Spis treści
- Jak UE chce zmusić przemysł do zmiany technologii
- Te polskie branże ucierpią najbardziej
- Biznes może uciec z Unii
- Ile wyniesie opłata węglowa?
- Pomysł urzędników można z łatwością obejść
- Biedni otrzymają wsparcie w zakupie... „elektryka”
- Zablokować zmiany będzie trudno
- Polskie firmy będą musiały dać sobie radę
Jeszcze niedawno mogło się wydawać, że pandemia oraz wojna na Ukrainie zweryfikują ambitne plany Brukseli w kwestii zaostrzania polityki klimatycznej, która jest szczególnie kosztowna dla gospodarek opartych na paliwach kopalnych. Nic podobnego. Konieczność zapewnienia gospodarce źródeł energii spoza Rosji sprawiła, że unijni legislatorzy tylko przyspieszyli prace, których celem jest ostateczne porzucenie węgla i ropy na rzecz odnawialnych źródeł energii (OZE). Taki scenariusz przewidywał specjalny raport przygotowany wiele miesięcy wcześniej na zlecenie Fundacji Przyjazny Kraj przez Politykę Insight o niewinnie brzmiącym tytule: „Jak Europejski Zielony Ład zmieni konkurencyjność polskich firm”.
Na brukselskich biurokratach nie zrobiło też wrażenia to, że spowolnienie gospodarcze wywołane pandemią może być bardziej odczuwalne dla biedniejszych państw. Dostosować mają się wszyscy.
Jak UE chce zmusić przemysł do zmiany technologii
Wtorkowe głosowanie objęło trzy kluczowe akty prawne. Eurodeputowani postanowili zreformować Europejski System Handlu (ETS), który jest rynkowym narzędziem zmniejszania emisji dwutlenku węgla przez przemysł. W jego zamyśle jest przekazywanie firmom darmowych uprawnień do emisji CO2. Jeśli jednak poszczególne firmy potrzebują ich więcej, mają szansę dokupić certyfikaty, co z kolei oznacza większe koszty działalności i mniejszą konkurencyjność. Wszystko to po to, by skłonić przedsiębiorstwa produkcyjne do korzystania z czystszych technologii. Zgodnie z nowymi przepisami, bezpłatne uprawnienia do emisji będą stopniowo wycofywane w latach 2026-34, tak, by do 2030 r. przemysł ograniczył emisję o 66 proc. w porównaniu do 2005 r.
Te polskie branże ucierpią najbardziej
Najbardziej bolesnym elementem wtorkowych głosowań z punktu widzenia polskiej gospodarki może się okazać włączenie do systemu ETS kolejnych sektorów, które dotychczas nie musiały ponosić kosztów transformacji energetycznej w pełnym wymiarze. Do systemu trafią transport morski i powietrzny. Prawdopodobnie od 2027 r., a najpóźniej w 2028 powstanie także ETS II dla budownictwa i transportu drogowego. Choć szczegóły dotyczące opłat za emisję CO2 w tym nowym systemie nie są jeszcze znane, ich wysokość ma być nieco niższa niż w przypadku przemysłu. Tradycyjnie największe obciążenia dotknął przemysł, który w Polsce uzależniony jest od energii pochodzącej z paliw kopalnych.
Biznes może uciec z Unii
Tak restrykcyjne przepisy mogą budzić obawy o to, że część kapitału opuści UE. Istnieje też ryzyko, że niektóre produkty, do których wytworzenia potrzeba znacznych zasobów energii, a które trudno pozyskać z OZE, będą nabywane w Azji, w Afryce bądź za Oceanem. Aby ochronić niektóre europejskie przedsiębiorstwa, Bruksela postanowiła wprowadzić dodatkową opłatę dla importerów. Nowy quasi podatek będzie wprowadzany stopniowo, w miarę wycofywania bezpłatnych praw do emisji CO2, tj. od 2026 do 2034 r. Opłata węglowa (CBAM) dla importerów obejmie na razie takie towary, jak: żelazo, stal, cement, aluminium, nawozy, elektryczność, wodór.
Ile wyniesie opłata węglowa?
