Spis treści
- Nie tylko kredyt we frankach można unieważnić
- „Drogie” sankcje kredytu darmowego dla banków
- Kolejne ciemne chmury nad sektorem bankowym – kredyty i pożyczki oparte o wskaźnik WIBOR
- ZBP zwraca uwagę, że takie kredyty dla konsumentów funkcjonowały nie tylko w Polsce
- Banki mają w ostatnim czasie złą passę? Znany prezes banku dolewa oliwy do ognia
Sądy w dużych miastach są zasypane pozwami od kredytobiorców frankowych, a czas nie jest tutaj sprzymierzeńcem banków, ponieważ rosną jednocześnie odsetki. Jeżeli sprawa trwa kilka lat, to te odsetki, które w wyniku orzeczenia korzystnego dla frankowicza, bank musi zwrócić niejednokrotnie bardzo odsetki. Do tego dochodzą jeszcze kwoty wynikające z ewentualnej nadpłaty samego kredytu. Tymczasem kancelarie prawne stoją na stanowisku, że tylko proces sądowy a nie ewentualnie ugoda przedsądowa z bankiem pozwala na odzyskanie wszystkich należnych kwot przez kredytobiorcę.
Według Biura Informacji Kredytowej, obecnie 899 tys. Polaków spłaca 529 tys. kredytów frankowych. Łączna kwota wynikająca z tych kredytów hipotecznych wynosi prawie 140,12 miliardów złotych. Szacuje się, że sądy rozpatrują obecnie ponad 200 tys. pozwów zgłoszonych przez klientów w związku ze sprawami kredytów frankowych.
- Zachęcam każdego kredytobiorcę, który jeszcze nie podjął decyzji, a posiada kredyt we frankach, aby skorzystał z drogi sądowej. Trudno obecnie nie wygrać takiej sprawy, gdyż w ostatnich latach to orzecznictwo się ukształtowało z korzyścią dla kredytobiorców. Szacuje się, że 97 procent spraw jest osądzonych na korzyść kredytobiorców, a te pozostałe 3 procenty stanowią sprawy z pierwszej instancji, które potem i tak kończą się korzystanie dla frankowicza w drugiej instancji. Jest to w zasadzie jedyny sposób, aby odzyskać kwotę nadpłaty, czyli kwotę, którą klient opłacił powyżej kapitału. Proces sądowy daje gwarancję uzyskania w całości takiej nadpłaty – powiedziała adwokat Ewa Draga-Buchta, prowadząca Indywidualną Kancelarię Adwokacką w Katowicach, specjalizującą się w unieważnianiu kredytów we frankach i w kredytach złotowych, podczas debaty na EKG w Katowicach.
Według niej takie ostateczne orzeczenia sądowe są dużo korzystniejsze niż to, co banki proponują w ugodach przedsądowych kredytobiorcom. Jej zdaniem nawet kredyt, który został spłacony wiele lat temu, np. dziesięć lat wcześniej może być wzruszony.
Zdaniem prawników czas rozpatrywania jest różny ze względu na miejsce złożenia pozwu przeciwko bankowi.
- Sprawy w pierwszej instancji w takich miastach jak Katowice czy Sosnowiec mogą zakończyć się w ciągu roku. W przypadku drugiej instancji to czas oczekiwania może wynieść niestety około dwóch lat, ale pozytywnym aspektem jest to, że coraz więcej banków odstępuje od składania apelacji. W takiej sytuacji sprawa kończy się orzeczeniem już w pierwszej instancji. Z drugiej strony mamy takie miasta jak Warszawa gdzie mamy klientów, którzy na rozstrzygnięcie muszą czekać nawet 5 lat – zwrócił uwagę radca prawny Michał Grabek (właściciel Kancelarii Grabek, specjalizującej się w sporach z bankami).
Nie tylko kredyt we frankach można unieważnić
Dokładna liczba osób spłacających kredyty hipoteczne w jenach, czy w euro w Polsce jest trudna do ustalenia, ponieważ brak jest oficjalnych danych na ten temat. Niemniej prawnicy odnotowują również i takie sprawy w swoich kancelariach.
- Obecnie sporo jest spraw związanych z walutą euro. Sędziowie w Katowicach czy w Krakowie czyli tam gdzie prowadzimy takie sprawy twierdzą, że te umowy są oparte na takiej samej zasadzie co kredyty frakowe i w zasadzie nie ma znaczenia tutaj waluta kredytu. Umowy są bardzo podobne i zawierają także klauzule abuzywne - powiedziała mecenas Beata Turkowska z kancelarii Lexnord, Dorota Pilarczyk i Współpracownicy.
