Spis treści
Zawieszenie broni było konieczne
2 maja, po rozmowach w Genewie, USA i Chiny ogłosiły 90-dniowe zawieszenie broni. Stany Zjednoczone obniżyły cła na chińskie towary z 145% do 30%, a Chiny zredukowały cła na amerykańskie produkty z 125% do 10%. Obie strony zobowiązały się również do tymczasowej zniesienia środków pozataryfowych i kontynuowania negocjacji w celu osiągnięcia długoterminowego porozumienia.
Rezygnacja przez rząd Xi Jinpinga z twardej linii wobec Waszyngtonu wydaje się posunięciem tyleż pragmatycznym, co koniecznym – chińska gospodarka, choć wciąż imponująca skalą, wyraźnie odczuwa skutki potyczki celnej. Do takiego wniosku można dojść, analizując najnowsze dane opublikowane przez Narodowe Biuro Statystyczne Chin (NBS). Produkcja przemysłowa w kwietniu 2025 roku wzrosła o 6,1% rdr, co stanowi spowolnienie w stosunku do marcowego wzrostu na poziomie 7,7%. Mimo to, wartość eksportu pozostała niemal na tym samym poziomie, co sugeruje, że chińscy producenci zdołali częściowo zrekompensować spadek zamówień z USA m.in. poprzez rozszerzony program wymiany dóbr konsumpcyjnych, na który Pekin przeznaczył aż 300 miliardów juanów (około 41,5 miliarda dolarów). Strategia mająca złagodzić skutki amerykańskiej polityki celnej przewiduje subsydia na zakup pojazdów elektrycznych, sprzętu AGD i innych dóbr konsumpcyjnych, oferując zniżki sięgające nawet 20% wartości produktu.
Jasnym sygnałem, że chińska gospodarka nie jest przygotowana na długotrwałą konfrontację handlową z USA, może być fakt, że mimo szeroko zakrojonych działań stymulacyjnych sprzedaż detaliczna wzrosła w kwietniu zaledwie o 5,1% rdr, co stanowi spadek w porównaniu z marcowym wzrostem na poziomie 5,9%.
Widmo ceł nad Europą
Zmniejszenie napięć handlowych między dwiema największymi gospodarkami świata może pomóc w ustabilizowaniu globalnych łańcuchów dostaw, co byłoby korzystne również dla polskiego eksportu. Sytuację komplikuje jednak fakt, że relacje handlowe między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską nadal pozostają napięte, a nad Starym Kontynentem wisi realna groźba nałożenia przez Waszyngton nawet 25-procentowych ceł. Jeśli rzeczywiście wejdą w życie, to – jak ostrzega Polski Instytut Ekonomiczny – polski PKB może zmniejszyć się o 0,38–0,43%, co oznaczałoby straty przekraczające 10 miliardów złotych (czyli około 2,4 miliarda euro). Dla kontekstu: obecnie aż 2,6% polskiego PKB generowane jest dzięki popytowi ze strony USA na towary pochodzące z Polski.

Biznes
– Wprowadzenie przez Donalda Trumpa zaporowych ceł na produkty z Unii Europejskiej byłoby ciosem nie tylko dla polskiego przemysłu, lecz także dla szeroko pojętego handlu detalicznego. Spadek konkurencyjności rodzimych towarów odczułyby zwłaszcza firmy działające w modelu direct-to-consumer, które w ostatnich latach intensywnie rozwijały sprzedaż na amerykańskim rynku poprzez własne sklepy internetowe i platformy typu Amazon. Ucierpieć mogą producenci kosmetyków, odzieży, wyrobów jubilerskich i dóbr luksusowych – branże, które do tej pory notowały wzrosty dzięki korzystnym marżom i relatywnie niskim kosztom logistyki – mówi Piotr Szewczyk z Get Noticed, agencji marketingowej specjalizującej się w skalowaniu e-commerce i handlu transgranicznym.
Szewczyk przewiduje, że możliwe są też perturbacje w łańcuchach dostaw – szczególnie jeśli europejskie firmy zaczną przenosić produkcję do krajów spoza UE, by ominąć amerykańskie cła. W efekcie krajowy rynek będzie musiał zmierzyć się z rosnącymi cenami komponentów i opóźnieniami logistycznymi.
– Konsumenci odczują to w postaci droższych produktów i dłuższego czasu dostaw. Dla polskich detalistów i platform sprzedażowych taki scenariusz oznacza konieczność pilnego przeglądu strategii sourcingu, logistyki i rynków zbytu – przekonuje ekspert.
Tania chińszczyzna zaleje Polskę
– Amerykańskie cła na produkty z Unii Europejskiej to nie jedyne zagrożenie, z jakim może w najbliższym czasie zmierzyć się polska gospodarka. Poważne konsekwencje może mieć także spadek konkurencyjności chińskich produktów na rynku amerykańskim. Wypchnięcie chińskich firm z USA zmusi je do szukania nowych odbiorców na innych kontynentach. Naturalnym kierunkiem ekspansji jest dla nich Europa. Efektem może być zalew unijnego rynku, w tym także Polski, tanimi towarami. Chińscy eksporterzy, chcąc pozbyć się nadwyżek produkcyjnych, mogą stosować agresywną politykę cenową, destabilizując lokalną konkurencję. Według analityków Credit Agricole Bank Polska, szczególnie narażone na taką ekspansję są polskie branże: elektromaszynowa, meblarska, chemiczna, a także producenci AGD i elementów elektronicznych. Eksperci ostrzegają, że importowane z Chin towary mogą wyprzeć z rynku krajowe odpowiedniki, pogarszając i tak już trudną sytuację wielu firm borykających się z rosnącymi kosztami pracy, energii i logistyki. Jeśli Unia nie zdecyduje się na wprowadzenie działań ochronnych, polscy eksporterzy mogą stracić nie tylko udział w rynku krajowym, ale i konkurencyjność na arenie międzynarodowej.
Masowy napływ tanich chińskich towarów do Europy może wywołać w Polsce szok podażowy, porównywalny ze skutkami wejścia Chin do WTO. Producenci znad Wisły, zwłaszcza z branż elektromaszynowej, meblarskiej i AGD, staną przed brutalną konkurencją cenową. W tej sytuacji nie wystarczy walka o niższą cenę. Chiny zresztą już dawno ją wygrały. Kluczem będzie przesunięcie pozycji rynkowej z „tanio i dobrze” na „lepiej, bliżej i szybciej” – tłumaczy ekspert Get Noticed.
Polskie firmy powinny równolegle inwestować w automatyzację produkcji, by ograniczyć koszty jednostkowe i zwiększyć elastyczność.
– Istotne będzie też wzmacnianie marek własnych oraz skracanie łańcuchów dostaw. Klient, który dziś wybiera chiński produkt ze względu na cenę, może zdecydować się na polski, jeśli będzie miał go na miejscu lub z szybszą dostawą i obsługą posprzedażową. Pomóc może także certyfikacja jakości i ekologia, jako że wrażliwość konsumencka w Europie rośnie, a ślad węglowy i standardy etyczne produkcji zyskują znaczenie – kwituje Szewczyk.