Co czeka rynek pracy w Polsce? Ekspert: Drastyczny wzrost bezrobocia nam nie grozi

Maciej Badowski
– Moim zdaniem powinno dojść do wytworzenia się większego balansu na rynku pracy – mówi Kubisiak.
– Moim zdaniem powinno dojść do wytworzenia się większego balansu na rynku pracy – mówi Kubisiak. Przemyslaw Swiderski/ Polska Press
Rynek pracy znajduje się obecnie w ciekawym momencie. Czas największej presji płacowej związanej m.in. z wysoką inflacją już za nami, bezrobocie na razie utrzymuje się na stałym, niskim poziomie, ale na rynku pojawiają się pierwsze oznaki recesji. Jednak zadaniem ekspertów, jeśli chodzi o sam rynek pracy, to najprawdopodobniej będzie on tym elementem gospodarki, który to spowolnienie odczuje najpóźniej, ponieważ trochę inaczej przeszedł on okres kryzysu pandemicznego, niż miało to miejsce w gospodarkach zachodnich.

Rynek pracy dobrze sobie poradził z pandemią

– W okresie pandemii COVID-19, bezrobocie w Polsce wzrosło praktycznie tylko w drugim kwartale 2020 roku i wtedy też spadły poziomy zatrudnienia – tłumaczy w rozmowie ze Strefą Biznesu Andrzej Kubisiak, ekspert polskiego instytutu Ekonomicznego. – Natomiast było to czasowe i zamknęło się w jednym kwartale – dodaje.

Ekspert podkreśla, że w dalszej części kryzysu pandemicznego odnotowaliśmy niskie poziomy bezrobocia przy wzroście poziomów zatrudnienia. Jego zdaniem Polska była praktycznie jedynym krajem w 2020 roku, który w takiej sytuacji się znalazł.

Z kolei w 2021 roku, kiedy likwidowano lockdowny, poziomy szczepień pozwoliły na otwarcie gospodarek. Większość krajów zaczęła bardzo dynamicznie odrabiać straty, jeżeli chodzi o poziomy zatrudnienia. – W Polsce tych strat odrabiać nie musieliśmy, ponieważ te poziomy dalej rosły i to w bardzo szybkim tempie – wyjaśnia.

– To spowodowało, że w to spowolnienie z którym mamy obecnie do czynienia, wchodzimy w sytuacji, kiedy mamy historycznie najniższe poziomy bezrobocia, najwyższe poziomy, jeżeli chodzi o liczbę wakatów w gospodarce oraz najwyższe poziomy jeżeli chodzi o raportowane niedobory kadrowe, które są zgłaszane przez przedsiębiorców – tłumaczy Kubisiak.

Podwyżki stały się faktem

– Jeszcze kilka tygodni temu oczekiwanie podwyżek wśród pracowników, którzy motywowali je inflacją i wzrostem cen, było powszechnym zjawiskiem. Pracodawcy, którzy wciąż mierzą się z deficytem kadrowym, najczęściej reagowali pozytywnie na takie oczekiwania podwładnych. Podwyżki stały się faktem – wyjaśnia nam Kinga Marczak, General Manager w HRS-IT. – W efekcie przeciętne wynagrodzenie w drugim kwartale br. wyniosło 6156 zł brutto, co oznacza wzrost o 12 proc. w ciągu roku – podaje powołując się na dane GUS.

Jednocześnie podkreśla, że jest to znacząca zmiana, ale warto pamiętać, że w tym samym czasie ceny różnych produktów w sklepach skoczyły przeciętnie o 14 proc. –Wyższe płace nie rekompensują więc w pełni rosnących kosztów życia – zauważa.

Niskie bezrobocie zostanie z nami na dłużej

– Cieszmy się z niskiego bezrobocia ale musimy pamiętać, że to niskie bezrobocie jest w dużej mierze elementem strukturalnych cech polskiego rynku pracy po stronie podażowej. Kryzys demograficzny i starzenie się zasobów pracy jest ogromnym wyzwaniem o którym niestety się mówi się już dużo mniej – tłumaczy w rozmowie ze Strefą Biznesu Profesor Jacek Męcina, Doradca Zarządu Konfederacji Lewiatan, Uniwersytet Warszawski.

Podobnego zdania jest Kubisiak, który przyznaje, że spowolnienie gospodarcze będzie się przekładało na to, że tych rekordowo niskich poziomów bezrobocia nie utrzymamy ale ich utrzymywanie na dłuższa metę nie jest tez dobre z perspektywy ogólnogospodarczej.