„Drogie” sankcje kredytu darmowego dla banków
Sankcja kredytu darmowego (SKD) przysługuje kredytobiorcom będącym konsumentami, czyli nie przysługuje ona przedsiębiorcom, czy osobom, które prowadzą działalność gospodarczą i zaciągają kredyt na sprawy związane z prowadzoną przez nich działalnością gospodarczą. Kwota kredytu wskazana w umowie nie może przekraczać kwoty 255 550 zł, bądź równowartość tej kwoty w walucie obcej. Z sankcji można skorzystać w umowach zawartych po dniu 18 grudnia 2011 roku, bowiem tego dnia weszła w życie ustawa o kredycie konsumenckim.
Jednocześnie mecenas Beata Turkowska, zwraca uwagą, że osoby, które wzięły pożyczkę przed 2011 rokiem również mogą skorzystać z SKD, z tym, że ustawa z 2001 roku wprowadzała ograniczenia kwotowe do 80 tys. zł.
- Szacuje się, że obecnie jest kilkanaście tysięcy takich spraw w sądach i ta liczba będzie się zwiększać. W ubiegłym roku zostało skierowanych wiele zapytań z sądów polskich, tzw. pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotyczących kwestii Sankcji Kredytu Darmowego. Myślę, że to jest dosyć znaczące, ponieważ wskazuje też na to, że sądy polskie również powzięły wątpliwości w tym zakresie – powiedziała także mecenas Beata Turkowska podczas debaty na EKG w Katowicach.
Skorzystanie z takiej sankcji powoduje dla kredytobiorcy dwojakiego rodzaju korzyści, a dla banku bolesną stratę. Jeżeli są to umowy trwające to klient może domagać się zwrotu od banku odsetek, które do chwili oświadczenia zapłacił oraz prowizji. Jednocześnie w przypadku uwzględnienia tej sankcji korzyścią jest to, iż w przyszłości te raty kredytu nie obejmują raty odsetkowej, czyli taki kredytobiorca spłaca sam kapitał.
Pod koniec lutego tego roku prezes Związku Banków Polski Tadeusz Białek w rozmowie ze Strefą Biznesu zwrócił uwagę, że przy tych sprawach nie ma automatyzmu i sąd za każdym razem musi podjąć indywidualną decyzję.
- Problem w tym, że kancelarie nie podają ile z nich jest przez sądy oddalane. Tymczasem okazuje się, że 95 proc. wszystkich spraw kończy się oddaleniem roszczeń. Te 5 proc. spraw - co musimy mocno podkreślić - nie dotyczy żadnych systemowych naruszeń. Najczęściej są to błędy o incydentalnym charakterze po stronie pracownika banku, który np. nie wręczył obowiązkowego formularza dotyczącego możliwości odstąpienia od umowy kredytu konsumenckiego w terminie - powiedział wtedy prezes Tadeusz Białek.
Według niego jeżeli pojawiają się jakieś błędy, to mają one charakter czysto ludzki, a mówienie, że zaraz sądy zaleje fala pozwów jest nadużyciem.
Kolejne ciemne chmury nad sektorem bankowym – kredyty i pożyczki oparte o wskaźnik WIBOR
Na początku stycznia Sąd Okręgowy w Suwałkach wydał wyrok w którym umowę kredytową w złotych opartą o wskaźnik WIBOR uznał za nieważną. Orzeczenie nie jest jeszcze prawomocne, ale uzasadnienie sądu wydaje się wskazywać pewien kierunek dla innych sędziów.
- Wyrok Sądu Okręgowego w Suwałkach ze stycznia tego roku jest kluczowy, a wręcz przełomowy w kwestii dotyczących kredytów opartych o wskaźnik WIBOR. Znana jest opinia przedstawicieli banku wobec tego wyroku, zwracająca uwagę, iż jak to sąd może tutaj polemizować z KNF-em, który nadzoruje administratora w zakresie WIBOR-u. Te zarzuty nie są zasadne, ponieważ kwestia rozstrzygana przez ten sąd dotyczyła kredytu z 2015 roku, kiedy w Polsce WIBOR nie miał żadnego uregulowania prawnego ani nadzoru KNF - powiedział mecenas Leszek Paterek w rozmowie ze Strefą Biznesu podczas EKG w Katowicach.
Mecenas wyjaśnia między innymi, że wskaźnik WIBOR był ustalany wtedy, na podstawie propozycji (arbitralnych kwotowań) banków dotyczących pożyczek, które sobie chcą wzajemnie udzielać na rynku międzybankowym.
Zdaniem mecenas Turkowskiej jesteśmy na początku drogi kwestionowania umów tzw. WIBOR-owych.
- Sąd w Suwałkach w tej sprawie stwierdził, że klauzula zmiennego oprocentowania jako klauzula abuzywna nie obowiązuje i po jej usunięciu umowa taka nie może dalej istnieć. Porównując tę sprawę do kredytów frankowych to jesteśmy na początku tej drogi – dodała mecenas Turkowska.
Konsument, który posiada kredyt lub pożyczkę opartą o WIBOR, może domagać się przed sądem jej unieważnienia lub uznania wskaźnika referencyjnego za nieuczciwy, co w następstwie powinno prowadzić do jego usunięcia z umowy. Jeżeli dochodzi do uzyskania orzeczenia o nieważności umowy to wtedy bankowi nie należą się żadne odsetki, ani prowizje czy dodatkowe opłaty, a konsument spłaca tylko sam kapitał.
ZBP zwraca uwagę, że takie kredyty dla konsumentów funkcjonowały nie tylko w Polsce
- Podobne produkty finansowe funkcjonowały w większości krajów Unii Europejskiej, jednak tylko w Polsce doszło do masowego podważania ich legalności i orzeczeń unieważniających całe umowy kredytowe. To lokalne zjawisko, wzmacniane przez rosnącą aktywność kancelarii odszkodowawczych, znacząco wpływa na percepcję Polski jako ryzykownego rynku dla inwestycji bankowych - powiedział prezes Tadeusz Białek w rozmowie ze Strefą Biznesu podczas EKG w Katowicach.
Prezes zwrócił także uwagę, że Polski sektor bankowy jest ewenementem w Unii Europejskiej, ponieważ w ponad 50-procentach jest kontrolowany, bezpośrednio lub pośrednio, przez Skarb Państwa, czyli duża część zysków jest skierowana do skarbu państwa, także do OFE, TFI.
Europejska Federacja Bankowa wskazuje, że Polska jest liderem wśród krajów członkowskich pod względem niepewności prawnej w sektorze finansowym. Powodem są m.in. masowe pozwy sądowe podważające legalność umów kredytowych – najpierw frankowych, a obecnie także złotowych. Szczególnie niepokojące jest coraz częstsze sięganie po tzw. sankcję kredytu darmowego w przypadku umów konsumenckich, nawet w sytuacjach wątpliwych merytorycznie.
Banki mają w ostatnim czasie złą passę? Znany prezes banku dolewa oliwy do ognia
W głośnym wywiadzie prezes banku BNP Paribas Polska Przemysław Gdański wskazywał m.in. źródła niechęci Polek i Polaków do instytucji bankowych i całego sektora.
- Moim zdaniem niechęć do banków ma korzenie w antysemityzmie. Historycznie pożyczaniem pieniędzy, w niektórych okresach zwanym lichwą, zajmowali się Żydzi. Szło się do Żyda i brało na procent, kiedy była potrzeba, nawet jeśli się go nie lubiło, bo innych możliwości zaciągnięcia kredytu nie było – stwierdził Przemysław Gdański w wywiadzie dla "Pulsu Biznesu".
Choć pod rozmową z prezesem znalazła się adnotacja, że opinie "mają charakter wyłącznie prywatny" i nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska banku, który reprezentuje to w sieci natychmiast zawrzało.
Sprawa tak bardzo nabrzmiała, że sam prezes Gdański zdecydował się zabrać głos tym razem poprzez media społecznościowe.
We wpisie na swoim profilu na LinkedIn zauważył, że jego słowa wywołały "niezwykle intensywną i emocjonalną dyskusję".
- Uzmysłowiłem sobie, że wydźwięk wywiadu jest inny, niż to, co chciałem przekazać, i że swoimi tezami uraziłem część z Was. Było to całkowicie niezamierzone. W związku z tym, po prostu, wszystkich Was serdecznie przepraszam (…) "Chciałbym jednoznacznie podkreślić, że moją intencją nie było oskarżenie kogokolwiek o antysemityzm - napisał Przemysław Gdański w poście w mediach społecznościowych.
Prezes jednocześnie wspomniał, że z sektorem bankowym i bankami jest związany od początku swojej kariery, dlatego jest mu trudno "zaakceptować wyraźną niechęć do banków".
