- Krzysztof Pawiński jest absolwentem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, gdzie uzyskał tytuł doktora nauk. technicznych. Zakładając firmę, zaczynał od zera i stanął w szranki z wielkimi, globalnymi korporacjami. Nie tylko dorównał im, ale w niektórych segmentach prześcignął.
- Maspex Pawińskiego jest największą prywatną firmą w branży spożywczej w Polsce oraz jedną z największych w Europie Środkowo-Wschodniej.
- Nie będzie powrotu cen energii elektrycznej do okresu sprzed wojny – mówi Pawiński w wywiadzie dla Strefy Biznesu.
- Nie powinno się dotować aut elektrycznych, korzystniej jest wspierać panele fotowoltaiczne wraz z magazynem energii.
Strefa Biznesu: Na ile wzrost cen energii elektrycznej i cen gazu wpłynął na wasz koszt wytworzenia produktów w branży spożywczej?
Krzysztof Pawiński: Nie jesteśmy przedsiębiorstwem, gdzie koszt energii wynosi kilkanaście procent kosztów wytworzenia. Oczywiście to dalej są setki milionów rocznie, które wydajemy na gaz i energię elektryczną. Nie są one jednak takie, aby wywróciły logikę naszego biznesu, jak w przypadku hut stali czy firm chemicznych. O ile sektor gazowy, wydaje mi się, że reaguje bardziej rynkowo i jesteśmy na poprawnych poziomach kosztowych. O tyle z prądem mamy nadal problem, gdyż powrotu cen sprzed wojny nie ma i chyba nie będzie.
Czytaj również: Wojna cenowa sieci spożywczych. Prezes Maspeksu patrzy ze zdumieniem na to, co robią Biedronka i Lidl
Wzrost cen energii w Polsce wynika także ze wzrostu cen uprawnień do emisji CO2. Co może pana zdaniem może jednak wpłynąć na obniżenie tych rachunków?
Nie można za wszystko winić opłaty CO2. Budżet państwa ma nawet do trzydziestu miliardów corocznego dochodu z tytułu sprzedaży tych uprawnień. Można zapytać, na co te pieniądze są potem przeznaczone, bo wydaje się, że na wszystko z wyjątkiem transformacji energetycznej. Stworzyliśmy z CO2 instrument podatkowy, który miał służyć pewnym zmianom. Czy te pieniądze są zbierane i pomagają w tym, aby obniżyć nam wszystkim koszty energii? Ja mam wątpliwości.
Być może technologia zdąży wyprzedzić pewne regulacje i zbliżające się wielkimi krokami kolejne podwyżki cen energii.
Nie wiem, czy to nastąpi szybko, ale to, co się dzieje obecnie na rynku z bateriami do magazynów energii, jest wyjątkowo optymistyczne. Skala spadku cen ogniw jest obecnie wykładnicza i zapowiada się, że nastąpi kolejna duża obniżka w przyszłym roku. Jeśli zejdziemy z ceną magazynowania energii i całym oprzyrządowaniem, poniżej stu dolarów za jeden kWh (kilowatogodzinę) pojemności, to wejdziemy w zupełnie inny wymiar możliwości. Musimy iść jako kraj w dofinansowanie magazynów energii elektrycznej, a tymczasem wciąż słyszymy o próbach dofinansowywania samochodów elektrycznych. Wydaje mi się, że gigantyczne środki, które zostały już wydane na panele słoneczne, nie powinny być marnotrawione. W mojej opinii każda nowa instalacja powinna mieć taki magazyn energii na co najmniej 5 godzin. Jeżeli jeszcze okaże się, że wejdzie kolejna generacja ogniw opartych o sód (Na), to będzie to kolejna rewolucja nie tylko cenowa. A sód jest znacznie bardziej dostępny i tańczy niż np. lit.
Jak biznesmen widzi potencjał naszego rynku, co z walką cenową Biedronki i Lidla i co z kolejnymi akwizycjami i sprawami przedsiębiorców? Między innymi o tym przeczytacie w dalszej części wywiadu dla Strefy Biznesu:
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!