– Moim zdaniem powinno dojść do wytworzenia się większego balansu na rynku pracy. Dzisiaj mamy ogromną przewagę popytu nad podażą. Ten popyt będzie malał w wyniku spowolnienia gospodarczego, przy malejącej podaży pracy – podkreśla.

Ekspert przypomina, że podaż pracy obejmuje także liczbę osób na rynku pracy, która nam maleje ze względu na demografię. W warunkach malejącej podaży długoterminowo, dlatego jego zdaniem, osłabienie popytu nie będzie się przekładało na radykalne wzrosty bezrobocia. Firmy będą musiały kalkulować i planować, co zresztą robiły w okresie pandemii COVID-19, jak będą działały, kiedy przyjdzie odbicie gospodarcze. – Pojawi się moment oddechu, po trudnym czasie spowolnienia, to wtedy będą musiały tych pracowników znaleźć na rynku, a zdają sobie sprawę z tego, że może ich fizycznie brakować – zaznacza.

W związku z tym nie powinniśmy się spodziewać drastycznego pójścia w stronę ścieżki zwolnień, szczególnie, że firmy wiedzą, że w przyszłości tych pracowników będzie ciężko pozyskać.

– Oczywiście nie mówię o firmach, które znajdują się na krawędzi utrzymania, ponieważ są to zupełnie inne sytuacje, ale mówię o firmach, które mogą wpaść w pewne „turbulencje” – mówi i dodaje, że przedsiębiorstwa będą kalkulować tak, aby to zatrudnienie starać się utrzymać.

Z tego powodu nie powinniśmy się spodziewać radykalnych zmian w przypadku bezrobocia, chociaż ono na pewno delikatnie wzrośnie. Czy to z czynników sezonowych, czy to z czynników cyklu koniunkturalnego, to jednak nadal będzie się utrzymywać na niskich poziomach.

Prof. Męcina przyznaje, że spowolnienie gospodarki jest już ewidentne i może się zwiększać ale jego zdaniem, nawet przy znacznym spowolnieniu krajowa gospodarka nie odczuwała zagrożenia wzrostem bezrobocia. – Stały odpływ siły roboczej do stanu bierności zawodowej związanej z emeryturami i starzenie się zasobów pracy w Polsce będzie powodować to, że nie czeka nas eksplozja bezrobocia, porównywalna do tego, co działo się na polskim rynku pracy, chociażby dziesięć lat temu – przyznaje.

– Spodziewamy się, że w tym roku będzie to wynik oscylujący niewiele powyżej 5 proc., jeżeli chodzi o bezrobocie liczone metoda krajową. Nie spodziewamy się radykalnych wzrostów bezrobocia w kolejnych kwartałach – prognozuje Kubisiak.

Z kolei Marczak wskazuje, że w minionych latach w wyniku pandemii w gospodarkę wpompowano duże ilości pieniędzy, które pozwoliły utrzymać niskie bezrobocie i dobrą pozycję pracowników na rynku. To sprawiło, że spowolnienie odsunęło się w czasie i dopiero obecnie zaczynamy mieć z nim do czynienia.

Presja płacowa hamuje, ale nie wszędzie

Ekspertka przyznaje, że wyższe pensje i oczekiwania pracowników szły w parze z rosnącymi kosztami działalności, związanymi m.in. cenami energii. Duża presja na pracodawcach utrzymywała się przez wiele miesięcy, ale teraz zaczyna odpuszczać.

Zdaniem eksperta PIE, to co widzieliśmy w pierwszej połowie 2022 roku, czyli tę bardzo silną presję płacową, mamy już za sobą. – Wielu pracowników ruszyło po podwyżki, gdzie widzieliśmy wzrosty nominalne, jeżeli chodzi o wzrosty wynagrodzeń na poziomie dwucyfrowym, to te czasy nie będą w stanie się utrzymać. Teraz będziemy funkcjonować w czasach, w których firmy raczej będą miały trudności finansowe, gdzie będą miały trudności z tym, żeby na tyle mocno konkurować na rynku pracy na bazie płacowej, jak to miało miejsce w pierwszej połowie tego roku – uważa Kubisiak.

Jak przyznaje, w tych warunkach i w tym otoczeniu trudno się spodziewać, żeby pojawiły się tutaj jakieś mechanizmy, które spowodowałyby to utrzymanie tej silnej presji płacowej i możliwości negocjowania dalszych podwyżek.

