Ze zdumieniem patrzę, co robią Biedronka i Lidl

Marek Knitter
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Rozmawiamy z Krzysztofem Pawińskim, prezesem i współwłaścicielem Grupy Maspex. Jak biznesmen widzi potencjał naszego rynku, co z walką cenową Biedronki i Lidla i co z kolejnymi akwizycjami i sprawami przedsiębiorców? Między innymi o tym przeczytacie w wywiadzie dla Strefy Biznesu.
  • Krzysztof Pawiński jest absolwentem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, gdzie uzyskał tytuł doktora nauk technicznych. Zakładając firmę, zaczynał od zera i stanął w szranki z wielkimi, globalnymi korporacjami. Nie tylko dorównał im, ale w niektórych segmentach prześcignął.
  • Maspex Pawińskiego jest największą prywatną firmą w branży spożywczej w Polsce oraz jedną z największych w Europie Środkowo-Wschodniej.
  • W Polsce nie widać optymizmu. Jeszcze nie jesteśmy gotowi do większych zakupów – mówi Pawiński w wywiadzie dla Strefy Biznesu.
  • Wojna cenowa sieci spożywczych. Prezes Maspeksu patrzy ze zdumieniem na to, co robią Biedronka i Lidl.
  • Prezes Pawiński uważa, że powinna powstać jedna horyzontalna, szeroka platforma dla przedsiębiorców.
  • Maspex cały czas analizuje rynek pod kątem ewentualnych akwizycji.

Strefa Biznesu: Jak pan ocenia obecną sytuację w branży spożywczej w Polsce?

Krzysztof Pawiński: Jeżeli spojrzymy przez pryzmat największych sieci handlowych, które raportowały niedawno swoje wyniki finansowe, to widzimy pod jak dużą presją one działają. Jeśli na rynku działoby się dobrze, to ich wyniki również byłyby znacznie lepsze. Nie mamy wzrostów, wydaje się, że osiągnęliśmy stabilizację i efekt „ubitej ziemi”.

Skąd ten pesymizm? Jeszcze niedawno wydawało się, że branża spożywcza osiągnie całkiem spore wzrosty.

W marcu czy kwietniu mieliśmy dwucyfrowe wzrosty, ale przyszedł maj oraz czerwiec i nastąpił silny spadek studzący ten optymizm. Lipiec, a także sierpień okazały się stabilne, ale już bez wzrostów. Wyciągam zatem optymistyczny wniosek, że będziemy mieli od czego się odbić i wybić. Trzeci kwartał jest lepszy niż drugi, co nie znaczy, że będziemy mieli duże wzrosty. Gdy spojrzymy na nasze produkty, to jedne osiągają dobre wyniki, a inne, wciąż są pod presją. Przyczyny są różne. Przykładowo w kategorii napojów i soków koncentrat pomarańczowy podrożał trzykrotnie, więc przełożenie tego na produkt końcowy może wpłynąć na chęć zakupową klienta.

Na rynku pojawiały się opinie, że na nagłym wzroście inflacji producenci zyskują. Jak było w waszym przypadku?

Nasze ceny są stabilne w odniesieniu do poprzedniego roku. Mogą się nieco różnić w niektórych kategoriach, ale nie ma zwyżek kilkunastoprocentowych, jakie mieliśmy przed rokiem czy jeszcze wcześniej. Optymizmu, który dostrzegam na przykład wśród konsumentów w Bułgarii, Rumunii czy na Węgrzech, w Polsce nie widzę. Natomiast ostatnie dwa miesiące są okresem stabilizacji i zakładam, że będzie to jednak stabilny rok.

Dlaczego w naszym kraju konsumenci nagle „przystopowali” skoro wzrost wynagrodzeń już przewyższył poziom inflacji?

W Polsce nie widać tego optymizmu, być może dlatego, że nowe ceny w sklepach jeszcze konsumentów nieco zniechęcają i choć płace przewyższają obecnie poziom inflacji, to jeszcze nie jesteśmy gotowi do większych zakupów. Jest tu więc pewna psychologia i lęk, jaki jeszcze w nas jest, hamuje chęci do wydatków i zakupów. Nasze umowy z odbiorcami produktów mają najczęściej zapisy, w których gwarantujemy cenę przez określony czas. Wzrost kosztów wytworzenia dotyka nas bardzo dynamicznie, a my te ceny możemy przenieść na rynek dopiero z opóźnieniem co najmniej kwartału. Dlatego nagły wzrost inflacji był dla naszej branży bardzo niekorzystny tak samo, jak dla konsumentów.

Jak ocenia pan walkę cenową, jaką prowadzą między sobą Biedronka i Lidl?

Patrzę na to z pewnym zdumieniem, ale nie będę tego komentował. Myślę, że proces erozji cen nie jest konstruktywny. Nie uważam, żeby budował rynek i nie uważam, żeby to było długofalowo dobre dla konsumenta. Dostrzegam tu utratę kompasu cenowego, bo promocje czasami są bardzo głębokie. Ma to zapewne chwilowe oddziaływanie, ale czy to buduje nam stabilnego klienta? Nie jestem pewien, choć my operujemy na poziomie producent-odbiorca, którym jest sklep lub sieć i nie decydujemy o ostatecznych cenach na półkach.

W tym roku przejęliście kultową czeską markę – Becherovka. Czy jesteście w trakcie przejęcia kolejnego ciekawego brandu bądź firmy?

