Tym razem jednak rzeczywiście ciężko było przewidzieć całą serię niekorzystnych zdarzeń. Trzeba by było najpierw otrzymać informacje od meteorologów, że z powodu nadmiernego ogrzania Morza Śródziemnego utworzy się niż, który z kolei zaowocuje ogromnymi opadami w Europie Środkowej, a te ostatecznie zamienią się w powódź. No i do tego, że część Polski zaleje akurat po letniej suszy, która już wcześniej tę gospodarkę trochę sponiewiera. Żeby była jasność: nie od tego jest Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Państwowy Instytut Badawczy, by ostrzegać przed takim ryzykiem bank centralny.
No, ale załóżmy, że ta żmudna – nazwijmy ją: quasi wywiadowczo-analityczna – praca zostałaby jednak wykonana. Okazuje się, że i to za mało. Bo po wszystkim należałoby również zlekceważyć oświadczenie I polityka RP, „że prognozy nie są przesadnie alarmujące”. Dalej byłoby co prawda nieco łatwiej – można by było przewidzieć, że ktoś, kto nie powinien spuszczać wody, zrobi to, a ci, którzy powinni ją wcześniej uwolnić ze zbiorników, tego jednak nie zrobią. Halo! Żyjemy w Polsce – tego akurat można było się spodziewać. No dobrze, koniec z żartami, bo sprawa jest poważna.
Teraz nadszedł czas, by zebrał się Departament Analiz i Badań Ekonomicznych (DABE) NBP i rozpoczął analizy dotyczące wpływu powodzi na gospodarkę, w tym w szczególności na poziom inflacji. W innym wypadku trzeba będzie założyć, że drożej po prostu być musi, wszak stało się coś złego. A jak już każdy Kowalski to sobie profesjonalnie policzy, to w kolejnym kroku szybko ograniczy też wydatki, szczęśliwie nieco powstrzymując drożyznę, ale też rujnując przy okazji PKB. Nie ma zatem na co czekać, drogi banku centralny.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!