– Firmy odczuwają już m.in. powoli spadającą presję płacową. Z Szybkiego Monitoringu NBP wynika też, że drugi kwartał z rzędu zmniejszył się udział firm mających wakaty oraz udział przedsiębiorstw planujących wzrost zatrudnienia w horyzoncie kolejnych trzech miesięcy. Warto jednak zauważyć, że taka sytuacja nie dotyczy wszystkich sektorów – podkreśla ekspertka.

Jednocześnie nie ukrywa, że oczekiwanie podwyżek faktycznie jest zdecydowanie mniejsze, gdy weźmiemy pod uwagę wyższych specjalistów i branże, w których pracują głównie takie osoby. Jednak są sektory, w których potrzeba podnoszenia płac z pewnością nie spadła.

Kubisiak natomiast wskazuje, że powinniśmy się spodziewać pewnego wyhamowania na rynku pracy. W otoczeniu spowolnienia gospodarczego, w przypadku liczby tworzonych miejsc pracy ta zmiana pracy nie będzie tak prosta, jak miało to miejsce wcześniej.

– Dotychczas ta możliwość była ułatwiona ze względu na to, że na rynku było dużo ofert, a z drugiej strony brakowało kandydatów. W warunkach, kiedy niedobory kadrowe będą się utrzymywać, a ofert nie bezie tak dużo, to również będziemy mieć do czynienia z sytuacja w której trudniej będzie rotować pomiędzy firmami i trudniej będzie podnosić swoje wygrodzenie – mówi.

– Widzimy gigantyczny niedobór pracowników niższych szczebli. Chodzi przede wszystkim o produkcję i logistykę, w których rąk do pracy zdecydowanie brakuje. Pamiętajmy, że w wyniku agresji Rosji na Ukrainę z naszego kraju odpłynęło ok. 500 tys. mężczyzn, którzy zapełniali wakaty w fabrykach, dużych zakładach produkcyjnych, czy na budowach – wymienia i podkreśla, że tych osób brakuje na polskim rynku pracy.

Z danych Straży Granicznej wynika, że od początku wojny granicę z Polską przekroczyło 5,41 mln uchodźców wojennych, to część z nich była u nas jedynie tranzytem lub podjęła już decyzję o powrocie. Najbardziej wiarygodne są dane z systemu PESEL, które mówią o tym, że w Polsce przebywa ok. 1,3 mln uchodźców z Ukrainy.

Jednak ekspertka przyznaje, że zdecydowana większość z tych osób to kobiety i dzieci, a ponad połowa dorosłych ma wyższe wykształcenie. – Co oznacza, że znaczna część z nich poszukuje innych rodzajów zatrudnienia niż te, w których są największe niedobory. Polski rynek pracy wchłonął ok. 380 tys. uchodźców, ale nie pozwoliło to zapełnić wakatów w sektorach, w których rąk do pracy brakuje najbardziej – mówi.

– Z dostępnych danych wiemy, że uchodźcy podejmowali pracę m.in. w hotelarstwie, gastronomii i usługach. W efekcie branże takie jak produkcja i logistyka nie odnotowują spadku presji płacowej. Co więcej, widzimy, że wiele z takich firm już teraz ma w planach podwyżki pensji jesienią i nie zamierza czekać na podniesienie najniższego wynagrodzenia przez państwo, chcąc zatrzymać i przyciągnąć kadrę. W tych sektorach presja płacowa utrzyma się także w kolejnych miesiącach – przewiduje.

W tym kontekście prof. Męcina podkreśla, że Ukraińcy dla polskiego rynku pracy są „pewnym dobrodziejstwem”, ponieważ od ponad dekady polska gospodarka jest uzależniona od zasobów migracyjnych i to uzależnienie będzie potęgowane wspomnianą trudną sytuacją demograficzną.

– Mam pewne zastrzeżenie do polityki państwa w tym zakresie, ponieważ zbyt mało zrobiliśmy aby zachęcać uchodźców z Ukrainy do aktywności na naszym rynku pracy. Problem jest złożony, ponieważ dotyczy właściwych warunków mieszkaniowych, opieki nad dziećmi – przyznaje. – Mówi się o tym coraz więcej ale robi się stosunkowo mało – dodaje.