Transakcje dotyczące przejęć nie mają charakteru planowego. Skuteczność w tym segmencie jest bardzo niska. Trzeba przeanalizować dziesiątki projektów, żeby coś odpowiedniego znaleźć. Niezależnie od sytuacji w gospodarce, różne rozmowy się toczą i nasz zespół do spraw M&A cały czas pracuje. Czasami ten okres od rozpoczęcia rozmów do jego finalnej realizacji potrafi trwać kilka lat, a czasami udaje nam się coś wartościowego przejąć raz za razem, tak jak to się stało w ostatnim czasie. Jesteśmy dopiero po niedawnym przejęciu marki Becherovka wraz z zakładem w Czechach. Jest to kultowy brand, z którym wiążemy duże nadzieje w części alkoholowej naszego biznesu. Ta transakcja dobrze oddaje nasze podejście do ekspansji zagranicznej. Pernod Ricard sprzedał nam Becherovkę, ponieważ chce się skupić wyłącznie na markach globalnych. Z kolei my interesujemy się regionalnymi markami. Uważamy, że mają one fajny potencjał, są bardzo wyraziste i nie mamy aspiracji bycia graczem globalnym. Natomiast nasze ambicje geograficzne oczywiście wychodzą poza Polskę, więc kupno Becherovki jest dobrą transakcją, która umożliwia nam zaistnienie na sąsiadującym, zagranicznym rynku alkoholowym z już bardzo rozpoznawalnym i pożądanym produktem. Czujemy się dobrze z takimi markami i potrafimy je rozwijać. W Polsce jesteśmy już wyłącznym dystrybutorem marki Jägermeister, który jest w tym samym segmencie artykułów co Becherovka, ale każdy z tych produktów ma swoich zwolenników i widzimy miejsce dla obu tych marek w naszym portfolio.

Uważa pan, że polskie przedsiębiorstwa są dobrze reprezentowane przez organizacje biznesu? Wydaje się, iż jest ich bardzo dużo i ciągle ich przybywa.

Jest kilka organizacji reprezentatywnych dla przedsiębiorców w Polsce, które występują w Radzie Dialogu Społecznego. My współpracujemy z Konfederacją Lewiatan, gdzie jestem w zarządzie, która bardzo dobrze spełnia swoją rolę. Mamy jeszcze Pracodawców RP i kilka innych organizacji, które poprzez swoje działania wspierają firmy. Czy to, że one są podzielone, jest dobre? Nie sądzę, aby ten głos był, przez to bardziej słyszany. Podział wynika z pewnych zaszłości historycznych i pewnie dla nas byłoby lepiej, jakby były one skonsolidowane, wtedy nasz głos zapewne byłby bardziej słyszalny.

To jednak nie koniec organizacji, bo jeszcze są branżowe, w których zapewne jesteście bardzo aktywni, choćby w kwestiach związanych z ustawą kaucyjną.

Tak, rzeczywiście mamy kilka bardzo dobrych organizacji branżowych, jak np. Krajowa Unia Producentów Soków, która posiada silne kompetencje dotyczące wąskiego segmentu, ale to ważne, aby być na bieżąco z pewnymi przepisami czy regulacjami. Są również inne np. Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy, a także Polska Federacja Producentów Żywności, gdzie pracujemy nad systemem kaucyjnym, który jest gigantycznym przyszłorocznym wyzwaniem. Branżowe organizacje dają nam silny głos, a w przypadku szerokiego biznesu jest nieco słabiej. Do tego dochodzą, jeszcze punktowe inicjatywy, które działają zadaniowo. Moim zdaniem powinna powstać jednak horyzontalna, szeroka platforma dla przedsiębiorców.

Myśli pan o sukcesji w swojej firmie? Czy przygotowujecie się do takich zmian w organizacji?

W budowaniu biznesu wyznaję model 4xP: najpierw firma musi powstać, potem musi przetrwać, przeskalować się, a na końcu musi zostać przekazana. Na pewno te trzy pierwsze etapy udało nam się już przejść. Jeżeli chodzi o samo przekazanie to, żeby mogło ono nastąpić, musi dojść do fundamentalnej zmiany w firmie, jaką jest przejście na zarząd menedżerski. To się u nas wydarzyło. Dla mnie pewnikiem, co do dalszego ciągu funkcjonowania operacyjnego firmy, jest to, że to była sukcesja menadżerska, prowadzona w sposób rozsądny, wyważony i skorygowany. W naszym przekonaniu jesteśmy dobrze przygotowani, aby przejść do finalizacji. Odpowiednie osoby w naszej firmie już są, pracują i prowadzą biznes. Jeśli chodzi o moją rolę, to myślę, że jeszcze kilka lat, do tzw. emerytury, pozostanę aktywny w firmie.

Gdzie lokuje pan swoje prywatne pieniądze? Czy angażuje się pan także w zupełnie inne projekty niż te, które prowadzi Maspex?

Uważam, że nigdzie indziej tak dobrze nie pracują moje pieniądze, jak właśnie we własnym biznesie. Co więcej, takiego zdania są także moi wspólnicy. Czyli środki z dywidend, jakie otrzymujemy, w większości zostają w firmie np. w formie programów obligacyjnych. Nie mam istotnych zaangażowań kapitałowych na zewnątrz. Jeżeli chodzi o projekt nieruchomościowy w Katowicach, to jestem biernym inwestorem. Kiedyś zaangażowałem się w ten pomysł, który w ciągu kilku lat nagle przerodził się w jeszcze większe przedsięwzięcie. Jest ono prowadzone przez rozsądnych ludzi, którzy tym kierują. Mnie operacyjnie to nie angażuje. Skupiam się wyłącznie na swoim biznesie i nie mam za wiele czasu, aby rozwijać inne firmy. Inwestuje swoje środki przede wszystkim w rozwój Maspeksu.

Z prezesem Maspeksu porozmawialiśmy także o cenach energii i surowców, materiał na temat jeszcze w tym tygodniu w Strefie Ekologii, nowym serwisie Strefy Biznesu.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu