W 2013 roku Komisja Nadzoru Finansowego opracowała dla banków tzw. „Rekomendację S”. Dokument zawiera 26 pozycji, a wśród najważniejszych można wymienić kwestie kredytów walutowych, długość maksymalnego okresu kredytowania, czy też minimalnej kwoty wkładu własnego.
Wymogi nie takie straszne
I to właśnie ten ostatni punkt najbardziej zaniepokoił potencjalnych kredytobiorców i deweloperów, ponieważ do 2014 roku własne środki nie były obowiązkowe, a Rekomendacja S przewidywała stopniowe zaostrzanie kryteriów. Początkowo było to 5 proc. całej kwoty kredytu, rok później 10 proc., w 2016 15 proc., aż w 2017 sięgnęło 20 proc.
- Rynek miał już wkalkulowany wyższy wkład własny, bo o zamierzeniach Komisji wiedzieliśmy już od kilku lat - wyjaśnia Maciej Mączka, prezes zarządu grupy deweloperskiej Sento. - Relacje 20 proc. w stosunku do 80 proc. ze strony banku są dobre, bo budują podwaliny dla całego rynku. To może zapewnić jego stabilność - dodaje.
Wydaje się, że stopniowe zwiększanie wysokości środków własnych, powinno zmniejszyć ilość chętnych na kredyty. Tak się jednak się nie stało. Według sporządzonego przez Związek Banków Polskich raportu AMRON SARFiN, w 2014 roku udzielonych kredytów hipotecznych wyniosła 174 087, w następnym było to już 181 325.
Nie podano jeszcze szczegółowych danych na temat czwartego kwartału ubiegłego roku, dlatego nie można dokładnie obliczyć, ile umów zawarto w ciągu dwunastu miesięcy. Natomiast widoczną różnicę można zobaczyć, gdy porównamy drugi kwartał 2014, kiedy obowiązywał 5-procentowy wkład własny i 2016 roku – 15 proc. To aż ok. 2,6 tys. kredytów więcej (45 499 wobec 49 118), mimo pozornie mniej korzystnych warunków.
- Konsekwentnie poprawiamy ofertę i wyprzedzamy to, co się dzieje na rynku. Zanotowaliśmy 40-procentowy wzrost sprzedaży w porównaniu z rokiem poprzednim- komentuje ekspert.
Mieszkania za gotówkę
Rynek pierwotny ciągle się rozwija. Oprócz mieszkań sprzedawanych na kredyt można zaobserwować tendencję do coraz częstszego kupowania lokali za gotówkę. Mowa tu o zupełnie innej grupie docelowej, osobach, które posiadają odpowiedni kapitał i inwestują go w zakup mieszkania np. pod wynajem. Przy najniższych w historii oprocentowaniach lokat, takie rozwiązanie jest dla wielu najbardziej atrakcyjne. Znacznie więcej zyskać można na wynajęciu lokalu niż na odsetkach bankowych.
- Wydaje się, że rynek utrzyma trend wzrostowy, choć niewykluczone, że będzie on nieco mniejszy niż w 2016 roku - mówi Maciej Mączka. - Natomiast prognozujemy, że wzrost sprzedaży może wynieść 20, a nawet 30 proc., ze względu na rozpoczęcie budowy kolejnych inwestycji - dodaje.
Wygaśnięcie programu Mieszkanie dla Młodych i zastąpienie go Mieszkaniem + może wpłynąć na sytuację na rynku, ale deweloperzy nie obawiają się drastycznego spadku popytu. Jak twierdzą, zapotrzebowanie mieszkaniowe Polaków wciąż jest duże, kredyty udzielane są na podobnym poziomie, a lokale będą częściej sprzedawane za gotówkę. Powyższą tezę potwierdzają również ostatnie raporty analityków. Wynika z nich, że obecną kondycję rynku kształtują głównie niskie stopy procentowe, które z nawiązką rekompensują negatywny wpływ zaostrzającej się polityki kredytowej banków. To dlatego podwyżki wkładu własnego nie zachwiały popytem na mieszkania, a w ostatnich latach rynek nieruchomości mieszkaniowych bije kolejne rekordy.