To działanie, jego zdaniem, powinno być jednym z priorytetów, zważywszy, że część uchodźców to osoby wysoko wykwalifikowane. – Dlatego moglibyśmy dzięki zachętom do podejmowania pracy zdobyć wartościowych pracowników i specjalistów – mówi.

Kompetencje cyfrowe na wagę złota

Jednym z problemów polskiego rynku pracy są pewne niedopasowania strukturalne, które być może nie ujawniają się jeszcze z taką siłą ale to będzie się zmieniało, przede wszystkim ze względu na czekające nas procesy transformacji technologicznej. Prof. Męcina, przytaczając dane UE, zauważa, że Polska jest krajem stosunkowo mało zaawansowanym jeśli chodzi o kompetencje cyfrowe. To w przyszłości może przekładać się na problemy z zatrudnieniem, zwłaszcza wtedy, gdy dominować będzie zapotrzebowanie na pracowników, którzy będą posiadać te kompetencje cyfrowe.

Według danych Pracuj.pl liczba ofert pracy wymagających kompetencji cyfrowych stale rośnie. W I półroczu 2022 roku aż 36 proc. ogłoszeń na Pracuj.pl dotyczyło specjalizacji, w których kompetencje cyfrowe odgrywają szczególną rolę. Co więcej, liczba tego typu ofert wzrosła o ponad połowę w ciągu roku.

– Ostatnie 2,5 roku to okres, w którym ewolucja rynku pracy w kierunku bardziej cyfrowej, wirtualnej rzeczywistości zawodowej znacząco przyspieszyła – mówi nam Aleksandra Skwarska, Pracuj.pl. – Co więcej, osoby posiadające cyfrowe kompetencje mogą wybierać w rosnącej liczbie ofert. Porównując I półrocze bieżącego roku do poprzedniego, zauważyliśmy, że wystąpił 51 proc. wzrost ogłoszeń o pracę wymagających umiejętności cyfrowych – dodaje.

Należy pamiętać, że w Polsce istotnym wyzwaniem jest nie tylko szeroko komentowany niedobór kadr dla branży IT. Digitalny charakter pracy sprawia, że w innych branżach dynamicznie rośnie popyt na umiejętności cyfrowe pracowników. Potwierdzają to dane Eurostatu, który  prognozuje, że do 2030 roku 80 proc. obywateli Unii Europejskiej w wieku produkcyjnym będzie musiało posiadać umiejętności cyfrowe na przynajmniej podstawowym poziomie, by zdobyć pracę.

– Dane Eurostatu o posiadanych kompetencjach cyfrowych nie są optymistyczne dla Polski. Wynika z nich, że tylko 43 proc. Polaków w wieku 16-74 lata posiada umiejętności cyfrowe na podstawowym poziomie. Jest to trzeci najniższy wynik w Unii Europejskiej. Co interesujące, z badań Pracuj.pl wynika, że Polacy dość optymistycznie oceniają swoje kompetencje w tym zakresie - dwóch na trzech Polaków pozytywnie oceniło swoje umiejętności cyfrowe – podkreśla Skwarska.

Jej zdaniem, niewątpliwie osoby, które posiadają i rozwijają kompetencje cyfrowe, są cenniejszymi kandydatami w oczach rekruterów i już dziś mogą liczyć na znacznie większy wybór ofert zatrudnienia, lepsze warunki pracy czy wynagrodzenie. – W przyszłości te zjawiska będą nabierać mocy – podsumowuje.

Inflacja zmienia model pracy

W ostatnich miesiącach jednym z podstawowych oczekiwań pracowników w trakcie rekrutacji na nowe stanowisko była możliwość pracy zdalnej lub hybrydowej. I choć biuro pozostawało pożądanym elementem życia zawodowego, to praca zdalna stała się nieodłączną częścią ofert rekrutacyjnych. Większość pracowników chciała spędzać mniej więcej połowę czasu pracy w domu, a połowę w firmie. Z badania Personnel Service wynikało też, że pracownicy oczekiwali jednego dnia pracy zdalnej w tygodniu, ale zagwarantowanego ustawowo. Obecnie zaczyna się to nieco zmieniać.

– Poszukujący zatrudnienia coraz przychylniejszym okiem patrzą na możliwość pracy z biura. Dzieje się tak szczególnie w przypadku osób, które mają do pracy blisko, mieszkają w dużych miastach, po których można sprawnie poruszać się komunikacją miejską lub samochodem. To efekt coraz wyższych kosztów życia, które pociągają za sobą wyższe ceny pracy w domu – zwraca uwagę Marczak.

