinach, gdzie wytwarzane są produkty Decathlonu, skorzystały z programów przymusowych transferów siły roboczej Ujgurów, pracy dzieci oraz wykorzystywały bawełnę z Sinciangu.

To właśnie w tych kwestiach zwolennicy Pekinu kwestionują dochodzenie przeprowadzone przez "Cash Investigation". Główne zarzuty dotyczą trzech fragmentów filmu, z których dwa zostały nakręcone ukrytą kamerą.

Dwunastoletnie dziecko przychodzi pomóc matce w fabryce

Pierwszy z nich dotyczy dwunastoletniego dziecka, sfilmowanego przez dziennikarzy w fabryce. Sekwencji, która, zdaniem przeciwników, została błędnie przedstawiona jako dowód pracy nieletnich. Zgodnie z tłumaczeniem przekazanym "Cash Investigation", dziecko było tam, aby pomóc swojej matce, ponieważ w domu nie było nikogo, kto mógłby się nim zaopiekować. Według Andy'ego Borehama była to inscenizacja. Influencer zapewnia, że dziewczynka czekała na rodzina, a dziennikarz Casha "namówił ją, by usiadła za maszyną do szycia i udawała, że pracuje".

Na filmie natomiast dziewczynka zajmuje stanowisko pracy i z własnej inicjatywy bierze do ręki narzędzie (które nie ma nic wspólnego z maszyną do szycia), jeszcze zanim dziennikarz poprosi ją, by je pokazała. Sekwencja nie obejmuje żadnego cięcia ani montażu. Następnie za pomocą dedykowanego narzędzia bez wahania zapina kilka koszulek polo, co sugeruje, iż nie jest to pierwszy raz, kiedy to robi.

– To, czego Decathlon nie powiedział, który w gruncie rzeczy nie opublikował ani jednego komunikatu prasowego od czasu naszych rewelacji, to fakt, że po naszym dochodzeniu przeprowadzono pilną inspekcję tego zakładu, szczególnie w zakresie pracy dzieci – powiedział Pierre Leibovici z Disclose, z którym skontaktowała się "La Libération". – Gdyby to dziecko tylko się bawiło, skąd wiedziałoby, jak zapiąć guziki ubrań, jak to widzimy na zdjęciach? Nie ma jej tam dla wypoczynku i to nie przypadek, że spotykamy dziecko w fabryce. Zapytaliśmy Decathlon o jego przypadek. Nie odpowiedzieli nam, ale dzień po publikacji wysłali materiały do innych mediów, wyjaśniając, że dziewczynka "została tam tylko przez kilka godzin" – tłumaczy.

Firma wyjaśniła w nich, że pracownica fabryki poprosiła swojego bezpośredniego przełożonego o zgodę na towarzyszenie jej dwunastoletniej córki, ponieważ nie miała "jej z kim zostawić". Decathlon twierdzi także, iż jest w stanie dostarczyć coś, co przedstawia jako kilka wewnętrznych dokumentów z fabryki partnerskiej, które mają uzasadnić obecność dziewczynki w czasie wizyty z ukrytą kamerą.

– Kiedy szła do toalety, zakradła się do warsztatu, aby znaleźć swoją matkę – można przeczytać w jednym z dokumentów, którego nie da się uwierzytelnić.

Akcent Shandong: trudny do przetłumaczenia

Drugi punkt wysunięty przez Andy'ego Borehama i przekazany w depeszy Xinhua dotyczy błędu w tłumaczeniu, który został popełniony przez zespół dochodzeniowy.

"Cash Investigation"miał dostęp do filmu promocyjnego firmy z 2022 r., na którym kierownik ds. rekrutacji Jifa przedstawia firmę. Zgodnie z tłumaczeniem zaproponowanym w raporcie, wyraźnie podkreślono w nim zatrudnianie Ujgurów i Koreańczyków z Północy, tj. "dwóch populacji poddanych pracy przymusowej", jak zauważono w nagraniu programu. Według wielu chińskich relacji, pracownik w rzeczywistości odnosił się do warunków pracy w fabryce, używając chińskich słów, które brzmią jak Xinjiang i Korea Północna, ale które w rzeczywistości nie mają z tym nic wspólnego i przywołują program premii za frekwencję, przewidziany dla nowych pracowników.

Zdaniem kilku tłumaczy, z którymi skontaktowała się "La Libération", tłumaczenie rzeczywiście stanowi problem. Tłumacz przysięgły i dwie inne osoby, których językiem ojczystym jest chiński, wspominają o bardzo wyraźnym akcencie (a nawet dialekcie Shandong), który sprawia, że zdanie jest dla nich "niezrozumiałe" bez żadnego kontekstu.