Firmy, które zdecydują się sprowadzać towar z katalogu CBAM, będą musiały odprowadzić różnicę pomiędzy opłatą emisyjną w kraju produkcji a ceną uprawnień do emisji w unijnym systemie ETS. Nie każdy jednak kraj ma taki system. Co wówczas? W takiej sytuacji importer będzie musiał odprowadzić całość opłaty należnej w UE, przez co sprowadzenie wspomnianych towarów może okazać się nieopłacalne. Bruksela chce w ten sposób zachęcić państwa afrykańskie i azjatyckie do wprowadzenia podobnych proklimatycznych obostrzeń.
Pomysł urzędników można z łatwością obejść
Eksperci nie są jednak przekonani co do tego, czy opłata węglowa, a tym bardziej stworzenie podobnego systemu do ETS przez inne państwa, będzie skuteczne. Mają też wątpliwości, czy europejskie firmy będą w stanie sprostać zewnętrznej konkurencji, jeśli CBAM zawiedzie.
- Z łatwością można sobie wyobrazić, że rządy pozaeuropejskich państw wprowadzą obostrzenia jedynie pozornie, po to by ich podmioty gospodarcze mogły zyskać lepszą pozycję konkurencyjną względem firm europejskich. Środki, które takie przedsiębiorstwa odprowadzą w ramach opłat emisyjnych, wrócą do nich, być może nawet w tej samej wielkości poprzez państwowe dotacje. Na to samo nie mogą liczyć podmioty europejskie, a przynajmniej nie w takim stopniu jak te, które działają poza Europą - mówi wykładowca akademicki, radca prawny Marek Stopczyński.
Biedni otrzymają wsparcie w zakupie... „elektryka”
Zagrożenie odpływu kapitału z Europy czy zachwianie konkurencji między firmami z UE a partnerami z Azji, czy Afryki to nie jedyny problem związany z nowymi przepisami, które przyjął Europarlament. We wtorek parlamentarzyści przegłosowali stworzenie Społecznego Funduszu Klimatycznego. Ma on być odpowiedzią na zagrożenie ubóstwem energetycznym, które grozi gospodarstwom domowym, w związku z wyższymi kosztami, jakie będą musiały ponieść branże budowlana i transportowa za sprawą włączenia ich do systemu ETS. W ramach tzw. okresu przejściowego najbiedniejsi mają otrzymać wsparcie w zakupie samochodu elektrycznego, zainstalowania pompy ciepła czy ocieplenia domu. Pieniądze na ten cel trafią m.in. z aukcji uprawnień do emisji ETS. Dodatkowe 25 proc. ma pochodzić z zasobów krajowych. Łącznie fundusz ma dysponować budżetem o kwocie 86,7 mld euro.
Zablokować zmiany będzie trudno
Warto dodać, że Polska nie ma szans zatrzymać samodzielnie przegłosowanych we wtorek zmian. Wcześniej zostały one bowiem wstępnie uzgodnione z Radą Unii Europejskiej (ministrowie państw UE), gdzie odbędzie się głosowanie. Aby zmiany nabrały obligatoryjnego charakteru, wystarczy większość kwalifikowana. Tymczasem unijne regulacje mogą mieć niebagatelne znaczenie dla rozwoju polskiej gospodarki z uwagi na jej wysoką emisyjność i wolne tempo transformacji energetycznej, ostrzegają twórcy raportu: „Jak Europejski Zielony Ład zmieni konkurencyjność polskich firm”. - Zapóźnienie energetyczne Polski sprawi ponadto, że powolne tempo transformacji będzie generowało coraz większe ryzyka dla krajowego biznesu - twierdzą eksperci Fundacji Przyjazny Kraj przez Politykę Insight. I dodają, że polskie PKB w 50 proc. opiera się na eksporcie, który w 75 proc. trafia do państw UE.
Polskie firmy będą musiały dać sobie radę
Co może w tej sytuacji zrobić polski biznes? - Aby zachować konkurencyjność, firmy będą musiały podejmować samodzielnie działania zmierzające do maksymalnego ograniczenia kosztów energii i śladu węglowego swoich produktów, np. inwestując we własne źródła OZE lub podpisując długoterminowe kontrakty na zakup zielonej energii bezpośrednio od wytwórcy - dowiadujemy się z dokumentu. Wiadomo jedno: tanio nie będzie.
Strefa Biznesu: Coraz więcej chętnych na kredyty ze zmienną stopą
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?