Ekspertka wylicza, że zdalne wykonywanie obowiązków zawodowych na home office to wyższe zużycie wody, prądu, ogrzewania, czy nawet kawy. Szczególnie osoby przed 30-stką, na tak zwanym dorobku, poszukują tego typu oszczędności częściej wybierając pracę z biura.

– Z kolei odwrotną tendencję obserwujemy wśród osób, które do pracy muszą sporo dojeżdżać, głównie samochodem, bo np. mieszkają pod miastem. Tacy pracownicy częściej poszukują zatrudnienia, które da im możliwość pracy zdalnej w szerszym wymiarze. W ten sposób są w stanie zaoszczędzić na kosztach dojazdu, które w ostatnim czasie wzrosły. Obecnie każda tego typu oszczędność ma coraz większe znaczenie dla budżetu domowego – tłumaczy.

Rynek IT na razie opiera się zmianom

Ogólne prognozy dla rynku pracy nie są obecnie szczególnie optymistyczne, ale są branże których dobra passa trwa cały czas. Takim sektorem jest IT. To wśród osób z tego sektora jeszcze wiosną br. wynagrodzenia rosły najszybciej i można było w nich świetnie zarobić.

– Zadowolenie było tak duże, że niemal jedna czwarta Polaków brała pod uwagę przebranżowienie do IT, wynikało z danych Evolution. Obecnie niedobór pracowników w tej branży dalej się utrzymuje i każdy talent pozostaje na wagę złota. Wzrost płac nieco zwolnił, ale może to być związane z okresem urlopowym, podobnie jak w poprzednich latach – mówi Marczak.

Z ostatnich danych Komisji Europejskiej zawartych w raporcie DESI wynika, że w naszym kraju brakuje 50 tys. informatyków. Tak duży niedobór rąk do pracy sprawia, że możemy liczyć na powrót wysokiego tempa wzrostu płac już jesienią. Ekspertka podkreśla, że firmy nie zamierzają wstrzymywać inwestycji w sektor IT. – Z danych Gartner wynika, że niemal 8 na 10 dyrektorów finansowych w firmach planuje zwiększyć lub utrzymać inwestycje w IT w tym i kolejnym roku. A połowa z nich przyznała, że nie zmieni swojego podejścia nawet, jeśli wysoka inflacja się utrzyma. Nasze aktualne obserwacje to potwierdzają. Mimo wzrostu cen i kosztów funkcjonowania firm, nie widzimy wstrzymania inwestycji w IT – dodaje.

Jednak sytuacja w sektorze w kolejnych kwartałach w dużej mierze zależeć będzie od poziomu recesji, z którym będziemy mieli do czynienia w gospodarce. Choć IT dzielnie opierał się niekorzystnym czynnikom, z którymi spotykaliśmy się np. w pandemii, to nie obyło się bez strat.

– W wyniku Covid-19 i związanych z nim zawirowań gospodarczych, jedna z dużych marek automotive, której oddział znajduje się w Polsce, zlikwidowała swój lokalny dział IT. Szukając oszczędności firma postanowiła skoncentrować się na rozwoju swojej centrali, redukując inwestycje ponoszone poza nią. Dlatego w przypadku znacznego spowolnienia w polskiej gospodarce możemy spodziewać się, że szczególnie lokalne oddziały, małe firmy i startupy IT odczują związane z nim straty. Na szczęście na razie jeszcze takich tendencji nie widzimy – podsumowuje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najem krótkoterminowy - czy zmienią się zasady?

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Z
Zbigniew Rusek
pragnąłbym, by zwolnienia grupowe (a nawt masowe) dotyczyły pracowników biurowych - zarowno urzedników, jak i korposzczurów. Z pracy biurowej nie ma pożytku a nieraz jest ona szkodliwa społecznie (biurokracja, szkodliwe decyzje podejmowane zza urzędniczego biurka), nie wytwarza ona dochodu narodowego i ludzie siedzacy za biurkami powinni stanowić WĄSKI margines ogółu zatrudnionych. W Krakowie - niestety - stanowią oni większośc pracujących, co jest poważną patologią. Zwolnienia grupowe powinny dotyczyć pracowników biurowych!!! Precz z biurami i biurokracją! Order dla robotnika i prawdziwego inteligenta (naukowca, nauczyciela, lekarza, inżyniera...), a nie dla urzędnika.
Wróć na strefabiznesu.pl Strefa Biznesu