"Cash Investigation", ze swej strony, przekazał, że poprosił dwóch doświadczonych tłumaczy, jednego z Chin, a drugiego z Francji, aby przetłumaczyli ten film przed emisją.Firma Disreveal poprosiła o to jeszcze trzeciego.

– Wszystkie one zaowocowały tym samym tłumaczeniem – wyjaśnił – skupianie się na debatach na temat tłumaczeń, jak robią to niektórzy prochińscy influencerzy, jest manewrem mającym na celu odwrócenie uwagi opinii publicznej od oskarżeń o pracę przymusową przeciwko grupie Jifa. Nasz dokument gromadzi przede wszystkim wiele dowodów w sprawie tej grupy, która jest już podejrzewana przez Kongres USA oraz ONZ o stosowanie pracy przymusowej Ujgurów – zakomunikowali dziennikarze France 2.

Zestaw zgodnych wskazówek

W rzeczywistości kwestia potencjalnie błędnego tłumaczenia przesłania inne elementy, które obciążają dostawcę Decathlonu.

– Istnieje szereg dowodów potwierdzających to, że grupa Jifa była zaangażowana na wielu poziomach i przez dziesięciolecia w programy pracy przymusowej – mówi Pierre Leibovici.

Decathlon nie może twierdzić, że nie był tego świadomy tego zbrodniczego procederu.

– W marcu 2021 r. Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka jednocześnie wystosowało pismo do obu firm, aby zapytać je o potencjalną obecność pracy przymusowej w ich łańcuchu dostaw – podało "Cash Investigation". – W liście skierowanym do Decathlonu Wysoka Komisja wprost wskazała francuskiej marce, iż otrzymała informację, że ich przedsiębiorstwo może być zaangażowane, poprzez swój łańcuch dostaw (...) w pracę przymusową, arbitralne zatrzymania i handel ludźmi podejrzanymi o przynależność do Ujgurów. Marka odpowiedziała na ten list, po prostu wymieniając swoje "zobowiązania". – uzupełniło w kominikacie.

Jak pisała "La Libération", już w 2020 r. spółka zależna Jifa, z którą Decathlon współpracował do 2019 r., została skazana na pracę przymusową przez Australijski Instytut Polityki Strategicznej:

– Przez lata Decathlon w rzeczywistości pozostawał głuchy na ostrzeżenia wydawane przez Ujgurów, organizacje pozarządowe, naukowców, organizacje zawodowe. Firma zadowala się podkreślaniem swoich "wartości" i wymachiwaniem "certyfikatami", które są bezwartościowe w kraju, w którym praca przymusowa jest subsydiowana przez państwo

90 proc. chińskiej bawełny jest produkowane w Sinciangu

Ostatnia kontrowersyjna kwestia dotyczy faktu, że dyrektorka Jifa w innej fabryce partnerskiej Decathlon miał wskazać, że użyta bawełna "może pochodzić z Sinciangu" (a zatem potencjalnie może być dotknięta pracą przymusową). Jest to poważny problem, ponieważ np. import bawełny z tego regionu do Stanów Zjednoczonych jest zabroniony. Jednak, według Andy'ego Borehama i innych krytyków "Cash Investigation", kobieta wspomniała, że generalnie chińska bawełna może pochodzić z Sinciangu, ale nie mówiła konkretnie o bawełnie używanej przez fabrykę.

– 90 proc. chińskiej bawełny jest produkowane w Sinciangu – mówi Pierre Leibovici. – Jeśli w tej fabryce znajduje się chińska bawełna, istnieje duża szansa, że pochodzi ona stamtąd. Decathlon nigdy nie odpowiedział na to bardzo proste pytanie o jej pochodzenie. Zawsze zadowalał się wykrętem, że ich "bawełna jest oznaczona" – wyjaśnia.

W momencie zakończenia dochodzenia, marka usunęła ze swojej witryny stronę poświęconą zobowiązaniom dotyczącym pochodzenia używanej bawełny.

Dziennikarze są pewni swoich informacji:

– Jest to trwające rok śledztwo, w którym uczestniczy trzech różnych niezależnych badaczy, pracujących nad tematem pracy przymusowej Ujgurów – przekazuje Leibovici.

Decathlon oczywiście "potwierdza jednoznacznie swoje zaangażowanie w poszanowanie praw człowieka i ochronę środowiska we wszystkich aspektach swojej działalności na całym świecie". Według jego zarządu, "wszelkie podejrzenia lub zarzuty, które są sprzeczne z tymi podstawowymi zasadami, są traktowane z najwyższą powagą, a dedykowane zespoły przeprowadzają natychmiastowe i rygorystyczne dochodzenia".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu